wtorek, 11 czerwca 2013

'Jezu, żyję wśród debili...'

   Najważniejszy jest spokój, nie dajmy się ponieść emocjom. Przecież Cris mógł coś źle zrozumieć albo po prostu sobie coś wymyślił. Najlepiej będzie porozmawiać z Sergio, wtedy wszystko będzie jasne. Od kilkunastu minut chodzę w kółko po pokoju i czekam na powrót Hiszpana. Nie będę się narzucać, po prostu spokojnie porozmawiamy. Na pewno to jest jakaś pomyłka. W końcu słyszę otwierające się drzwi.
-Juluś!- no jeszcze naprutego w cztery dupy Hiszpana mi brakowało.
-Julcia!- przepraszam, Hiszpana, Portugalczyka i Brazylijczyka.
-Co?- spytałam, wyszłam z sypialni i poszłam do pijaczyn.
-Tu jest mój Skarbek!- krzyknął uradowany Sergio i przytulił mnie. No w takim stanie to ja z nim nie będę rozmawiać.
-Idź spać, co? Zresztą wy wszyscy powinniście powędrować do łóżek-
-Tak jest- odparli zgodnie i pobiegli do pokoi. Po kilkunastu minutach spędzonych w kuchni wypatrując czegoś za oknem, poszłam się położyć. Długo nie wytrzymałam obok Sergio (zapach alkoholu był nie do wytrzymania), więc resztę nocy spędziłam na kanapie.
   Kraina marzeń, relaks, przerwa od problemów, a tu nagle 'JEB' nad głową. Z przerażenia spadłam z kanapy.
-Czy Ciebie debilu pogrzało?- krzyknęłam i podniosłam się z ziemi.
-Nie, ale jestem głodny- odparł uśmiechnięty Marcelo.
-I z takiej przyczyny walisz patelnią o garnek o godzinie- spojrzałam na telefon -  ósmej rano?! Ty jesteś nienormalny, a o śniadanku możesz pomarzyć!-
-No proszę!- no co za debil...
-Nie!- odkrzyknęłam i poszłam do łazienki. Gorąca kąpiel i znów chwila relaksu... Marzenia!
-Jula, mogę wejść?- tym razem Pepe dobija się do drzwi.
-Leżę sobie nago w wannie pełnej piany, ale oczywiście możesz wejść, przecież w ogóle nie będziesz mi przeszkadzał w braniu kąpieli-
-Dzięki- usłyszałam kiedy Portugalczyk wszedł do środka.
-Wypierdzielaj mi stąd!-
-Przecież powiedziałaś, że mogę wejść-
-Jezu, żyję wśród debili...-
-Mówiłaś coś?- spytał Pepe.
-Nie- Portugalczyk zaczął przeszukiwać każdy zakamarek łazienki.
-Czego Ty szukasz?- spytałam.
-Położyłem to chyba... Na parapecie!- krzyknął i podbiegł do okna. Dla ścisłości: wanna stoi pod oknem, więc Pepe ujrzał mnie w pełnej okazałości.
-A popatrz się jeszcze! Ja poczekam!-
-To co mam zamknąć oczy?-
-Tak- Pepe posłusznie zasłonił dłonią twarz. To nie był dobry pomysł... Obrońca zaczął zrzucać wszystko z parapetu, a kiedy dotknął już telefonu( który akurat teraz jest mu niesamowicie potrzebny!) poślizgnął się i wpadł do wanny -Zamorduję Cię! Jeszcze dzisiaj będziesz martwy!-
-Jezu, co wy tu robicie?- spytał Marcelo, który nie wiadomo skąd pojawił się w łazience razem z Cristiano.
-Mogę się przyłączyć?- spytał Cris i już brał rozbieg.
-NIE!- krzyknęłam, ale na co moje krzyki? Po chwili leżał koło mnie napastnik -Nie za wygodnie wam?- piłkarze leżeli na mnie, moja głowa znajdowała się ledwo co nad powierzchnią wody, przez co prawie nie mogłam oddychać.
-Wiesz, prawdę mówiąc to...-
-Chłopaki ja jestem tolerancyjny, ale nie myślałem, że wy jesteście... Hmm, razem? Róbcie co chcecie, ale nie w tym domu i nie w tej wannie-
-No co Ty, to nie tak jak myślisz...- zaczął Pepe, który próbował wyjść z wody, jednak nie zbyt mu to wychodziło.
-Ale nie tłumacz się, jak już mówiłem: jestem tolerancyjny i akceptuję to. Zresztą nieważne, nie widzieliście może mojej księżniczki?-
-Przecież ona leży pod nimi- odparł ze spokojem Marcelo, przeżuwając swoją kanapkę.
-Słucham?! Wyjazd mi z tej wanny, ale to już!- zaczął wykrzykiwać Hiszpan i zaczął mnie 'ratować'. Po kilku minutowej akcji ratunkowej w końcu byłam wolna. Czemu trwało to tak długo? Uwierzcie mi, wyciągnięcie dwóch, ważących 90 kg facetów, z których jeden ma radochę, że leży na gołej dziewczynie, a drugi przeżywa zalanie swojego telefonu, zajmuję trochę czasu.
-Nic Ci nie jest?- spytał Sergio owijając mnie ręcznikiem. Jaki to ma sens jak i tak pozostała trójka przed chwilą widziała mnie całkiem nago.
-Nie, jest okej- pocałował mnie w czoło i dołączył do reszty, która ma niezły ubaw (oprócz Pepe), a ja poszłam się ubrać.
-To było zabawne- powiedział z bananem na twarzy Cris, kiedy weszłam do kuchni.
-No szkoda, że zdjęć nie robiliście...- burknęłam nalewając sobie wody.
-No właśnie! Wiedziałem, że czegoś nie zrobiłem. Musimy to powtórzyć, Jula marsz do łazienki- zarządził Portugalczyk, na co spiorunowałam go wzrokiem. Godzinę później trójka kretynów poszła się opalać, a ja zostałam z moim kochanym kretynem. W końcu muszę z nim pogadać.
   Zrobiłam sobie herbatę i siadłam koło Sergio, który udawał, że czyta gazetę.
-Musimy pogadać- odparłam. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie.
-Nie lubię, jak tak mówisz, no ale słucham- odłożył czasopismo i wpatrywał się we mnie. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mówić.
-Wiesz co, nie wiem jak Cię o to zapytać i czy w ogóle o coś pytać, ale...-
-Wal prosto z mostu- uśmiechnął się.
-No dobra. Czy Ty jesteś ojcem? W sensie czy będziesz?-
-Wiesz, mam nadzieję, że kiedyś wydasz na świat mojego potomka, więc moja odpowiedź brzmi...-
-Nie- przerwałam mu -Nie o to pytam- jeszcze jeden głęboki wdech i jedziemy- Pilar jest w ciąży, a ty jesteś ojcem. Prawda to, czy nie?-
-Skąd Ci to przyszło do głowy-
-Odpowiedz- uśmiech zszedł mu z twarzy.
-Skarbie Pilar podobno jest w ciąży, mama coś wspominała, ale to nie ja jestem ojcem-
-Jesteś pewien?-
-Oczywiście, że tak- jego słowa trochę mnie uspokoiły, ale nie do końca -Czy taka odpowiedź Ci wystarcza?- kiwnęłam twierdząco głową. Na razie musi starczyć, dopiero za dziewięć miesięcy(może trochę mniej) dowiem się, czy na pewno mnie nie okłamał.

*Sergio*

   Ona mnie zabije. Co ja jej miałem powiedzieć? 'Tak kochanie, będę ojcem dziecka kobiety, której nienawidzisz'. W sumie to nie skłamałem... No po części tak, ale jaką ja mam pewność czy to na pewno moje dzieło? Pilar sypia z różnymi facetami, więc każdy może być ojcem. Dowiem się za kilka miesięcy, który z nich okazał się tym 'szczęściarzem'. 
*Jula*
   W końcu wracamy do domu! To znaczy z jednej strony będę tęsknić za tym miejscem, ale z drugiej... Ja chcę do mojego łóżeczka, chcę się wyspać, mam dosyć tych kretynów... Dalej ich kocham, ale co za dużo, to nie zdrowo. Poza tym nie długo moja osiemnastka, więc czas zacząć coś organizować. Czasu coraz mniej, a ja jestem w dupie, że się tak wyrażę. 
   Na miejscu czekała na mnie mega miła niespodzianka. 
-No mówię Ci, że to tu-
-Ale nikogo nie ma, powinna być w domu- usłyszałam jakieś znajome głosy. Do tego te dwie osoby rozmawiały po polsku. Nie uwierzę póki nie zobaczę.
-Aaaa!- zaczęłam krzyczeć jak wariatka i podbiegłam do grupki dziewczyn. 
-No witam szanowną Panią!- usłyszałam na powitanie.
-Nie wierzę, że tu jesteście- przyjechały do mnie moje dawne przyjaciółki z Polski. Dokładniej Oliwia, Paulina i Agata. 
-My też jeszcze nie- odparły chórkiem. 
-Skarbie, kim one są?- spytał Sergio i objął mnie w pasie.
-No teraz to ja nie wierzę! Toż to samo Sergio Ramos!- zaczęła wydzierać się Paula. Od kiedy pamiętam ma na jego punkcie obsesje. 
-O czym ona mówi?- zapomniałam, że Sergio nie mówi po polsku, więc trzeba będzie wszystko tłumaczyć. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, bo po chwili na jego szyi zawisła Paula. Po chwili 'szaleństwa' ze strony dziewczyn, weszliśmy do środka. 
   Zrobiłam im coś do jedzenia, sama zresztą też zjadłam. Podczas gdy ja rozmawiałam z dziewczynami, opowiadałam im historie mojego życia, Sergio gdzieś pojechał. Zaczynałam się powoli o niego martwić. Nie dawał żadnych znaków życia, a robiło się już późno. Kiedy po prawie dwóch godzinach wzięłam telefon, żeby do niego zadzwonić, wrócił, ale nie był sam. 
-Mesut!- usłyszałam pisk Oliwii, a jedyne co potem zobaczyłam to jej bieg przez salon i przerażenie w oczach Niemca.
*
   Takie o specjalnie dla wymienionych wyżej osób :D Oliwia, spełniłam po części Twoje marzenie - jest Mesut :D
   

wtorek, 4 czerwca 2013

"Jest jak w bajce"

   Jula jak zwykle poszła biegać. Zaczynam się trochę o nią martwić, strasznie schudła. Nie mówię, że wygląda źle, ale jest za szczupła. Mam nadzieję, że się opamięta z tymi dietami i zdrowym trybem życia. Może przygotuję jej jakieś przepyszne, wysokokaloryczne śniadanie? O tak, to jest dobry pomysł. Już miałem zabrać się za przygotowywanie posiłku, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Kogo niesie o tej porze? Jest dopiero ósma rano. 
-Hej skarbie- no akurat Pilar to się nie spodziewałem.
-Czego chcesz?- spytałem ozięble.
-A co Ty taki nie miły?- próbowała wejść do środka, ale zablokowałem jej drogę -Okej, nie zajmę dużo czasu. Chcę tylko, żebyś wiedział o tym- rozpięła płaszcz -Mój drogi, co masz taką minę? To Twoje dzieło, więc liczę na wsparcie z Twojej strony- chyba nie do końca rozumiem -Przywitaj się z dzieckiem- chwyciła moją dłoń i położyła na swoim brzuchu. Szybko wyrwałem rękę z uścisku.
-Jaką mam pewność, że jest ono moje?-
-Szósty tydzień, z pewnością jest Twoje- Jula mnie zabije...
*
    
   Koniec sezonu. Wiadomo, że chłopaki nie są zadowoleni, ale nie jest aż tak źle. Dzisiaj wylatujemy na wyspę Fidżi. W sumie jedziemy jeszcze z  Pepe, Marcelo i Crisem. Szykował się taki romantyczny wyjazd, a tu dupa. "Kochanie, oni są jak rodzina", te słowa słyszałam przez kilka dni, kilkadziesiąt razy dziennie. W końcu nie wytrzymałam i się zgodziłam, miałam jakieś inne wyjście?
-Pakuj się, a nie kawkę pijesz- powiedział entuzjastycznie wchodząc do kuchni.
-Jestem już spakowana- burknęłam i upiłam łyk napoju.
-Tak? A czyje kosmetyki i torby z dopiero co kupionymi ubraniami leżą na łóżku?- spojrzałam na niego, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Odstawiłam kawę i pobiegłam do pokoju słysząc za sobą śmiech Sergio.  Pół godziny później wyjechaliśmy z domu,a na lotnisku spotkaliśmy się z resztą naszych towarzyszy.
   Po cholernie długiej i męczącej podróży w końcu jesteśmy na miejscu. Jest tu wprost cudownie! Nie dość, że piękna pogoda to jeszcze te widoki... Żyć, nie umierać! Do tego nasz domek, pełen luksus. Wynajęliśmy jeden dom (ściślej mówiąc willę), w której są bodajże cztery sypialnie, kilka sporych łazienek, sauna, basen i jeszcze jakieś 'atrakcje', których nie pamiętam. Tu jest jak w niebie. Oczywiście ja i Sergio zajęliśmy najlepszą sypialnię. To znaczy najpierw Cris ją wypatrzył, ale po krótkiej wymianie argumentów, odstąpił nam pokój. Z okna mamy piękny widok na ocean.
-No i jak?- spytał Sergio obejmując mnie w pasie.
-Jest jak w bajce- jestem całkowicie zauroczona tym miejscem, jeszcze nigdy czegoś tak pięknego nie widziałam. Hiszpan oparł brodę na moim ramieniu.
-Cieszę się, że spędzimy trochę czasu z dala od mediów, od kibiców, od rodziny. Po prostu będziemy sami- w tym momencie coś się stłukło w kuchni, a po chwili dotarł do nas śmiech Pepe -No może nie do końca sami, ale oni niedługo znajdą sobie jakieś zajęcie i nas zostawią samych- uśmiechnęłam się.
-Nie śmiej się debilu, to pewnie było drogie!- zaczął wykrzykiwać Marcelo.
-Spokojnie pączusiu, zapłacę- wydusił Pepe.
-I nie nazywaj mnie pączusiem- odparł Brazylijczyk i zabrał się za sprzątanie. Taki mnie więcej widok ujrzałam, kiedy weszłam do kuchni.
-Zawsze musicie coś popsuć?- spytał zażenowany Sergio.
-To ten kretyn mnie popchnął!- zaczął bronić się Marcelo.
-Idę się przejść- burknęłam i wyszłam w domu. Przeszłam kilka metrów i natknęłam się na Crisa. Wyglądał na lekko zdołowanego. Siedział na ławce i gapił się na ocean.
-Ładnie tu- rzucił od niechcenia. Przytaknęłam -Romantycznie- to było dziwne, zwykle napastnik się tak nie zachowuje, a przynajmniej nie mówi w taki sposób -Idealne miejsce dla zakochanych, szczęśliwych ludzi-
-O czym ty w ogóle mówisz?- może on jest chory albo coś? Nigdy nic nie wiadomo.
-O niczym, głośno myślę- odparł nie odrywając wzroku od wody.
-A co słychać u Iriny?- od jakiegoś czasu z nią już jest, więc może planuje jakieś oświadczyny?
-Nic- spojrzałam na niego pytającym wzrokiem -Rozstaliśmy się- no lekko mnie to zszokowało. Jeszcze niedawno mówił tylko o niej, a nagle się rozstali.
-Dlaczego?-
-Nie potrafiłem z nią być...-
-Chodźcie, idziemy zwiedzić okolicę- przerwał Crisowi uśmiechnięty Sergio.
   Od przyjazdu tutaj minęły już trzy dni. Praktycznie każdego dnia wymyślamy to nowe atrakcje. Wczoraj na przykład były skutery wodne. Polecam, są naprawdę świetnym pomysłem, na spędzenie czasu. Dzisiaj postanowiliśmy trochę się zabawić. Ja już jestem gotowa, ale chłopaki... Szkoda gadać.
-Ruszcie się!- krzyknęłam, a po chwili koło mnie pojawił się Cris. Jak zwykle smutny. Od kilku dni właściwie nie widać uśmiechu na jego twarzy, chodzi zdołowany, nic nie jest w stanie poprawić mu humoru -Uśmiechnij się, może dzisiaj kogoś poznasz- poklepałam go po plecach. Próbował się uśmiechnąć, ale niezbyt mu to wyszło. Po dwudziestu minutach, wszyscy byli już gotowi. Nareszcie wyszliśmy.
   Po już kilkugodzinnej zabawi, robiłam się coraz bardziej zmęczona. Poza tym w knajpie było coraz więcej ludzi.
-Strasznie mi duszno, pójdę się przejść- powiedziałam do Sergio, który razem z Pepe i Marcelo upijał się 'drinkami z palemką'. Zauważyłam spacerującego po plaży Crisa. Od razu do niego podbiegłam.
-Czemu się nie bawisz?-
-Nie mam nastroju-
-Ej, co jest?- chwyciłam go za rękę i zatrzymałam.
-Nic- burknął kopiąc nogą w piasku.
-Przecież widzę- wziął głęboki oddech i w końcu zaczął mówić.
-Bo ja tak dłużej nie mogę - spojrzałam na niego zaskoczona, nie za bardzo rozumiejąc o co mu chodzi -Nie mogę patrzeć na Twoje szczęście-
-Co? O czym Ty mówisz?-
-Boli mnie, że jesteś szczęśliwa z Sergio, a nie ze mną- no teraz to mnie całkowicie zamurowało -Pamiętasz jak... Jak wtedy ze mną sypiałaś?-
-Wolę do tego nie wracać-
-Myślałem, że coś między nami będzie, coś więcej niż tylko seks za pieniądze-
-Nigdy nie robiłam Ci żadnych nadziei- chwycił mnie za dłoni i przyciągnął do siebie.
-I właśnie to sprawiało, że pragnąłem Cię jeszcze bardziej- nie wiem kiedy, ale nasze usta po prostu się spotkały. Dzięki Bogu, szybko otrzeźwiałam.
-Nie mogę-
-Przez Sergio?-
-Jestem z nim w końcu szczęśliwa, zaakceptuj to-
-A co jeśli Ci powiem, że za jakieś osiem miesięcy Sergio zostanie ojcem?-
*
   Długo nic nie było, ale wreszcie jest :D Postaram się po nadrabiać zaległości.