niedziela, 31 marca 2013

" Zaczął się pościg niczym z GTA"

-Zabierz tę rękę- Wojtek nawet nie drgnął, a jego dłoń wciąż znajdowała się na moim biodrze -Wojtek!- nic. Odsunęłam się od niego, ale on dzielnie walczy... Przysunął się, ale tym razem jego ręka 'oplotła' się wokół mojej talii -No rzesz kurwa, zabierz tą łapę!-
-Daj spać mistrzowi- burknął i mocno mnie przytulił. Wydostanie się z jego uścisku, to jak walka z wiatrakami... Nie da rady z nim wygrać.
-Mistrzowi to może bym dała spać, ale Tobie? Nawet w jedenastce nie jesteś...- powiedziałam teatralnie. W tym momencie trafiłam w jego czuły punkt.
-Ja nie jestem mistrzem?!- od razu się obudził, a taki śpiący był...
-Ale nie krzycz, bo mistrzowie śpią-
-Zaraz poznasz mistrza!- wykrzyczał i zaczął mnie gilgotać. Tym razem to on trafił w mój czuły punkt.
-Nie, błagam!- wydusiłam przez śmiech. Przestał, ale wciąż mnie trzymał.
-Kto jest mistrzem?-
-Boruc!-
-Sama tego chciałaś- i znowu zaczął mnie gilgotać.
-Dobra! Ty jesteś mistrzem!-
-Jeszcze raz, bo nie słyszałem-
-Jesteś mistrzem, okej?-
-No i to mi się podoba- odparł dumnie i pocałował mnie w policzek. Odwróciłam się do niego plecami
-Jaki Ty jesteś denerwujący- lekko się zaśmiał. Spojrzałam na niego -Ale i tak Boruc jest mistrzem-
-O Ty!- już chciał mnie złapać, ale teraz to ja byłam szybsza.
-Nie tym razem bejbe- odparłam, stojąc koło łóżka.
-I tak mi nie uciekniesz- w tym momencie wstał, a ja wybiegłam na korytarz. Zaczął się pościg niczym z GTA. Biegaliśmy po wszystkich piętrach hotelu, minęliśmy kilku gości. Wbiegając do baru, natknęliśmy się na Wasyla i Kubę. Po kilku minutach stwierdziłam, że ściganie się z piłkarzem nie jest dla mnie. Powoli zaczęłam tracić siły, a on to tylko wykorzystał -Znów udowodniłem, że to JA jestem mistrzem!- wziął mnie na ręce, po czym przerzucił przez ramie.
-Wojtek to nie jest śmieszne! Puść mnie- oczywiście z jego strony zero reakcji. Nie za bardzo wiem, dokąd mnie niesie, bo jestem odwrócona tyłem.
   Pomimo moich ogromnych wysiłków, bicia go pięściami, kopania nogami, Wojtek ciągle mnie niósł. Kiedy w końcu wniósł mnie do pokoju, myślałam, że mnie puści, ale nie...
-Ała!- krzyknęłam, kiedy Wojtek z niewiadomych przyczyn rzucił mnie na łóżko, po czym sam się na mnie położył.
-Teraz mi nie zwiejesz-
-Zabawne, dobra zejdź ze mnie, bo do najlżejszych nie należysz- Wojtek posłusznie osunął się na bok. Ja go nie rozumiem, najpierw za wszelką cenę chce mnie złapać, a potem, jak gdyby nigdy nic, odpuszcza -A teraz dobranoc- odwróciłam się do niego plecami -I zabierz tą rękę-
-Nie- odparł krótko. Ponieważ ta bieganina trochę mnie zmęczyła, nie chciało mi się z nim dłużej kłócić.
*
   Przegrali 3:1... Chociaż Piszczu obronił honor drużyny. Właśnie jesteśmy w drodze do hotelu, humory nie są zbyt dobre ( nie ma co się dziwić), więc jedziemy w ciszy. Ponieważ nie mam co ze sobą teraz zrobić, postanowiłam włączyć mój telefon, który milczy od tygodnia. Mam nadzieję, że Iker nie zawiadomił policji o moim zniknięciu. Nie zdziwiłabym się... Wiem, powinnam mu powiedzieć, żeby się nie martwił, no ale cóż... Nie jest tak źle. Jedyne 67 połączeń i 22 wiadomości od Ikera, a od Sergio 'tylko' 36 nieodebranych i 45 SMS. Na pierwszy ogień: Iker. Zapewne treść wszystkich wiadomości brzmi mniej więcej tak: 'Gdzie Ty do cholery jesteś?' postanowiłam, że od razu do niego zadzwonię.
-Cześć braciszku- już wziął oddech, żeby coś powiedzieć, ale byłam szybsza -Proszę, nie denerwuj się. Nic mi nie jest. Aktualnie jestem w Polsce, w Warszawie i zostanę tu do środy, a może i dłużej- powiedziałam to na jednym oddechu.
-Pozwól, że zadam Ci jedno pytanie- odparł całkiem spokojnym głosem. Może nie będzie aż tak źle? -GDZIE TY KURWA JESTEŚ I CO TAM ROBISZ?- czy on mnie w ogóle słuchał?
-Przecież Ci wyjaśniłam: jestem w Warszawie, a przyjechałam na mecze reprezentacji-
-Twoja reprezentacja właśnie grała w Hiszpanii, więc co ty TAM robisz?-
-Nie zapominaj, że jestem też Polką, więc kibicuję dwóm reprezentacjom. Zresztą wiadomo było, że wygracie, więc mecz Polska: Ukraina był ciekawszy-
-Tak się składa, że zremisowaliśmy- a to niespodzianka -Zresztą nieważne. Powiedz mi, dlaczego wystawiłaś Sergio?- spytał z wyrzutem.
-Ja go wystawiłam?- chyba jego przyjaciel nie powiedział mu pełnej wersji wydarzeń.
-To Ty miałaś do niego pojechać, a nie na odwrót. Zresztą chłopak się stara, a Ty go olewasz-
-Nie rozśmieszaj mnie. Dobrze wiem, że znów jest z Pilar, dlatego cały ten wyj...-
-Skąd masz niby takie informacje?- wtrącił się Sergio. Mam dziwne wrażenie, że mój braciszek włączył głośnik i naszą całą rozmowę słyszą Hiszpanie, znajdujący się w jego pokoju.
-Od Twojej cudownej mamusi-
-Ona by tego nie powiedziała, bo zawsze chce dla mnie jak najlepiej. Zresztą to nie prawda, więc teraz nie zmyślaj- podniósł głos, co mi się nie podoba.
-Widać nie znasz jej za dobrze. Zresztą nie oszukuj mnie, ani swoich znajomych. Dobrze wiemy, że byłam Twoją zabawką, którą mogłeś się pobawić kiedy tylko chciałeś,a ja głupia Ci na to pozwalałam. Jak widać, robienie mi nadziei, dawało Ci wiele satysfakcji. Dlatego skończmy tą dziecinadę, bądź sobie szczęśliwy z Pilar, a o mnie po prostu zapomnij. Zresztą to pewnie nie będzie takie trudne- głos powoli zaczynał mi się łamać, więc postanowiłam zakończyć tę rozmowę, zanim całkiem się rozkleje -Iker, nie martw się o mnie, świetnie sobie daję radę w Polsce. Zapewne przyjadę do Hiszpanii po swoje rzeczy, ale nie spodziewaj się, że tam wrócę na dłuższy czas- nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyłam się.
-Wysiadamy!- krzyknął Fornalik, a po chwili wszyscy byli już w pokojach.
*
-Jula siedzisz tam od godziny!- zaczął jęczeć Wojtek. Wytarłam się, ubrałam piżamę (czyt. koszulkę Wojtka, gdyż moja piżama z nie wiadomych przyczyn zaginęła) i wyszłam z łazienki -Gustownie Ci w moich ubraniach- spojrzał na mnie TYM wzrokiem, który mówił tylko jedno.
-Jak przypadkiem znajdziesz moją piżamę, to daj mi znać- zaśmiał się i zniknął w łazience. Włożyłam swoje rzeczy do walizki i wskoczyłam do łóżka. Jeszcze tylko sprawdzić Facebook'a i można iść spać. Co za niespodzianka, wiadomość od braciszka. Ciekawy o co tym razem ma pretensje. 

"Znając życie to nie odpiszesz mi na SMS, ale chcę żebyś wiedziała, że jesteś moją jedyną siostrą, że   kocham Cię najmocniej na świecie i pomimo tego, że w tym momencie mnie ranisz, to i tak zawsze stanę po Twojej stronie i nigdy się od Ciebie nie odwrócę. Jeśli będziesz czegoś potrzebować to pisz, dzwoń lub przyjeżdżaj. Zawsze przyjmę Cię z otwartymi ramionami. Zresztą nie tylko ja, ale również Sara i Gerard, który ciągle męczy Twojego kota :). Pamiętaj o tym."

*
   Taka niespodzianka z okazji Wielkanocy :) Życzę wszystkim Wesołych Świąt, żebyście spędzili je w gronie swoich najbliższych no i ogólnie wszystkiego najlepszego :)
Zapraszam do polubienia strony: facebook.com/NieMogePranieMam  :)

czwartek, 28 marca 2013

"Wojtuś!"

-Mówiłem. Sergio to dupek- podsumował, mój monolog, Wojtek. Opowiedziałam mu wszystko, od początku do końca. Uspokoiłam się, dzięki temu, że mogłam się komuś wygadać.
-Szkoda, że nie zauważyłam tego wcześniej- odparłam smutno.
-Niech to on żałuje, bo nie wie co stracił- powiedział chłopak i poszedł do kuchni. Wzięłam ze stolika program telewizyjny -Zjesz coś?- krzyknął z kuchni Wojtek.
-A co polecasz?- głowa bramkarza wyłoniła się zza ściany.
-Przygotuję moją specjalność- uśmiechnął się i znowu zniknął.
-To znaczy?-
-Niespodzianka- po pół godzinie czekania, Wojtek w końcu wyszedł z kuchni. Nic nie mówiąc, postawił na stole dwa talerze i kieliszki, po czym znów zniknął mi z oczu. Ciekawe, co on takiego wymyślił... To czekanie trochę mnie nudziło, więc podeszłam do szuflad pod telewizorem i zaczęłam je przeszukiwać, w celu znalezienia jakiegoś filmu.
-Ile Ty tego masz!- w szufladzie jest z dwieście filmów, jak nie więcej. Są posegregowane alfabetycznie, więc musiał się namęczyć, żeby to uporządkować. W końcu znalazłam coś, co mnie zaciekawiło. Włożyłam płytę do odtwarzacza i włączyłam telewizor.
-Właśnie miałem Ci powiedzieć, żebyś czegoś poszukała- powiedział Wojtek, wnosząc do pokoju miskę z sałatką.
-No w końcu!- odparłam, widząc jedzenie.
-Jeszcze chwila- znów pobiegł do kuchni. Tym razem wniósł... Sushi -Moja specjalność. Mam nadzieję, że Ci posmakuje- nie mogłam powstrzymać śmiechu -Co?- odparł lekko zdezorientowany. Jego 'specjalność' wygląda...Śmiesznie. Ale ważne jest, że się starał.
-A z czym to?- odparłam, starając się być poważną.
-Z krewetkami- odparł dumnie i otworzył butelkę wina wytrawnego.
-Wiesz, z chęcią bym tego spróbowała, ale nie mogę...-
-Czemu?- spytał wyraźnie zasmucony Wojtek.
-Mam uczulenie-
-Czyli sałatki też nie zjesz...- spojrzałam na niego z zapytaniem -Też zawiera krewetki i to całkiem sporą ilość- załamany, spuścił głowę. Szkoda mi go, bo strasznie się starał.
-Oj Wojtuś...- zaszłam go od tyłu i oplotłam mu ręce na szyi -Doceniam to, że się starałeś- dałam mu buziaka w policzek i poszłam do kuchni -Masz maślankę?- spytałam, przeszukując lodówkę.
-Powinna być w szufladzie- krzyknął, po czym przywlókł się załamany do kuchni -A co masz zamiar zrobić?-
-Zobaczysz, teraz to ja przygotuję dla Ciebie niespodziankę- wypchnęłam go z kuchni i zamknęłam drzwi.
    Po walec z kuchenką Wojtka (zdecydowanie jest popsuta), w końcu usmażyłam moje ulubione pancake -Masz syrop klonowy?-
-Szafka koło lodówki- odkrzyknął.
-Voila!- postawiłam na środku stołu talerz, z wieżą pancake'ów.
-Pycha!- wybełkotał Wojtek i już sięgał po kolejnego placka.
-Cieszę się, że Ci smakuje- uśmiechnęłam się.
-Jutro zrobisz mi listę rzeczy, których nie lubisz lub na które jesteś uczulona-
-Nie ma sprawy- po zjedzeniu stosu pancake'ów, obejrzeliśmy trzy filmy, ale w ogóle nie pamiętam zakończenia ostatniego, bo po prostu zasnęłam.
   Rano obudziłam się w ogromnym łóżku. Wnioskuję, że jest to sypialnia Wojtka. Nie wiem, po pierwsze jak się tu dostałam, a po drugie dlaczego jestem w bieliźnie. Koło łóżka leży moja walizka, wzięłam z niej bluzę i poszłam do salonu. 
-Witam, jak się spało?- spytał wesoło Wojtek. 
-Całkiem dobrze, ale możesz mi wyjaśnić- usiadłam na kanapie -Dlaczego byłam w samej bieliźnie?- 
-Stwierdziłem, że będzie Ci wygodniej spać bez spodni- wytłumaczył, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Co się cieszysz?- 
-Bo kiedy wniosłem Cię do sypialni i chciałem położyć do łóżka, ty kurczowo trzymałaś się mojej szyi i za nic nie chciałaś mnie puścić- zaczął się śmiać, za co oberwał poduszką. 
-A Ty przypadkiem nie masz dzisiaj jakiegoś treningu?- 
-Nie, ale mam dla Ciebie niespodziankę- 
-Twoja ostatnia niespodzianka była lekkim niewypałem, więc...-
-Ta na pewno będzie trafiona, ale najpierw śniadanie. Mam nadzieję, że nie jesteś uczulona na jajecznicę?- jak można być uczulonym na jajecznicę? Można być na jajka czy mleko, ale na danie? Wojtek mnie dobija. 
-Nie, nie jestem- 
*
   Zgadnijcie, jaką niespodziankę przygotował dla mnie Wojtek. Wskazówką jest fakt, że aktualnie jestem w Warszawie. Nic wam to nie mówi? No dobra, więc Wojtek stwierdził, że trzeba mi poprawić humor i postanowił zabrać mnie na mecz Polska kontra Ukraina. Jego zdaniem piłka nożna jest dobra na wszystko.  Nie powiem, niespodzianka się mu udała. Wprawdzie do meczu jeszcze dwa dni, ale wiadomo, że piłkarze muszą być wcześniej. Wojtek i tak przyjechał jako ostatni, reszta jest tu już od kilku dni. Na początku pojechaliśmy do hotelu, w którym jest cała reprezentacja. Tam poznałam między innymi Kubę, Roberta, Sebastiana i Łukasza. Zostawiliśmy bagaże w pokoju Roberta, a nastepnie, razem z Wojtkiem, pojechałam na jakieś mini zakupy. To znaczy, dla mnie one były mini, ale on targa teraz kilka (jak nie kilkanaście) siatek z koszulkami, butami, spodniami. Ten człowiek nie zna umiaru. 
-To gdzie teraz?- spytałam, kiedy wyszliśmy ze sklepu.
-Musimy odwiedzić moją mamę- lekko się wystraszyłam. Nie planowałam poznawać jego rodziców, a na pewno nie teraz -Ale spokojnie, ona jest naprawdę bardzo miłą- nie uspokoiło mnie to, ale nie mam wyboru. Muszę tam jechać. 
   Po chyba godzinnej podróży taksówką, w końcu dojechaliśmy na miejsce. Wydawało mi się, że przez Warszawę, jedzie się krócej niż przez Madryt.
-Ej, spokojnie. Naprawdę nie będzie tak źle- odparł Wojtek i złapał mnie za rękę. Drzwi otworzyła mi uśmiechnięta, całkiem wysoka kobieta.
-Wojtuś!- krzyknęła z zachwytem kobieta i zaczęła go obcałowywać. Wyglądało to dość zabawnie.
-Mamo, poznaj Julię- powiedział Wojtek, kiedy udało mu się wyrwać z uścisku mamy.
-Dzień dobry- odparłam z lekkim uśmiechem.
-Dzień dobry, miło mi Cię poznać- również się uśmiechnęła -Wejdźcie-
   Usiedliśmy na kanapie, a po chwili mama Wojtka przyniosła ciasto i podała nam herbatę.
-Mamo, będziesz na meczu?-
-Oczywiście! Nie mogłabym tego przegapić-
-Naprawdę pyszne ciasto- odparłam. To chyba najlepsze ciasto jakie kiedykolwiek jadłam.
-Cieszę się, że Ci smakuje, a Wy to tak...- lekko się zawahała -Na poważnie, czy jak?-
-Mamo...- zaczął Wojtek.
-Jesteśmy przyjaciółmi. Wojtek po prostu pozwolił mi się u siebie na jakiś czas zatrzymać- wytłumaczyłam, co chyba lekko zasmuciło jego mamę.    
   Po dwóch godzinach, wróciliśmy do hotelu. Myślałam, że będę w pokoju sama, ale nie... Przecież 'ja się o Ciebie martwię'... Oj Wojtuś, Wojtuś...
-To chyba tu- odparł i otworzył drzwi -Panie przodem- weszłam do środka i nagle szok.
-Tu jest jedno łóżko- spojrzałam na niego.
-No popatrz...- odparł niewinnie.
-Wojtek! Zrobiłeś to specjalnie- uśmiechnął się. Otworzyłam walizkę, wyjęłam z niej kosmetyczkę i piżamę -Moja jest prawa strona- odparłam i poszłam do łazienki.
-Ja chce spać po prawej!-
-Trudno!- odkrzyknęłam i weszłam pod prysznic.
*
   Na razie mam bardzo mało czasu, więc rozdział taki trochę krótszy :) Przepraszam, że dużo Wojtka :D

środa, 20 marca 2013

Boże, przepraszam!

-Gdzie ona jest? Co z nią?- zaczął nerwowo wypytywać Sergio, który właśnie wbiegł do szpitala.
-Kogo Pan szuka?- spytała zdezorientowana pielęgniarka. 
-Julii. Julii Casillas- kobieta zaczęła grzebać w komputerze i przerzucać stosy papierów.
-Kiedy do nas przyjechała?- spokój pielęgniarki zaczął denerwować Sergio.
-Dzisiaj! Nie wiem o której, przed chwilą jakoś!- wykrzykiwał. 
-Aktualnie jest operowana, ale z tego co mi wiadomo, jej rodzina czeka na pierwszym piętrze- Sergio, długo się nie zastanawiając, pobiegł na wskazane piętro. Serce bije mu jak szalone. Wciąż w głowie słyszał jej głos, to jedno słowo, a potem cisza. 
-Co z nią?- spytał zmachany Sergio. 
-Jeszcze nic nie wiemy, ale jeśli coś jej się stanie...Nigdy sobie tego nie wybaczę- odparł załamany Iker.
-Wszystko będzie dobrze- zaczęła pocieszać go Sara -Gdybym ja jej wtedy nie puściła...- 
-Nie obwiniaj się, to nie Twoja wina- tym razem to Iker był pocieszycielem. Sergio usiadł koło przyjaciela i zaczął nerwowo przeczesywać rękoma swoje włosy. Nie wie co ma myśleć. 
   Po kilkudziesięciu minutach nerwowego czekania, w sali operacyjnej wyszedł lekarz. Cała trójka automatycznie wstała z miejsca.
-Co z nią?- spytał Iker.
-Ma złamanie z przemieszczeniem, dlatego musieliśmy od razu ją operować. Oprócz tego dwa złamane żebra- odpowiedział lekarz -Ale jej stan jest stabilny, także proszę się nie martwić-
-Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć?- 
-Nie długo powinna się obudzić- Sara mocno wtuliła się w Ikera. Oboje odetchnęli z ulgą. Lekarz uśmiechnął się i poszedł w stronę windy.
-Doktorze- podbiegł do niego Sergio -A co z dzieckiem?- spytał z nadzieją? Może ze strachem? 
-Przykro mi, ale nie udało się nam go uratować. Uderzenie było zbyt mocne- mężczyzna odszedł, a Hiszpan oparł się o ścianę i zsunął po niej. Po raz pierwszy czuje coś takiego, nawet nie można określić tego uczucia. Domyślał się, że to jego dziecko, ale nie chciał o tym mówić głośno. Wolał, żeby Jula sama mu to powiedziała. 
   Sergio siedział, ze schowaną w kolanach głową, na ziemi jakiś czas i dopiero kiedy Iker powiedział, że Jula się obudziła, wstał i pobiegł do sali, w której leży dziewczyna.
*
   Moje... Wszystko! Boże, co się stało i gdzie ja jestem?
-Jula!- krzyknął na wejściu mój cudowny braciszek -Jak się czujesz?-
-Bywało lepiej- powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Cała trójka siadła koło mnie, na łóżku. Cieszę się, że przyszedł Serio. Prawdę mówiąc nie liczyłam na to -Wiadomo, kiedy wyjdę?- 
-Prawdopodobnie już jutro- odparł z uśmiechem Iker.
-Niestety, muszą Państwo już iść. Pacjentka musi odpocząć- powiedział lekarz, który nie wiadomo kiedy wszedł do sali. 
*
   W końcu wyszłam ze szpitala. Lekarz w ogóle ze mną nie rozmawiał, więc nawet nie wiem co mi jest. Trochę to dziwne, no ale mam nadzieję, że chociaż Iker mi powie. Prawdę mówiąc mam jakieś złe przeczucie. Pod szpitalem czekał na mnie brat, a stamtąd pojechaliśmy prosto do domu. Podczas podróży w ogóle nie rozmawialiśmy. Jestem zbyt zmęczona, żeby wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. 
   W domu czekała na mnie miła niespodzianka. Jak już przykuśtykałam z tym gipsem (tak, mam nogę w gipsie) do pokoju zauważyłam, że na łóżku jest cały stos żelek! Jak ja je kocham. Padłam na łóżko i zaczęłam objadać się żelami. 
-Wybaczysz mamie, co?- powiedziałam do brzuszka i połknęłam kolejną żelkę. 
   Po obiedzie do domu przyszli Królewscy. Każdy przyniósł mi żelki. Widzę, że Iker zrobił jakąś akcję "Podaruj Julii żelkę". 
-Jak się czujemy?- spytał Cris i mnie przytulił. 
-Ała!-krzyknęłam. Ten kretyn nadepną mi na nogę. 
-Boże, przepraszam!- zaczął panikować Portugalczyk. 
-Żartowałam- usiadłam na kanapie i położyłam nogę na stoliku. 
-Zjecie coś?- krzyknęła Sara z kuchni. 
-Chciało Ci się gotować dla całej drużyny?- spytał zdziwiony Xabi. 
-Chyba żartujesz- odparła i wniosła do pokoju kilka pudełek pizzy. Nagle tłum szalonych, głodnych i dzikich facetów ruszył na Sarę. Gdyby nie fakt, że ma jedzenie, zaczęła być się o nią niepokoić. 
-Jula- zaczął Iker i usiadł koło mnie -Chciałbym wykorzystać moment, że możemy chwilkę porozmawiać- zaczęło się robić dziwnie. Zwykle nie używa takiego tonu do rozmowy ze mną -Chodzi o Twoje dziecko- 
-Co z nim?- uśmiechnęłam się. Z czasem, jak Iker opowiadał, łzy zaczęły mi spływać po policzkach -Czyli... Go nie ma?- Iker spuścił głowę, co oznaczało tylko jedno. Poroniłam. Pokuśtykałam do pokoju tak szybko, jak to było tylko możliwe, po czym wskoczyłam po kołdrę i opatuliłam się nią po sam czubek głowy. Nie wiem jak długo tak leżałam. Nagle usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Nic nie mówił po prostu położył się koło mnie i objął mnie tak, że jego ręka znalazła się na moim brzuchu. Zobaczyłam wtedy ten charakterystyczny tatuaż na nadgarstku. Sergio. Po dłuższej chwili w końcu się odezwał.
-To było moje dziecko?- nic nie odpowiedziałam, przekręciłam się na drugą stronę i wtuliłam się w niego. Leżeliśmy tak dłuższy czas.W jego objęciach zaczęłam się uspokajać. Po prostu poczułam się bezpiecznie.
    *
   Ostatnie tygodnie były dla mnie trochę ciężkie. Na szczęście dzięki na prawdę wielkiemu wsparciu Sergio, pozbierałam się. Dzisiaj jadę z nim do Barcelony. Taka spontaniczna decyzja, którą podjęliśmy wczoraj. Jestem już spakowana, więc teraz jadę do Sergio, a stamtąd na lotnisko. Jestem mega podekscytowana, bo od dłuższego czasu chciałam gdzieś z nim wyjechać, tylko we dwoje.
   Kiedy byłam już pod domem Sergio, z budynku wyszła  jego mama. Mam wrażenie, że nie za bardzo mnie lubi. 
-Sergio gotowy?- spytałam z uśmiechem. 
-On nigdzie nie jedzie- odparła sucho kobieta.
-Jak to nie jedzie? Jeszcze wczoraj z nim rozmawiałam i wszystko było ustalone- 
-Posłuchaj dziewczyno- zamknęła za sobą drzwi -Daj spokój mojemu synowi. Tylko mieszasz mu w głowie. On ma się ustatkować z odpowiedzialną i dojrzałą kobietą, czyli taką jaką jest Pilar- 
-Oni się rozstali jakiś czas temu, więc...-
-Nie- przerwała mi -To znaczy tak, rozstali się, ale właśnie się godzą, więc po prostu wróć do domu i zapomnij o moim synu- byłam w takim szoku, że nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Kobieta weszła do środka i zamknęła mi przed nosem drzwi. Mam tego dosyć, ciągle mam z nim jakiś problem. Rozstaje się z Pilar, potem znowu są razem, o co tu chodzi? Skoro ją wybrał, to mógł nie robić mi żadnych nadziei. Widocznie nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Długo się nie zastanawiając, pojechałam na lotnisko. 
-Bilety do Londynu na najbliższy lot poproszę- sprzedawczyni podała mi kopertę z biletami, a ja pobiegłam do odpowiedniej bramki. Na szczęście lot jest zaraz, więc długo nie będę czekać. 

-Co tu robisz?- spytał zszokowany Wojtek.
-Mogę się zatrzymać na kilka dni?- chłopak kiwną głową i wpuścił mnie do środka. 
*
   Nowy rozdział pojawił się tak szybko, ponieważ mogę nie mieć później czasu, a jakoś natchnęła mnie wena twórcza :)

poniedziałek, 18 marca 2013

"To Ci nie pasuje, prawda?"

   W Madrycie byliśmy popołudniu. Na lotnisku czekał na nas autokar Realu. Sergio cały czas kręcił się koło mnie, ale od czasu rozmowy z Pilar, jakby posmutniał. Nie pytałam się, czy coś się stało.Wydaje mi się, że nie powinnam mieszać się w ich sprawy.
-Jak się czujesz?- spytał Iker, kiedy wchodziliśmy do autokaru. Z nim, podczas całego wyjazdu, jakoś mało rozmawiałam. Niby nie jest na mnie zły, ale dumy też nie widzę. W sumie nie ma co się dziwić, chyba nie myślał, że zostanie wujkiem tak szybko. Chociaż w jego wieku to może i normalne... Lepiej jeśli powiem, że nie spodziewał się, że ja zostanę mamą tak szybko.
-Nie najgorzej, chociaż trochę słabo- siadłam na miejsce, a obok mnie usiadł Sergio. Mam wrażenie, że się  chciałby się do mnie zbliżyć, ale jakby się czegoś bał. Autokar zawiózł nas pod stadion, a stamtąd każdy wracał sam. Chciałam jeszcze pojechać na jakieś zakupy, więc pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam w stronę pasów, żaby dostać się na przystanek autobusowy. Lekko zamyślona, wyjęłam słuchawki z torby i podłączyłam do telefonu.
-Poczekaj!- odwróciłam się. Sergio podbiegł do mnie z uśmiechem -Może wyskoczymy gdzieś...-podrapał się po głowie- Wiesz... Jakaś kolacja czy coś...- jest zdecydowanie zakłopotany. Pierwszy raz go takiego widzę, nie miałam pojęcia, że jak się stresuje, to się jąka. To całkiem zabawne.
-Jasne, czemu nie- uśmiechnęłam się i odgarnęłam niesforny kosmyk włosów z twarzy.
-A masz teraz czas?- kiwnęłam głową -To zapraszam do samochodu- minęliśmy grupę Królewskich, między innymi Ikera, którzy zaczęli gwizdać i klaskać, a kapitan ( ku mojemu zdziwieniu) uśmiechnął się.
   Pojechaliśmy do jednej z popularniejszych restauracji w Madrycie, która jest chyba najbardziej ekskluzywną i najdroższą w tym mieście. Dziwię się, że udało nam się tu wejść, zwykle stoliki zamawia się z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, ale w sumie czego nie robi się dla jednego z Królewskich... Kelner zaprowadził nas na miejsce, a Sergio, jak na "gentilhombre" przystało, odsunął mi krzesło, po czym dopiero usiadł na swoim. Pracownik podał nam karty i wrócił na swoje stanowisko. Po otworzeniu menu, przeżyłam szok. Ceny dań wahają się między 60, a 450 euro. Jacy normalni ludzie tu jadają? No dobra, ja tu aktualnie jestem, ale gdyby nie fakt, że Sergio mnie zaprosił, to w życiu bym tu nie przyszła.
-Jak sobie, w tym stanie, radzisz w Londynie?- spytał Sergio i odłożył kartę na brzeg stolika.
-Nie najgorzej, współlokatorka jest bardzo pomocna, więc na prawdę sobie dobrze radzę- odpowiedziałam ze stoickim spokojem.
-No to dobrze, że nie jesteś tam sama. A kiedy wracasz?-
-Jeśli dobrze pójdzie, to przedłużą mi stypendium o pół roku, ale jak nie zdam egzaminów, to powinnam wrócić za miesiąc-
-Jeszcze pół roku?- jęknął -To znaczy...No...- znowu się jąka. To jest tak urocze, że uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy -Na ile przyjechałaś?- powiedział jednym tchem, a na jego twarzy pojawiła się wyraźna ulga.
-Myślę, że jeszcze z tydzień tu po będę- po chwili kelner przyjął od nas zamówienie, a po kilkunastu minutach przyniósł jedzenie. Muszę przyznać, że było na prawdę warte swojej ceny. Może nie była to kolacja przy świecach, ale było na prawdę bardzo miło. Po ciężkim początku, Sergio trochę się uspokoił. Po zapłaceniu rachunku, wyszliśmy z restauracji i przeszliśmy się po najpiękniejszych alejkach Madrytu. To miasto zdecydowanie jest najpiękniejszym na ziemi. Uwielbiam je!
-Robi się późno, mógłbyś mnie odwieźć?- spytałam, ziewając.
-Oczywiście- wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę domu. Powoli już zasypiałam, ale wciąż rozmawiałam i śmiałam się z Sergio.
-Było na prawdę miło, dziękuję- powiedziałam, kiedy dojechaliśmy na miejsce.
-Nie ma sprawy, mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy- złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Spojrzał mi w oczy, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Zrobił to chyba po raz pierwszy poza domem. Prawdę mówiąc lekko się zawstydziłam -Trzymaj się i Ty- schylił się do brzucha- masz nie dokuczać mamie- uśmiechnęłam się. Pierwszy raz pomyślałam, że na poważnie chciałabym się związać z Sergio i byłoby świetnie, gdyby razem ze mną zaopiekował się dzieckiem. Nie wymagajmy jednak za dużo.
-Jak tam randka?- spytał Iker, kiedy tylko weszłam do domu.
-Jaka randka?- zapytałam lekko zdziwiona.
-Proszę Cię, na prawdę nietrudno zauważyć, że mu się podobasz- powiedział to jakby... z pretensją.
-To Ci nie pasuje, prawda?-
-Nie chodzi o to, że mi to "nie pasuje", po prostu nie chcę żebyś potem czegoś żałowała-
-Nie będę- poczłapałam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Koło drzwi leży moja walizka, w połowie rozpakowana. Dzięki Sara.
   Po kilku minutach wstałam i poszłam do łazienki. Znowu długa kąpiel w mojej cudownej wannie. Przebrałam się w piżamę, poszłam zrobić sobie herbatę i wskoczyłam do łóżka. Wyjęłam z torby książkę i zatopiłam się w lekturze. Wciągnęłam się tak bardzo, że nie wiedząc kiedy, po prostu zasnęłam. Pozytywy ciąży? Zasypiam szybko i praktycznie żaden dźwięk mnie nie budzi.
*
   Dzisiaj jadę z Sarą i Gerardem do lekarza. Mały ma wysoką gorączke, Iker ma trening, a ja nie chcę siedzieć sama w domu. W Madrycie znowu zero korków. Co się dzieje z tym miastem? Na miejsce dojechaliśmy dosyć szybko, a jako że Sara poszła do lekarza prywatnie, nie siedzieliśmy tam zbyt długo. Okazało się, że Gerard ma anginę, więc musi brać antybiotyk. 
-Może pojedziemy na jakąś kawę?- zaproponowała Sara. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam twierdząco głową.   
   Uwielbiam te dni, kiedy wychodzimy gdzieś razem. Ja zamówiłam obie białą kawę, a Sara cappuccino. Gerard sobie słodko śpi w wózku, więc możemy spokojnie porozmawiać.
-Powiedziałaś mu?- zapytała, zbierając łyżeczką piankę z kawy. 
-Komu? Co?- lekko się zdezorientowałam. 
-No Sergio, o- wskazała głową na brzuch.
-Nie, jeszcze nie-
-A w ogóle planujesz mu powiedzieć?- 
-No mam taki zamiar- 
-Ale myślisz, że on...-
-Sara, zmieńmy temat- przerwałam jej -Proszę- nie chcę na razie o tym rozmawiać. Jak będę gotowa, to mu powiem. Na razie nie jest na to pora. Mam jeszcze pięć miesięcy na poinformowanie go o "dobrej nowinie". Posiedziałyśmy z pół godzinki, rozmawiając o stypendium, Gerardzie, Ikerze i ogólnie o tego typu sprawach. 
-Chyba będziemy się zbierać- wstałyśmy od stolika, Sara płaciła rachunek, a ja poszłam już do samochodu. Kiedy wchodziłam na pasy, zadzwonił mi telefon. Sergio. 
-Halo?- 
-Jula uważaj!- usłyszałam pisk Sary. Dalej nie pamiętam co się stało...
*
   Takie coś mi wyszło, mam nadzieję że i tak się podoba :)

niedziela, 10 marca 2013

"Jaki Sergio? Znam go?"

-Cześć Marcelo- stęskniłam się za moim cudnym kotkiem. Widzę, że Gerard odkrył nową zabawę: ciągnięcie kota za ogon. Biedny zwierzak, no ale taki urok małych dzieci. Teraz szybko się odświeżyć, przebrać i do kościoła. Mam nadzieję, że się nie spóźnię, w końcu jestem matką chrzestną. Przed wyjściem zjadłam jabłko i wybiegłam z domu. Taksówka na szczęście już czeka, a do uroczystości mam jeszcze pół godziny, więc powinnam zdążyć.
   Praktycznie wbiegłam do kościoła, przez co oczy wszystkich gości skupił się na mnie. Usiadłam w pierwszej ławce, obok Ikera.
-Cześć siostra- wyszeptał z uśmiechem i przytulił mnie. Na razie mam na sobie kurtkę, więc nikt nie widzi brzuszka, ale prędzej czy później i tak się wyda... Nieważne, teraz trzeba się skupić na Gerardzie, a nie na mnie. Ojcem chrzestnym jest Rafael Nadal. Pomimo tego, że jest największym przyjacielem Ikera, nigdy wcześniej go nie poznałam. Czas najwyższy to nadrobić.
   No i po wszystkim. Teraz jedziemy do jakiejś restauracji na 'uroczysty obiad'. Nie chcę wiedzieć ile Sara i Iker zapłacili za całą imprezę, ale na pewno sporo, bo zaprosili około osiemdziesięciu osób. Części nigdy nie spotkałam, a o  połowie nigdy nawet nie słyszałam. Praktycznie znam tylko obecnych tu piłkarzy, mojego ojca i rodziców Sary. Reszta jest mi całkiem obca. Jesteśmy na miejscu, więc przede mną chwila prawdy: Jak zareaguje Iker? Kiedy już wszyscy dojechali na miejsce, zaczęliśmy zajmować miejsca przy długim stole. Oczywiście ja siedzę pomiędzy Ikerem, a Sergio. No bo jakżeby inaczej? Czas pokazać 'niespodziankę'...
-O boże!- krzyknął Iker tak głośno, że wszyscy się na niego spojrzeli -Ty... Ty jesteś w ciąży?- spytał już trochę ciszej. Kiwnęłam głową -Kiedy Ty...- zaczął zszokowany Iker.
-Czwarty miesiąc-
-Z kim?- spytał Sergio, na szczęście w tym momencie rodzice Sary chcieli wznieść toast na cześć Gerarda. Nie chcę na razie mówić nic o ojcu dziecka, chociaż prędzej czy później się wyda. Zresztą Sergio na pewno się domyśla.
   Po raz pierwszy widziałam pijanych rodziców Sary. Zawsze są tacy poukładani, a tu taka niespodzianka. W sumie muszą wypić za wnuka, prawda? Pomimo, że nie jest jeszcze późno, jestem strasznie zmęczona.
-Ja chyba pojadę już do domu- powiedziałam Ikerowi i wstałam z krzesła.
-Czekaj chwilę- wstał od stołu i gdzieś zniknął. Po chwili wrócił, ale nie sam -Sergio Cię odwiezie. Nie będziesz w tym stanie- wskazał na brzuch- wracała sama- dlaczego zawsze on? Za każdym razem to Sergio mnie odwozi, przywozi, zanosi, odprowadza, zaprowadza. Nie chcę teraz dyskutować z Ikerem na ten temat, bo po prostu nie mam siły, więc pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam z restauracji z Hiszpanem.
-Jak się ogólnie czujesz?- spytał, kiedy wyjechaliśmy z parkingu.
-Nie najgorzej- resztę drogi spędziliśmy w ciszy.
-Na jak długo przyjechałaś?- zapytał, kiedy byliśmy już na miejscu.
-Jeszcze nie wiem, ale pewnie z tydzień tu posiedzę-
-Spotkamy się jeszcze?- spytał z nadzieją. Uśmiechnęłam się.
-Możliwe- wyszczerzył ząbki -Dzięki za podrzucenie mnie- dodałam i zamknęłam drzwi od samochodu.
   Nareszcie moja cudowna wanna. Jak ja za Tobą tęskniłam. Po chwili do łazienki wszedł mój cudny kotek.
-Co tam Marcelo?- zwierzak wskoczył na jedną z szafek i wpatrywał się we mnie.
   Po długiej kąpieli i krótkim monologu wyszłam z wanny, ubrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Napisałam szybko sms do Kate i poszłam spać. Brakowało mi mojego wygodnego łóżka, zresztą nie tylko tego. Tęskniłam za Ikerem, Sarą, Marcelo, moim łóżkiem, Madrytem, no i za nim oczywiście...
   Spałam jak zabita. Nic ani nikt nie było w stanie mnie obudzić. Około godziny jedenastej zwlokłam się z łóżka i poszłam do salonu.
-Dzień dobry, zjesz z nami?- spytał wesoło Iker, przewracając coś, przypominające omlet.
-Bardzo chętnie- odpowiedziałam, przeciągając się.
-A jak się spało?- zapytała Sara, karmiąc Gerarda. Jak on słodko wygląda z tą butelką.
-Wszędzie dobrze, ale jednak w domu najlepiej- uśmiechnęłam się. Po dziesięciu minutach, Iker podał nam śniadanie. Muszę przyznać, że nawet mu te omlety wyszły.
-Jakie masz plany na dzisiaj?-
-W sumie to nie wiem. A masz jakiś plan?-
-Na dzisiaj nie, ale na najbliższe trzy dni - tak -spojrzałam na niego z zapytaniem- Jutro gramy w Barcelonie, więc może chciałabyś...-
-No jasne!- przerwałam mu -Takiego meczu nie można przegapić, ale czemu na trzy dni?-
-A bo trener stwierdził, że często jesteśmy w Barcelonie, a tak na prawdę nigdy jej nie zwiedziliśmy. Dlatego zostaniemy tam dłużej, żeby zobaczyć chociaż część atrakcji turystycznych-
-Za to dzisiaj możemy iść na spacer z małym- wtrąciła się Sara -Pogadamy sobie-
-Zdecydowanie tak, muszę sobie przypomnieć okolicę- po śniadaniu przebrałam się, a jak wróciłam Sara czekała z Gerardem w wózku, a Ikera już nie było. Na początek przeszłyśmy się wzdłuż drogi, a kiedy dziecko zasnęło, poszłyśmy do parku i usiadłyśmy na jednej z ławek. Zdecydowanie kocham Madryt. Po pierwsze - ta pogoda, zero deszczu!
-Jak się czujesz?- znowu to samo pytanie.
-Nawet w porządku. Myślałam, że będzie gorzej-
-Przyzwyczaiłaś się już do myśli, że za pięć miesięcy będziesz mamą?-
-No powiedzmy, nie do końca do mnie to jeszcze dotarło, ale jest lepiej niż na początku-
-A...A kto jest ojcem?- spytała niepewnie.
-Obiecaj, że nie powiesz Ikerowi, ani nikomu innemu-
-Nie ma sprawy-
-Sergio- wbiłam wzrok w chodnik.
-Jaki Sergio? Znam go?- nawet nie wiesz jak dobrze...
-Ramos- w tym momencie Sarę zamurowało. Przestała bujać wózek i wpatrywała się we mnie.
-Jak to 'Ramos'?-
-No... Tak jakoś wyszło...-
-Ale on jest z Pilar, tak? Jak on... Z tobą?- ciągle nie może do niej dotrzeć, że Sergio nie należy do tych wierny.
-Żeby to raz- posiedziałyśmy chwilę w ciszy, po czym ruszyłyśmy w dalszą 'podróż'. Rozmawiałyśmy o wszystkim, omijając temat Sergio szerokim łukiem.
*
   Witaj Barcelono! Po wylądowaniu na lotnisku, od razu pojechaliśmy do hotelu, a z niego prosto na Camp Nou. Usiadłam między Alvaro Moratą, a Pepe. Oboje siedzą na ławce. Pierwszy dlatego, bo taki kaprys miał Jose, a drugi za czerwoną kartkę. Po kilku minutach pierwszy gol. Pod koniec meczu zaczęło robić się agresywnie. Sędzia wlepił chyba z pięć żółtych kartek. Na szczęście Real wygrał 2:1, więc w dobrych humorach wróciliśmy do hotelu. Tam zaczęło się wielkie świętowanie. Wódka lała się litrami. Dziwię się, że żaden z gości nie miał pretensji o głośne puszczenie muzyki. Jako, że nie za bardzo mam siły się bawić, dosyć szybko zmyłam się do pokoju. W końcu przede mną długi dzień. Może łóżko hotelowe nie jest tak wygodne jak w domu, ale na pewno jest lepsze niż w internacie. 
-Pobudka!- usłyszałam nad ranem. Po otworzeniu oczu, ujrzałam pochylającego się nade mną Crisa, a na łóżku siedzi Sergio. 
-Jak weszliście do tego pokoju?- spytałam i przetarłam oczy. 
-To akurat było proste. Pożyczyliśmy klucz od Ikera- wytłumaczył Cristiano.  
-Czy on wie, że pożyczyliście klucz?- 
-Dowie się później- odparł lekko zakłopotany Portugalczyk. Wstałam z łóżka i zaczęłam przeszukiwać walizkę, w celu znalezienia czegoś do ubrania. 
-Do twarzy Ci w tym kolorze- powiedział z uśmiechem Sergio. Dla wyjaśnienia mam na sobie białą bokserkę i czarne majtki. 
   Koło południa cała drużyna, razem ze mną, pojechała do centrum Barcelony. Tam zaczęło się wielkie zwiedzanie i cykanie sweet fotek na twittera. Ja znalazłam się na wszystkich zdjęciach Sergio i Crisa. Tak jakoś wyszło, że chodziliśmy razem. Muszę przyznać, że bawiłam się na prawdę dobrze. Koło północy wróciliśmy do hotelu, a nad ranem pojechaliśmy na lotnisko. 
-Sergio! Daj mi telefon!- zaczął wydzierać się Fabio. 
-Po co?- odkrzyknął Hiszpan. 
-Bo chcę pograć w Angry Birds!- zaczęłam się śmiać. Sergio wyjął telefon i podał go Portugalczykowi -Dzięki!- 
-Czemu nie może grać na swoim?- spytałam z uśmiechem.
-Pewnie mu się rozładował, albo znowu popsuł- przez najbliższe pół godziny cały czas się śmialiśmy i wygłupialiśmy. Sergio na chwilę spoważniał.
-Co jest?- spytałam z lekkim zawahaniem. 
-Nie wiem jak o to spytać, ale... Mogę dotknąć brzucha?- odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że coś się stało. Wzięłam jego rękę i położyłam na swoim brzuchu. 
-Jak wrażenia?- 
-Przyjemne- nie ukrywam, że dla mnie to też bardzo miłe uczucie. 
-Telefon Ci dzwoni!- znowu krzyk Fabio. Sergio nie zareagował, wciąż trzymał rękę na moim ciele, a do tego wlepił swoje oczy w moje. 
-Czekaj, jest zajęty Julą!- odkrzyknął Pepe. 
-Ale to jego dupa dzwoni!- znowu Fabio. Nagle telefon Ramosa pojawił się koło mojej twarzy. 
-Halo? Cześć Pilar- Sergio trochę posmutniał i odwrócił się w stronę okna. 
*
   Przepraszam za brak rozdziału, ale nie miałam czasu. Mam nadzieję, że dalej się podoba :)

piątek, 1 marca 2013

"Trzymam Cię za słowo"

   Po wygranym przez Kanonierów meczu (3:1) poszliśmy (ja, Kate,Wojtek i Theo) do pizzerii. Ambitnie prawda? Jednak nie zmienia to faktu, że teraz tu siedzę z moimi idolami. Pomimo, że w towarzystwie piłkarzy obracam się od jakiegoś czasu, to fakt, że jem teraz pizzę ze Szczęsnym i Walcott'em mega mnie jara.
-Czyli jesteś kibicem Arsenalu, tak?- upewnił się Theo, a Kate przytaknęła -A Ty komu kibicujesz?- tym razem skierował pytanie do mnie.
-Ja całym sercem za Realem- odparłam dumnie.
-O Boże...- Szczęsny się załamał -Czemu nie za nami? Za Kanonierami?-
-Trzeba trzymać z rodziną- wzięłam łyka coli.
-Jak to z rodziną?- zapomniałam, że oni jeszcze nie słyszeli historii mojego życia.
-Kojarzycie Ikera Casillasa?- oboje kiwnęli twierdząco głową -Jula Casillas, miło mi- wyraz ich twarzy -bezcenny. W sumie każdy kto się dowie, że jestem siostrą Ikera, reaguje tak samo.
-Żartujesz czy mówisz serio?- spytał Wojtek. Uśmiechnęłam się.
-Na prawdę- przez resztę czasu ciągle rozmawialiśmy, momentami wybuchaliśmy takim śmiechem, że wszyscy dookoła się na nas patrzyli, jak na nienormalnych. Złapaliśmy na prawdę fajny kontakt. Jak się później okazało, Theo mieszka niedaleko nas, więc nas odwiózł.
*
   Jest godzina 6:30, a ja już na nogach. Kate zabarykadowała się w łazience, więc ja robię śniadanie. Dzisiaj mamy zajęcia od dziewiątej do szesnastej... Perspektywa spędzenia całego dnia w szkole mnie dobija, ale na szczęście wieczorem trochę się rozluźnimy, pozwiedzamy Londyn i ogólnie postaramy się zregenerować. 
   Koniec! Właśnie wyszłyśmy na świeże powietrze! Boże, jak ja się wynudziłam, tzn. pierwsze zajęcia były okej, ale te końcowe... Po pierwsze kobieta prowadząca zajęcia z dziennikarstwa ciągle robiła jakieś błędy w wymowie lub pisowni. Po drugie mam w grupie takich ciołków... Siedziałam koło chłopaka, który rozmawiał ze swoim kolegą tylko o jednym: "A który masz level? A zabiłeś już tego smoka? Gdzie znalazłeś tą mapę?" I tak cały czas... Na szczęście przeżyłam i następnym razem usiądę gdzie indziej. Naszym pierwszym punktem, który każdy turysta musi zaliczyć, jest Tate Modern. Następnie Big Ben i w końcu London Eye. Cholernie boję się tam wjechać, ale mam nadzieję, że widok będzie nieziemski.
   Nie ma czego żałować! Londyn z tej wysokości wygląda magicznie, szczególnie że jest już ciemno, a miasto jest pięknie oświetlone. Do internatu wracałyśmy na piechotę... Był to zły pomysł, bo nie wiedziałyśmy, że to jest aż tak daleko. Kiedy doszłyśmy na miejsce, czekała na mnie niespodzianka. U cudownej Pani Nouts ( pani z 'recepcji'), ktoś zostawił dla mnie prezent.
-Jakiś wysoki chłopak- odpowiedziała mi kobieta, jak spytałam, kto to zostawił. Poszłyśmy z Kate do pokoju i tam otworzyłam pakunek. Kiedy zerwałam papier, zobaczyłam nowy telefon i kopertę.
-No to ktoś zaszalał- powiedziała Kate i nastawiła wodę na herbatę. Otworzyłam kopertę i wyjęłam złożoną na pół kartkę.
"Jako, że w jakiś sposób przyczyniłem się do zniszczenia Twojego telefonu, postanowiłem Ci to wynagrodzić. Mam nadzieję, że prezent się podoba. 
PS. Tu jest mój numer, więc jakbyś kiedyś chciała pogadać : dzwoń
Wojtuś <3" 
-Uroczo- powiedziała radośnie Kate, a ja spojrzałam na nią z uśmiechem. Przełożyłam kartę z zepsutego telefonu, do nowego i napisałam do Wojtka.

"Dziękuję za prezent. Nie trzeba było"
"Oj trzeba, trzeba. Kiedy się widzimy?"
"Na razie nie mam czasu, ale później się zgadamy :)"
"Trzymam Cię za słowo"

   Miło z jego strony, że dał mi taki prezent. Chociaż na prawdę mu się dziwię, bo właściwie mnie nie zna. No ale to był jego wybór, więc nie będę nad tym rozmyślać. Jestem mega padnięta i jedyne o czym marzę to prysznic. Po przebraniu się w piżamę i wskoczeniu do łóżka, opatuliłam się kołdrą i szybko zasnęłam. Spałam na prawdę dobrze, chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu. Ten 'spacer' z Kate całkowicie mnie wykończył.  
*
   Mieszkam już w Londynie prawie dwa miesiące, a wciąż nie mogę przyzwyczaić się do panującej tu pogody. Czasami jest tak, że cały dzień świeci słońce, po czym nagle ulewa nie wiadomo skąd. Po dziesięciu minutach znowu bezchmurne niebo. Aktualnie jestem u lekarza, nie za fajnie... Ostatnio nie czuję się najlepiej, mdłości i spóźnia mi się okres. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Kate niestety nie mogła przyjechać ze mną, bo ma randkę. Nie zgadniecie z kim... Z Theo Walcott'em. Są ze sobą już od około miesiąca i na razie wszystko świetnie się im układa. 
   Dostałam skierowanie do innego lekarza. Na szczęście nie ma do niego dużo ludzi, więc spokojnie się zarejestrowałam i ustawiłam w krótkiej kolejce. Ludzie szybko wchodzili i wychodzili, także po dosłownie dziesięciu minutach byłam już w gabinecie. Lekarz był bardzo miły i uprzejmy. Moim zdaniem o wiele milsza atmosfera niż u polskiego doktora. Mężczyzna zrobił mi USG.
-Mam dla pani miłą niespodziankę- spojrzałam na niego pytającym wzrokiem -Jest pani mamą- 
   Nie mogę uwierzyć... Jakoś nie uśmiecha mi się bycie mamą w wieku niespełna osiemnastu lat. Poza tym ojciec dziecka też nie jest na to gotowy. Domyślacie się kim jest? No właśnie, nie widzę Sergio w roli tatusia.
-Nie martw się - wtuliłam się w Kate i ryczałam - Wszystko się ułoży- 
-Nic się nie ułoży... Iker mnie... Zabije, a Sergio... On też nie będzie... Zachwycony tym faktem- wydusiłam z siebie przez łzy. 
-Powinnaś pojechać do Madrytu. Musisz teraz odpoczywać- 
-Jeszcze nie teraz. Pojadę dopiero jak będzie widać brzuch- Kate zrobiła mi melisę, po której trochę się uspokoiłam i zdrzemnęłam. 
*
   Właśnie szykuję się do wylotu z Londynu. Lecę do Madrytu na chrzciny Gerarda. Do tej pory nikt, oprócz Kate, nie wiedział o ciąży, a teraz będzie wiedzieć jakieś pięćdziesiąt osób. Nawet Iker nie wie. W sumie od czterech miesięcy się nie widzieliśmy, pomijając skype'a.  
-Ta sukienka idealnie podkreśla brzuszek- odparł Kate, przełykając kawałek jabłka. 
-Wolę, żeby to zobaczyli, niż jakbym sama musiała im powiedzieć- taksówka już na mnie czeka, więc wzięłam walizkę i wyszłam z pokoju. 
   Na lotnisko pojechałam razem z Kate i dopiero tam się pożegnałyśmy. Moja współlokatorka uważa, że nie powinnam przebywać sama. Dlatego zawsze kiedy gdzieś jadę, ona jest ze mną. W sumie to dobrze, bo jeszcze nie do końca znam Londyn. 
   Lot, wbrew moim oczekiwaniom, minął szybko. Do domu pojechałam taksówką, ponieważ mam nie wiele czasu do uroczystości. Tak, jestem na tyle mądra, że zamiast przyjechać dzień wcześniej i spokojnie przygotować się do chrzcin, mam tylko dwie godziny na wyszykowanie się i dotarcie do kościoła. Na szczęście w domu nikogo nie ma, więc obejdzie się bez niezręcznych pytań. 
*
   Trochę szybko zmienia się czas w opowiadaniu, ale tak jakoś wyszło :) Przepraszam, że krócej, ale obiecuję, że nadrobię :D