niedziela, 20 października 2013

'Błagam, oszczędź mi szczegółów'

-Daj mu wyjaśnić- błagał Alvaro, ale Cris jest akurat ostatnią osoba, z którą chciałabym teraz rozmawiać.
-Nie ma czego wyjaśniać! Rozpierdzielił coś, co było dla mnie całym życiem, nastawił przeciwko mnie osobę, którą kochałam jak jeszcze nikogo i teraz zebrało mu się na wyjaśnienia?!- 
-Pozwól mi to naprawić- 
-Nie ma już co naprawiać!-
-A pozwolisz mi wszystko wytłumaczyć?- wtrącił się Alvaro ze stoickim spokojem. Jego chyba nie można wyprowadzić z równowagi -Cris będzie przy rozmowie, ale to ja będę tłumaczył, okej?- uśmiechnął się lekko. No cóż, chyba nie mam wyjścia. Usiedliśmy na kanapie, Portugalczyk spoczął grzecznie na fotelu i zaczęła się opowieść. 
   W największym skrócie. Okazało się, że w tym wszystkim maczała palce również niejaka Pilar. Ponieważ Cris od dłuższego czasu się we mnie durzył, a Rubio wciąż nie mogła pogodzić się z faktem, że nie jest już z Sergio, stwierdzili, że najlepszym sposobem na spełnienie ich pragnień będzie rozdzielenie mnie i Ramosa. Tak więc wymyślili ciąże. Liczyli, że jeśli się dowiem o domniemanym dziecku, szybko rozstanę się z Hiszpanem. Wtedy Cris będzie moim 'pocieszycielem', a Sergio, z poczucia obowiązku, zwiąże się z Pilar i wspólnie będą wychowywać dziecko, które w między czasie naprawdę spłodzą. Nie wzięli jednak pod uwagę istotnego faktu. Mianowicie, że nie rozstanę się z Sergio tak szybko, więc wtedy Portugalczyk stwierdził, że powie Ramosowi o naszym dawnym układzie i to z pewnością zmusi go do zerwania. Nie pomylił się.
-Jaki ty jesteś podły! Zrobisz wszystko, żeby zdobyć to, co chcesz! Nie obchodzą cie inni! Jesteś pieprzonym egoistą!- 
-Żałuje tego i dlatego tu jestem. Chciałbym to wszystko naprawić. Wiem, że byliście z Sergio bardzo szczęśliwi, dopiero teraz to do mnie dotarło- 
-Może pozwól mu coś z tym zrobić? Odkupić swoje winy?- może Alvaro ma racje? Cris namieszał, to niech to teraz odkręca. Chociaż i tak wątpię, żeby mu się udało cokolwiek zdziałać. Sergio jest zbyt uparty. 
-Niech robi co chce i tak to nie przyniesie żadnych skutków- nie miałam ochoty już tam siedzieć, nie chciałam przebywać w jednym pomieszczeniu z Crisem. Ubrałam buty i wyszłam. 
   Przez kilka godzin włóczyłam się bez celu po Madrycie. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że zaczęło padać, a właściwie lało jak z cebra. Właściwie nic mnie już nie obchodzi. Straciłam wszystko i właściwie nie powinnam obwiniać o to Cristiano. Przecież to ja byłam na tyle głupia, żeby robić za 'panią do towarzystwa'. Prawdę mówiąc powód dla którego to robiłam był jeszcze głupszy. Jak to się w ogóle stało, że ja zaczęłam ćpać? Chwilowe zaćmienie umysłu? Chyba tak... Jak zwykle z zamyśleń wyrwał mnie telefon. 
-Cześć siostra, musimy pogadać- nie lubię, kiedy ktoś tak mówi.
-Teraz?-
-Tak, gdzie jesteś? Podjechać po Ciebie?-
-Nie trzeba, przejdę się-
-Przecież leje-
-Przeżyję- ciekawe o co on ma do mnie pretensje. Przecież nie dzwoniłby bez powodu...
   W domu jakby normalnie. Gerard śpi, Sara gotuje, a Iker ogląda powtórkę meczu.
-No hej- burknęłam.
-Jula! Tak dawno się nie widziałyśmy- krzyknęła Sara i wycałowała mnie.
-Tak jakoś wyszło-
-A co ty taka mokra?- zauważył inteligentnie Iker.
-Wiesz, zaczęło trochę kropić- on się nigdy nie zmieni. 
-Usiądziesz?-
-Czuje, że szykuje się jakaś poważniejsza rozmowa- 
-Napijesz się czegoś?- spytała Sara, kiedy usiadłam.
-Nie, dzięki- odparłam. 
-Zobaczę, co u Gerarda- powiedziała z uśmiechem i wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą z Ikerem. 
-No, więc o czym chciałeś pogadać?-
-Cris był dzisiaj u mnie- chciałam coś powiedzieć, ale Iker kontynuował - opowiedział mi pewną, niezwykle ciekawą historię. To prawda?-
-Zależy co- 
-Czy Ty i on... Coś?-
-Tak, puszczałam się- ulżyło mi wyrzucając to z siebie. Widziałam to pytanie w oczach Ikera : 'dlaczego?' - Wszystko dlatego, że przez krótki okres straciłam rozum. Pewnie pamiętasz moich znajomych, za którymi zbytnio nie przepadałeś?- kiwnął głową -Mieli głupie pomysł, takie jak na przykład narkotyki. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale też zaczęłam ćpać. Na początku było wszystko fajnie. Miałam towar za darmo, potem musiałam płacić. Najpierw małe pieniądze, praktycznie nie można było zauważyć braków na koncie. Później chciałam więcej, ale wszystko robiło się droższe. Nie mogłam prosić Cię o pieniądze, więc wpadłam na głupszy pomysł. Stwierdziłam, że Cris nie przepuści żadnej dziewczyny, ani nie będzie dla niego problemem zapłacić. Był najlepszą osobą... Właściwie klientem dla mnie. Płacił dużo,a zbytnio nie wymagał-
-Błagam, oszczędź mi szczegółów- 
-Okej. No więc na początku wszystko było fajnie. Potem przestało mi się to podobać. Skończyłam z tym. Później kilka przygód z Sergio, wyjazd do Londynu, znowu problemy z Sergio i Pilar. Dużo się działo, ale ja już byłam i wciąz jestem czysta. No i to chyba koniec historii.
-Czyli dawno z tym skończyłaś?-
-Tak-
-I nigdy nie robiłaś tego z 'miłości'?
-Z Crisem? Błagam-
-Ani nigdy nie zdradziłaś Sergio?- zamarłam na chwilę, a łzy zaczęł płynąć po policzkach.
-Iker... Sergio był, jest i będzie dla mnie najważniejszy. Nigdy go nie zdradziłam i nawet nie miałam zamiaru tego robić. Dlatego boli mnie, że przez tego debila Crisa i swoją lekkomyślność straciłam wszystko. Straciłam kogoś, kto mnie na prawdę kochał-
-Nic nie straciłaś- usłszałam głos za sobą. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Sergio, trzymający kwiaty -Ja wciąż Cię kocham- nie myślać długo, rzuciłam się mu na szyję, a on pocałował mnie tak, jak kiedyś - z pełnym zaangażowaniem.
*
 Wróciłam z nowym rozdziałem, jeej. Już nie długo finał opowiadania i taka, krótka informacja: główna bohaterka ma już dawno skończone 18 lat. Nie było tego w opowiadaniu (chyba), a będzie to potrzebne w następnym rozdziale :)

wtorek, 24 września 2013

Hektor przypadł Ci do gustu?

   To chyba jedna z większych imprez urządzanych w tym domu. Po przyjeździe Mesuta i Sergio, wpadli jeszcze Pepe, Fabio, Kaka, Xabi, Diego, Raphael, Marcelo, nie wiedzieć czemu Pique i Xavi oraz kilka innych osób, których imion nie znam. Alkohol szybko się skończył (a uwierzcie mi, że było go sporo), więc Fabio wpadł na pomysł, że pojedzie do sklepu po więcej. Dzięki Bogu udało nam się wybić mu ten pomysł z głowy, ale Portugalczyk nie dał za wygraną. Ubrał kapcie Sergio, chwycił Pepe, który dziwnym trafem miał ubrane moje bambosze (uwierzcie mi, że do twarzy mu w Hello Kitty) i ruszyli 'podbijać świat'. Ściślej mówiąc poszli do sklepu oddalonego o jakieś 200 metrów od domu. Mam wrażenie, że między Mesutem, a Oliwką coś zaczęło iskrzyć. Praktycznie nie oddalają się od siebie, a on jest w nią wpatrzony jak w obrazek. Ciekawi mnie tylko w jakim języku oni się komunikują. Oliwka mówi tylko po polsku i angielsku, za to Mesut kaleczy wszystkie języki oprócz niemieckiego. Trzeba to sprawdzić.
-No i jak tam?- spytałam po 'dojczu'. Ona spojrzała na mnie jak na wariatkę, za to Mesut uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Bardzo dobrze- odpowiedział.
-A Ty?- zwróciłam się do Oliwii, tym razem po polsku - Hektor przypadł Ci do gustu?-
-Oj tak- odparła, wpatrujące się w jego brązowe oczka.
-Co to 'Hektor'?- spytał z zaciekawieniem Niemiec. To chyba jedyne słowo jakie wyłapał.
-Nieważne- odparłyśmy chórkiem, ale dla ścisłości. Kiedy Oliwia po raz pierwszy zobaczyła zdjęcie Ozila,, nie wiem dlaczego, ale stwierdziła że wygląda jak Hektor. No i tak zostało.
-No to zostawiam was samych- puściłam oczko do Hektora i poszłam szukać mojego księcia.
   Przeszukując cały dom, postanowiłam rozejrzeć się na zewnątrz. Strzał w dziesiątkę!  Sergio razem z Crisem stoją na werandzie i o czymś 'energicznie'(jeśli mogę to tak opisać) dyskutują.
-Czemu nie jesteście w środku? Tam się dużo dzieje- odparłam z uśmiechem- Oliwia i Hektor zaczynają bajerować ze sobą...-
-To prawda?- przerwał mi Sergio.
-Ale co?- chyba przestaję ogarniać.
-No to ja was lepiej zostawię- stwierdził Portugalczyk i wrócił do środka. Widzę po minie Sergio, że coś jest nie tak.
-Skarbie- chciałam go złapać za rękę, ale ją cofnął -o co Ci chodzi?- jestem całkowicie zdezorientowana.
-Sypiałaś z nim?- spytał wpatrując się we mnie.
-Co? Skąd Ci to w ogóle...-
-Odpowiedz!- krzyknął - Sypiałaś z nim? I do tego za pieniądze?!- wbiłam wzrok w ziemie.
-Sergio...-
-Patrz mi w oczy!- spojrzałam na niego, a łzy zaczęły mi lecieć po policzkach.
-To było dawno...-
-Byłem w stanie zapewnić Ci wszystko, a ty wolałaś sypiać z nim? Co on tobie mógł dać, czego ja nie mogłem?-
-Nic o mnie nie wiesz, nie masz pojęcia co się wtedy działo...-
-A ty mi nie chcesz nic powiedzieć!-
-To nie jest takie łatwe-
-Co nie jest łatwe? Powiedzenie, że byłaś szmatą?! Może dalej nią jesteś, co? Przecież nic o Tobie nie wiem!-
-Sergio, daj mi wyjaśnić- całkowicie się rozkleiłam.
-Daj mi spokój! Nic już nie mówa!- zrobił parę kroków w stronę drzwi, ale po chwili się zatrzymał -Żałuję, że zostawiłem dla Ciebie Pilar. Przynajmniej byłbym teraz szczęśliwy i wyczekiwałbym na moje pierwsze dziecko-
   Jak mógł powiedzieć coś takiego? To znaczy, że przez ten cały czas mnie okłamywał? Jednak Pilar urodzi jego dziecko? Nieważne. Wszystko nieważne.
-Mogę?- spytałam barmana, a ten znowu uzupełnił mój kieliszek. Nie ma to jak topienie smutków w wódce. Przynajmniej nie ma tu nikogo, kto mnie zna i zadawałby wiele niewygodnych pytań. Jasne... Już po chwili usłyszałam ten charakterystyczny rechot. O to przed nami wyłania się cudowna Pilar Rubio! Jak na (bodajże) drugi miesiąc, to wygląda bardzo szczupło. Chwila, czy ona właśnie zamówiła piwo? Pani perfekcyjna nie wie, że nie można spożywać alkoholu w ciąży? O ile ona w ogóle jest w ciąży. Co robi Jula w takiej sytuacji? Zapomina, że jest narąbana i że się upokorzy, więc podchodzi do owej pani i wygarnia jej wszystko co o niej myśli. Efekt? Pani Casillas zostaje usunięta z pubu. Przynajmniej wiem, że w ciąży to ona nie jest.
   Wybiła już trzecia, a ja wciąż włóczę się po mieście bez celu.
-Jula?- albo mi huczy w głowie, albo ktoś do mnie coś mówi -Poczekaj- chyba jednak nie mam schizofrenii.
-Alvaro? Co Ty tu robisz?-
-O to samo chciałem zapytać- uśmiechnął się.
-No więc...- wciąż oczekuje odpowiedzi.
-Biegam- w tym momencie wybuchłam śmiechem.
-O trzeciej w nocy?-
-Tak wyszło. Zresztą nieważne, co Ty tu robisz?-
-Wpadam w alkoholizm?- odparłam z lekkim uśmiechem, ale Alvaro nie zrozumiał żartu -Po prostu nie mam gdzie iść- burknęłam i siadłam na krawężniku.
-O czym ty mówisz? Mieszkasz godzinę drogi stąd-
-Wydaje mi się, że już nie-
-Coś się stało?-
-Długa historia-
-Mam czas- spojrzałam na niego, lekko się uśmiechnął. Zaczęłam więc moją opowieść, więcej z tej nocy nie pamiętam.
   Obudziłam się w jakimś dziwnym miejscu. To znaczy nie tyle dziwnym, co mi obcym. Na pewno jest to czyjś dom, ale na pewno nie mój pokój. Wyszłam z sypialni i rozpoczęłam podróż po mieszkaniu. Na blacie w kuchni leżała jakaś kartka. No i wszystko jasne.
"Domyślam się, że nie pamiętasz jak tu się znalazłaś :) 
Wczoraj, po dwóch godzinach rozmowy po prostu zasnęłaś. 
Nie mogłem Cię zostawić na środku chodnika, więc przywiozłem cie do siebie. 
Spokojnie, spałem w innym pokoju. 
Na stole masz śniadanie, ja musiałem wyjść, a nie chciałem cie budzić. 
Powinienem wrócić koło 14. 
Poczekaj tam na mnie.
Alvaro"
   Nie wiem o której wyszedł, ale nie długo powinien wrócić. Jest już po 13. Mam nadzieję, że nie obrazi się, jeśli wezmę prysznic. Czuję się... Brudna. W sumie to urocze, że zrobił śniadanie, chociaż założę się, że jajecznica jest już zimna.
   Napisał, że będzie około 14, a jest już 16 i dalej go nie ma. Chyba nic tu po mnie. Miałam już wychodzić, kiedy w drzwiach stanął uśmiechnięty od ucha do ucha Alvaro. Nie był sam. Zza jego pleców wyłonił się nie kto inny, tylko...
*
   No witam was po 3 miesięcznej przerwie. Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze to przeczyta :c. Przepraszam, że długo mnie nie było. Zero weny, dosłownie ZERO! Na szczęście odzyskałam ją dzisiaj. Trzy, krótkie informacje
1. Napiszę tu jeszcze 1 góra 2 rozdziały 
2. Powstaje nowy blog; zmieszam Real, Barcelonę i reprezentację Hiszpanii U21, więc mam nadzieję, że kogoś z was zaciekawi
3.Opuściłam się w czytaniu innych blogów za co b. przepraszam. Mam nadzieję, że to nadrobię :D Musze sobie to trochę poukładać :)
Rozdział trochę pomieszany, ale chyba się połapiecie :)

wtorek, 11 czerwca 2013

'Jezu, żyję wśród debili...'

   Najważniejszy jest spokój, nie dajmy się ponieść emocjom. Przecież Cris mógł coś źle zrozumieć albo po prostu sobie coś wymyślił. Najlepiej będzie porozmawiać z Sergio, wtedy wszystko będzie jasne. Od kilkunastu minut chodzę w kółko po pokoju i czekam na powrót Hiszpana. Nie będę się narzucać, po prostu spokojnie porozmawiamy. Na pewno to jest jakaś pomyłka. W końcu słyszę otwierające się drzwi.
-Juluś!- no jeszcze naprutego w cztery dupy Hiszpana mi brakowało.
-Julcia!- przepraszam, Hiszpana, Portugalczyka i Brazylijczyka.
-Co?- spytałam, wyszłam z sypialni i poszłam do pijaczyn.
-Tu jest mój Skarbek!- krzyknął uradowany Sergio i przytulił mnie. No w takim stanie to ja z nim nie będę rozmawiać.
-Idź spać, co? Zresztą wy wszyscy powinniście powędrować do łóżek-
-Tak jest- odparli zgodnie i pobiegli do pokoi. Po kilkunastu minutach spędzonych w kuchni wypatrując czegoś za oknem, poszłam się położyć. Długo nie wytrzymałam obok Sergio (zapach alkoholu był nie do wytrzymania), więc resztę nocy spędziłam na kanapie.
   Kraina marzeń, relaks, przerwa od problemów, a tu nagle 'JEB' nad głową. Z przerażenia spadłam z kanapy.
-Czy Ciebie debilu pogrzało?- krzyknęłam i podniosłam się z ziemi.
-Nie, ale jestem głodny- odparł uśmiechnięty Marcelo.
-I z takiej przyczyny walisz patelnią o garnek o godzinie- spojrzałam na telefon -  ósmej rano?! Ty jesteś nienormalny, a o śniadanku możesz pomarzyć!-
-No proszę!- no co za debil...
-Nie!- odkrzyknęłam i poszłam do łazienki. Gorąca kąpiel i znów chwila relaksu... Marzenia!
-Jula, mogę wejść?- tym razem Pepe dobija się do drzwi.
-Leżę sobie nago w wannie pełnej piany, ale oczywiście możesz wejść, przecież w ogóle nie będziesz mi przeszkadzał w braniu kąpieli-
-Dzięki- usłyszałam kiedy Portugalczyk wszedł do środka.
-Wypierdzielaj mi stąd!-
-Przecież powiedziałaś, że mogę wejść-
-Jezu, żyję wśród debili...-
-Mówiłaś coś?- spytał Pepe.
-Nie- Portugalczyk zaczął przeszukiwać każdy zakamarek łazienki.
-Czego Ty szukasz?- spytałam.
-Położyłem to chyba... Na parapecie!- krzyknął i podbiegł do okna. Dla ścisłości: wanna stoi pod oknem, więc Pepe ujrzał mnie w pełnej okazałości.
-A popatrz się jeszcze! Ja poczekam!-
-To co mam zamknąć oczy?-
-Tak- Pepe posłusznie zasłonił dłonią twarz. To nie był dobry pomysł... Obrońca zaczął zrzucać wszystko z parapetu, a kiedy dotknął już telefonu( który akurat teraz jest mu niesamowicie potrzebny!) poślizgnął się i wpadł do wanny -Zamorduję Cię! Jeszcze dzisiaj będziesz martwy!-
-Jezu, co wy tu robicie?- spytał Marcelo, który nie wiadomo skąd pojawił się w łazience razem z Cristiano.
-Mogę się przyłączyć?- spytał Cris i już brał rozbieg.
-NIE!- krzyknęłam, ale na co moje krzyki? Po chwili leżał koło mnie napastnik -Nie za wygodnie wam?- piłkarze leżeli na mnie, moja głowa znajdowała się ledwo co nad powierzchnią wody, przez co prawie nie mogłam oddychać.
-Wiesz, prawdę mówiąc to...-
-Chłopaki ja jestem tolerancyjny, ale nie myślałem, że wy jesteście... Hmm, razem? Róbcie co chcecie, ale nie w tym domu i nie w tej wannie-
-No co Ty, to nie tak jak myślisz...- zaczął Pepe, który próbował wyjść z wody, jednak nie zbyt mu to wychodziło.
-Ale nie tłumacz się, jak już mówiłem: jestem tolerancyjny i akceptuję to. Zresztą nieważne, nie widzieliście może mojej księżniczki?-
-Przecież ona leży pod nimi- odparł ze spokojem Marcelo, przeżuwając swoją kanapkę.
-Słucham?! Wyjazd mi z tej wanny, ale to już!- zaczął wykrzykiwać Hiszpan i zaczął mnie 'ratować'. Po kilku minutowej akcji ratunkowej w końcu byłam wolna. Czemu trwało to tak długo? Uwierzcie mi, wyciągnięcie dwóch, ważących 90 kg facetów, z których jeden ma radochę, że leży na gołej dziewczynie, a drugi przeżywa zalanie swojego telefonu, zajmuję trochę czasu.
-Nic Ci nie jest?- spytał Sergio owijając mnie ręcznikiem. Jaki to ma sens jak i tak pozostała trójka przed chwilą widziała mnie całkiem nago.
-Nie, jest okej- pocałował mnie w czoło i dołączył do reszty, która ma niezły ubaw (oprócz Pepe), a ja poszłam się ubrać.
-To było zabawne- powiedział z bananem na twarzy Cris, kiedy weszłam do kuchni.
-No szkoda, że zdjęć nie robiliście...- burknęłam nalewając sobie wody.
-No właśnie! Wiedziałem, że czegoś nie zrobiłem. Musimy to powtórzyć, Jula marsz do łazienki- zarządził Portugalczyk, na co spiorunowałam go wzrokiem. Godzinę później trójka kretynów poszła się opalać, a ja zostałam z moim kochanym kretynem. W końcu muszę z nim pogadać.
   Zrobiłam sobie herbatę i siadłam koło Sergio, który udawał, że czyta gazetę.
-Musimy pogadać- odparłam. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie.
-Nie lubię, jak tak mówisz, no ale słucham- odłożył czasopismo i wpatrywał się we mnie. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam mówić.
-Wiesz co, nie wiem jak Cię o to zapytać i czy w ogóle o coś pytać, ale...-
-Wal prosto z mostu- uśmiechnął się.
-No dobra. Czy Ty jesteś ojcem? W sensie czy będziesz?-
-Wiesz, mam nadzieję, że kiedyś wydasz na świat mojego potomka, więc moja odpowiedź brzmi...-
-Nie- przerwałam mu -Nie o to pytam- jeszcze jeden głęboki wdech i jedziemy- Pilar jest w ciąży, a ty jesteś ojcem. Prawda to, czy nie?-
-Skąd Ci to przyszło do głowy-
-Odpowiedz- uśmiech zszedł mu z twarzy.
-Skarbie Pilar podobno jest w ciąży, mama coś wspominała, ale to nie ja jestem ojcem-
-Jesteś pewien?-
-Oczywiście, że tak- jego słowa trochę mnie uspokoiły, ale nie do końca -Czy taka odpowiedź Ci wystarcza?- kiwnęłam twierdząco głową. Na razie musi starczyć, dopiero za dziewięć miesięcy(może trochę mniej) dowiem się, czy na pewno mnie nie okłamał.

*Sergio*

   Ona mnie zabije. Co ja jej miałem powiedzieć? 'Tak kochanie, będę ojcem dziecka kobiety, której nienawidzisz'. W sumie to nie skłamałem... No po części tak, ale jaką ja mam pewność czy to na pewno moje dzieło? Pilar sypia z różnymi facetami, więc każdy może być ojcem. Dowiem się za kilka miesięcy, który z nich okazał się tym 'szczęściarzem'. 
*Jula*
   W końcu wracamy do domu! To znaczy z jednej strony będę tęsknić za tym miejscem, ale z drugiej... Ja chcę do mojego łóżeczka, chcę się wyspać, mam dosyć tych kretynów... Dalej ich kocham, ale co za dużo, to nie zdrowo. Poza tym nie długo moja osiemnastka, więc czas zacząć coś organizować. Czasu coraz mniej, a ja jestem w dupie, że się tak wyrażę. 
   Na miejscu czekała na mnie mega miła niespodzianka. 
-No mówię Ci, że to tu-
-Ale nikogo nie ma, powinna być w domu- usłyszałam jakieś znajome głosy. Do tego te dwie osoby rozmawiały po polsku. Nie uwierzę póki nie zobaczę.
-Aaaa!- zaczęłam krzyczeć jak wariatka i podbiegłam do grupki dziewczyn. 
-No witam szanowną Panią!- usłyszałam na powitanie.
-Nie wierzę, że tu jesteście- przyjechały do mnie moje dawne przyjaciółki z Polski. Dokładniej Oliwia, Paulina i Agata. 
-My też jeszcze nie- odparły chórkiem. 
-Skarbie, kim one są?- spytał Sergio i objął mnie w pasie.
-No teraz to ja nie wierzę! Toż to samo Sergio Ramos!- zaczęła wydzierać się Paula. Od kiedy pamiętam ma na jego punkcie obsesje. 
-O czym ona mówi?- zapomniałam, że Sergio nie mówi po polsku, więc trzeba będzie wszystko tłumaczyć. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, bo po chwili na jego szyi zawisła Paula. Po chwili 'szaleństwa' ze strony dziewczyn, weszliśmy do środka. 
   Zrobiłam im coś do jedzenia, sama zresztą też zjadłam. Podczas gdy ja rozmawiałam z dziewczynami, opowiadałam im historie mojego życia, Sergio gdzieś pojechał. Zaczynałam się powoli o niego martwić. Nie dawał żadnych znaków życia, a robiło się już późno. Kiedy po prawie dwóch godzinach wzięłam telefon, żeby do niego zadzwonić, wrócił, ale nie był sam. 
-Mesut!- usłyszałam pisk Oliwii, a jedyne co potem zobaczyłam to jej bieg przez salon i przerażenie w oczach Niemca.
*
   Takie o specjalnie dla wymienionych wyżej osób :D Oliwia, spełniłam po części Twoje marzenie - jest Mesut :D
   

wtorek, 4 czerwca 2013

"Jest jak w bajce"

   Jula jak zwykle poszła biegać. Zaczynam się trochę o nią martwić, strasznie schudła. Nie mówię, że wygląda źle, ale jest za szczupła. Mam nadzieję, że się opamięta z tymi dietami i zdrowym trybem życia. Może przygotuję jej jakieś przepyszne, wysokokaloryczne śniadanie? O tak, to jest dobry pomysł. Już miałem zabrać się za przygotowywanie posiłku, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Kogo niesie o tej porze? Jest dopiero ósma rano. 
-Hej skarbie- no akurat Pilar to się nie spodziewałem.
-Czego chcesz?- spytałem ozięble.
-A co Ty taki nie miły?- próbowała wejść do środka, ale zablokowałem jej drogę -Okej, nie zajmę dużo czasu. Chcę tylko, żebyś wiedział o tym- rozpięła płaszcz -Mój drogi, co masz taką minę? To Twoje dzieło, więc liczę na wsparcie z Twojej strony- chyba nie do końca rozumiem -Przywitaj się z dzieckiem- chwyciła moją dłoń i położyła na swoim brzuchu. Szybko wyrwałem rękę z uścisku.
-Jaką mam pewność, że jest ono moje?-
-Szósty tydzień, z pewnością jest Twoje- Jula mnie zabije...
*
    
   Koniec sezonu. Wiadomo, że chłopaki nie są zadowoleni, ale nie jest aż tak źle. Dzisiaj wylatujemy na wyspę Fidżi. W sumie jedziemy jeszcze z  Pepe, Marcelo i Crisem. Szykował się taki romantyczny wyjazd, a tu dupa. "Kochanie, oni są jak rodzina", te słowa słyszałam przez kilka dni, kilkadziesiąt razy dziennie. W końcu nie wytrzymałam i się zgodziłam, miałam jakieś inne wyjście?
-Pakuj się, a nie kawkę pijesz- powiedział entuzjastycznie wchodząc do kuchni.
-Jestem już spakowana- burknęłam i upiłam łyk napoju.
-Tak? A czyje kosmetyki i torby z dopiero co kupionymi ubraniami leżą na łóżku?- spojrzałam na niego, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Odstawiłam kawę i pobiegłam do pokoju słysząc za sobą śmiech Sergio.  Pół godziny później wyjechaliśmy z domu,a na lotnisku spotkaliśmy się z resztą naszych towarzyszy.
   Po cholernie długiej i męczącej podróży w końcu jesteśmy na miejscu. Jest tu wprost cudownie! Nie dość, że piękna pogoda to jeszcze te widoki... Żyć, nie umierać! Do tego nasz domek, pełen luksus. Wynajęliśmy jeden dom (ściślej mówiąc willę), w której są bodajże cztery sypialnie, kilka sporych łazienek, sauna, basen i jeszcze jakieś 'atrakcje', których nie pamiętam. Tu jest jak w niebie. Oczywiście ja i Sergio zajęliśmy najlepszą sypialnię. To znaczy najpierw Cris ją wypatrzył, ale po krótkiej wymianie argumentów, odstąpił nam pokój. Z okna mamy piękny widok na ocean.
-No i jak?- spytał Sergio obejmując mnie w pasie.
-Jest jak w bajce- jestem całkowicie zauroczona tym miejscem, jeszcze nigdy czegoś tak pięknego nie widziałam. Hiszpan oparł brodę na moim ramieniu.
-Cieszę się, że spędzimy trochę czasu z dala od mediów, od kibiców, od rodziny. Po prostu będziemy sami- w tym momencie coś się stłukło w kuchni, a po chwili dotarł do nas śmiech Pepe -No może nie do końca sami, ale oni niedługo znajdą sobie jakieś zajęcie i nas zostawią samych- uśmiechnęłam się.
-Nie śmiej się debilu, to pewnie było drogie!- zaczął wykrzykiwać Marcelo.
-Spokojnie pączusiu, zapłacę- wydusił Pepe.
-I nie nazywaj mnie pączusiem- odparł Brazylijczyk i zabrał się za sprzątanie. Taki mnie więcej widok ujrzałam, kiedy weszłam do kuchni.
-Zawsze musicie coś popsuć?- spytał zażenowany Sergio.
-To ten kretyn mnie popchnął!- zaczął bronić się Marcelo.
-Idę się przejść- burknęłam i wyszłam w domu. Przeszłam kilka metrów i natknęłam się na Crisa. Wyglądał na lekko zdołowanego. Siedział na ławce i gapił się na ocean.
-Ładnie tu- rzucił od niechcenia. Przytaknęłam -Romantycznie- to było dziwne, zwykle napastnik się tak nie zachowuje, a przynajmniej nie mówi w taki sposób -Idealne miejsce dla zakochanych, szczęśliwych ludzi-
-O czym ty w ogóle mówisz?- może on jest chory albo coś? Nigdy nic nie wiadomo.
-O niczym, głośno myślę- odparł nie odrywając wzroku od wody.
-A co słychać u Iriny?- od jakiegoś czasu z nią już jest, więc może planuje jakieś oświadczyny?
-Nic- spojrzałam na niego pytającym wzrokiem -Rozstaliśmy się- no lekko mnie to zszokowało. Jeszcze niedawno mówił tylko o niej, a nagle się rozstali.
-Dlaczego?-
-Nie potrafiłem z nią być...-
-Chodźcie, idziemy zwiedzić okolicę- przerwał Crisowi uśmiechnięty Sergio.
   Od przyjazdu tutaj minęły już trzy dni. Praktycznie każdego dnia wymyślamy to nowe atrakcje. Wczoraj na przykład były skutery wodne. Polecam, są naprawdę świetnym pomysłem, na spędzenie czasu. Dzisiaj postanowiliśmy trochę się zabawić. Ja już jestem gotowa, ale chłopaki... Szkoda gadać.
-Ruszcie się!- krzyknęłam, a po chwili koło mnie pojawił się Cris. Jak zwykle smutny. Od kilku dni właściwie nie widać uśmiechu na jego twarzy, chodzi zdołowany, nic nie jest w stanie poprawić mu humoru -Uśmiechnij się, może dzisiaj kogoś poznasz- poklepałam go po plecach. Próbował się uśmiechnąć, ale niezbyt mu to wyszło. Po dwudziestu minutach, wszyscy byli już gotowi. Nareszcie wyszliśmy.
   Po już kilkugodzinnej zabawi, robiłam się coraz bardziej zmęczona. Poza tym w knajpie było coraz więcej ludzi.
-Strasznie mi duszno, pójdę się przejść- powiedziałam do Sergio, który razem z Pepe i Marcelo upijał się 'drinkami z palemką'. Zauważyłam spacerującego po plaży Crisa. Od razu do niego podbiegłam.
-Czemu się nie bawisz?-
-Nie mam nastroju-
-Ej, co jest?- chwyciłam go za rękę i zatrzymałam.
-Nic- burknął kopiąc nogą w piasku.
-Przecież widzę- wziął głęboki oddech i w końcu zaczął mówić.
-Bo ja tak dłużej nie mogę - spojrzałam na niego zaskoczona, nie za bardzo rozumiejąc o co mu chodzi -Nie mogę patrzeć na Twoje szczęście-
-Co? O czym Ty mówisz?-
-Boli mnie, że jesteś szczęśliwa z Sergio, a nie ze mną- no teraz to mnie całkowicie zamurowało -Pamiętasz jak... Jak wtedy ze mną sypiałaś?-
-Wolę do tego nie wracać-
-Myślałem, że coś między nami będzie, coś więcej niż tylko seks za pieniądze-
-Nigdy nie robiłam Ci żadnych nadziei- chwycił mnie za dłoni i przyciągnął do siebie.
-I właśnie to sprawiało, że pragnąłem Cię jeszcze bardziej- nie wiem kiedy, ale nasze usta po prostu się spotkały. Dzięki Bogu, szybko otrzeźwiałam.
-Nie mogę-
-Przez Sergio?-
-Jestem z nim w końcu szczęśliwa, zaakceptuj to-
-A co jeśli Ci powiem, że za jakieś osiem miesięcy Sergio zostanie ojcem?-
*
   Długo nic nie było, ale wreszcie jest :D Postaram się po nadrabiać zaległości.

środa, 8 maja 2013

'Czym ja mam to zmyć?'

   Rano, jak już od dwóch tygodni, poszłam pobiegać, a kiedy wróciłam Sergio już nie było. Wieczorem Real gra mecz z BVB. Przejście do finału jest praktycznie nie możliwe, ale trzeba wierzyć. Po orzeźwiającym prysznicu, zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Od krojenia pomarańczy oderwał mnie dzwonek do drzwi.
-Miriam? A co Ty tu robisz?- raczej nie spodziewałam się jej wizyty.
-Jak to co? spytała z uśmiechem -Przywiozłam Daniele- nagle zza Miriam wyszła dziewczynka, córka Miriam.
-Wiesz, chyba Sergio zapomniał mi o czymś powiedzieć...-
-Ostatnio jest strasznie zabiegany, no ale skoro nie powiedział to ja Ci wyjaśnię. Razem z mężem jedziemy na weekend do Barcelony, wiesz dawno nigdzie razem nie byliśmy i czas najwyższy to nadrobić. Nie chcę zostawiać Danieli z mamą, bo coś ostatnio się nie dogadujemy, a Rene razem z rodziną wyjechał na tydzień do Paryża. Sergio powiedział, że dla niego to żaden problem, dlatego tu jestem- uśmiech z twarzy Miriam nie schodził przez cały czas jej wypowiedzi. Szkoda, że Sergio nie spytał mnie o zdanie.
-Doba, w takim razie daj mi rzeczy Danieli i dobrej zabawy w Barcelonie- Miriam pożegnała się z córką i odjechała, a ja zostałam sama z dzieckiem, którego właściwie nie znam.
   Przez okrągłą godzinę Daniel bawiła się z kotem. Nie mam zielonego pojęcia jak zajmować się dziećmi. Na szczęście usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Zjawił się mój 'wybawca', którego przy najbliższej okazji zamorduję.
-Daniel!- rozległ się radosny głos Sergio. Przez jego krzyk, Marcelo się przestraszył, wyrwał Danieli i schował pod kanapę.
-Wujku! Spłoszyłeś mi kota- odparła naburmuszona dziewczyna i przystąpiła do akcji 'Ratować kota i schować go przed wujkiem'. Hiszpan stał jak wryty i dopiero w momencie, gdy oberwał ode mnie ścierką, ocknął się.
-Co mnie bijesz?- spytał zdezorientowany.
-Raczyłbyś mi wyjaśnić, dlaczego nie powiedziałeś mi o przyjeździe Danieli? Nie żebym miała coś przeciwko, ale wolałabym wiedzieć-
-Nie wspomniałem?- zapytał zdziwiony, jego ogarnięcie kiedyś mnie wykończy.
-No jakoś Ci wyleciało to z głowy-
-Ale już wiesz, więc jest w porządku, tak?- spojrzałam na niego i ze zrezygnowaniem poszłam do sypialni. Sergio wziął prysznic, a potem zajął się siostrzenicą.
   Około 14 przyszłam sprawdzić jak bawi się wujek i jego ukochana Daniel. To co zobaczyłam było przezabawne. Daniel postanowiła, że upiększy Sergio i zrobiła mu cudowny makijaż oraz pomalowała jakimś markerem włosy. Hiszpan na pewno byłby zadowolony gdyby nie fakt, że śpi i z pewnością nie ma o niczym pojęcia.
-Dopiero teraz wygląda ładnie- podsumowała Daniel, patrząc na swoje 'dzieło'.
-Jestem pewna, że wujek się ucieszy- jakimś cudem powstrzymywałam się od śmiechu. Swoją drogą dobrze, że dziewczynka pomalowała Sergio, a nie połowę domu -Może chcesz coś zjeść?- Daniel pokiwała twierdząco głową -A na co masz ochotę?-
-Na tortillę de patatas- dzięki Bogu wiem co to jest. Wyjęłam potrzebne składniki i zabrałam się do gotowania. Daniel okazała się bardzo pomocna w kuchni, dodawała i mieszała ze sobą składniki. Po jakimś czasie obudził się Sergio.
-Kiedy obiad?- spytał wchodząc do kuchni. Jego wygląd sprawił, że dostałam napadu śmiechu. Po chwili Daniel również zaczęła się śmiać, a Sergio nie wiedział o co chodzi.
-Obiad za dziesięć minut, a Ty idź się zobacz w lustrze- wydusiłam z siebie. Po dosłownie kilku sekundach, usłyszałam krzyk Sergio i jestem pewna, że nie był to krzyk zachwytu.
-Która to?- wbiegł do kuchni, cały czerwony.
-No chyba nie myślisz, że ja -odparłam z rozbawieniem. Spiorunował wzrokiem Daniel, ale ta nie zwracała na niego uwagi.
-Czym ja mam to zmyć? Za kilka godzin gram ważny mecz, a moja twarz jest wymazana... Czymś!-
-Daniel, może idź się pobawić z kotkiem, już wystarczająco mi pomogłaś, a ty chodź za mną- złapałam go za rękę i zaprowadziłam do łazienki -Siadaj- wzięłam płatki, płyn do demakijażu i zaczęłam powoli ścierać tonę kosmetyków z jego twarzy -Tak to jest, kiedy zamiast pilnować dziecka, się śpi-
-Nie myślałem, że wpadnie na taki pomysł- odparł Sergio.
-Domyślam się, że kosmetyki były moje- odparłam, 'szorując' twarz Sergio (ile ona tego nałożyła?)
-Pewnie tak, kupię Ci nowe, ale bądź łagodniejsza dla mojej twarzy-
-Jakbyś się tak nie marszczył, to byłoby łatwiej- po dziesięciu minutach, zniknął cały 'makijaż'.
-No a co z włosami?-
-Umyj je- odparłam, pocałowałam go i wyszłam.
   Koło 18 pojechaliśmy na stadion. Daniela ubrała koszulkę Realu z napisem 'RAMOS' na plecach (jakoś trzeba odpokutować). Niestety, mecz nie potoczył się jak powinien. Dopiero pod koniec meczu Królewscy zaczęli strzelać gole. W ciągu kilku minut piłka znalazła się w bramce dwukrotnie, w tym raz dzięki Sergio. Pomimo doliczonych ponad 5 minut, Real przegrał. Zabrakło im jednej bramki do awansu...
   Po wszystkim wróciliśmy do domu. Przygotowałam łóżko dla Danieli, przeczytałam jej chyba z cztery bajki na dobranoc i poszłam do Sergio. Załamany Hiszpan siedział na kanapie i gapił się tępo w ścianę. Usiadłam koło niego i położyłam głowę na jego ramieniu.
-W tym roku miało być inaczej, a ja miałem się bardziej starać- odparł, nie odrywając wzroku od ściany.
-Graliście naprawdę dobrze-
-Ale nie wystarczająco-
   Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas, a potem poszliśmy się położyć. Jednak żadne z nas nie mogło zasnąć.
-Może pojedziemy gdzieś na kilka dni? Tylko ty i ja, hm?- spytał, ni stąd ni zowąd Sergio.
-No a gdzie na przykład?-
-Co powiesz na... Gran Canarie albo Malediwy?-
-Nie wiem, sam podejmij decyzję- Sergio wziął laptopa i zaczął szukać ofert -Musisz to robić teraz?-
-Tak- przez prawie godzinę przeglądaliśmy przeróżne oferty. W końcu znaleźliśmy to, co było nam potrzebne. Wyjazd zaplanowaliśmy dopiero na zakończenie sezonu, teraz jeszcze jest sporo meczy -To skoro już zrobiliśmy to co mieliśmy w planie...- zaczął Sergio i położył komputer na ziemi -To może przejdziemy do tych ciekawszych rzeczy?-
-Co masz na myśli?-
-Taki pewien sposób na pozbycie się adrenaliny- zaczął mnie całować po szyi, co wywołało u mnie atak śmiechu. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
-Wejdź- odparłam, a Sergio się uspokoił i położył na swoim miejscu.
-Mogę z wami spać?- spytała nieśmiało Daniel i nie czekając na odpowiedź, władowała się między nas. Po dosłownie pięciu minutach spała jak aniołek.
-No i z naszych planów nici- odparł zrezygnowany Hiszpan. Pocałowałam go w policzek.
-Nadrobimy to-
*
   Takie coś mi wyszło :) Lekko 'spóźnione', ale ważne, że jest. 

czwartek, 25 kwietnia 2013

" Sergio, malujący ściany to niecodzienny widok"

Dzisiaj specjalna dedykacja dla Podgi: Nie smutaj, Mesut i tak woli Ciebie, a Mandy to przykrywka :)
*
-Mówiłeś, że sypialnia nie jest gotowa- dochodzi godzina jedenasta, razem z Sergio leniuchujemy w łóżku.
-Bo nie jest- odparł krótko.
-To gdzie niby jesteśmy teraz?- spytałam i spojrzałam na niego.
-Może Ci wyjaśnię. Teraz jesteśmy w jednym z trzech pokoi gościnnych- o mamo -Każdy z nich ma łazienkę. Oprócz tego jest salon, jadalnia, nasza sypialnia, dwie garderoby, siłownia i jeszcze trzy, dodatkowe łazienki-
-Dużo tego...-
-Wszystko znajduje się na 1200 m kwadratowych. Do tego mamy jeszcze basen i kort tenisowy, a garaż mieści sześć samochodów-
-Mówisz tak, jakbyś nauczył się tego na pamięć-
-Staram się- wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. W końcu wszystko jest tak, jak powinno być -Zapomniałbym. Mamy jeszcze piwniczkę winną-
-A to już nie wiem po co-
-Jak to 'po co'? Wino dobra rzecz- wywróciłam oczami i wstałam z łóżka -Gdzie idziesz?-
-Jeśli mam tu mieszkać, to muszę przywieźć swoje rzeczy- Sergio zerwał się z łóżka i wybiegł z pokoju. Nie mam zielonego pojęcia, co on znowu wymyślił.
-Jula, chodź tu!- weszłam do jakiegoś pokoju, żadnych mebli. Domyślam się, że to jest sypialnia -Tu jestem!- weszłam do połączonego pokoju -Voila!- po pierwsze: ogromna garderoba, po drugie: mnóstwo ubrań. On chyba wykupił wszystkie sklepy w Madrycie -Już nie musisz nic przywozić, wszystko jest kupione- dumny z siebie Hiszpan, objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Wiesz, że nie musiałeś?-
-Ale chciałem- obrócił mnie tak, że teraz stałam do niego twarzą. Nic nie mówiąc po prostu patrzyliśmy się sobie w oczy. Po chwili złożył pocałunek na moich ustach.
-Wiesz co?- spytałam, a Sergio pokręcił przecząco głową -Zaraz się wyszykujemy i jedziemy po zakupy-
-Przecież wszystko tu masz- wskazał na wieszaki pełne ubrań.
-Ale mebli w sypialni nie mamy. Poza tym zgaduję, że lodówka też jest pusta- Hiszpan sprawił wrażenie zakłopotanego -Nie wspominając o środkach czystości, kosmetykach i wszystkich innych bzdetach- jakby mógł o tym pamiętać? -A, pojedziemy jeszcze na chwilę do mnie- spojrzał na mnie i czekał aż się poprawię -To znaczy do Ikera- znowu uśmiech na jego twarzy- i zabiorę stamtąd kilka potrzebnych rzeczy, a przede wszystkim kota. Nie masz nic przeciwko?- uśmiechnął się szeroko.
-Oczywiście, że nie-
*
   Kupno mebli to jakaś masakra! Po pierwsze, żeby dobrać wszystko 'do pary' trzeba się naprawdę bardzo natrudzić. Poza tym mi się coś podoba, a mojemu ukochanemu - nie. W końcu krążąc po mieście, znaleźliśmy sklep, w którym było to, czego szukaliśmy. Właściwie jest tu wszystko, trochę to podobne do słynnej IKEI. Tyle tylko, że tu jest odrobinkę drożej. 
-Wiesz, że to nie będzie pasować do koloru ścian?-
-No to kupimy nową farbę- odparł z uśmiechem Sergio. Kiedy spisywaliśmy numery mebli (później odbiera się je z magazynu) w oczy rzuciła się mi cena. 
-Nie uważasz, że to trochę za drogo?- zdawałam sobie sprawę, że sklep jest 'na poziomie' i że jest tu drogo, ale nie myślałam, że aż tak.
-Nie- odparł krótko. 
-Sergio...-
-Ja płacę, przestań się zamartwiać- 
-No nie jestem przekonana...- 
-Musimy jeszcze znaleźć pasujące zasłony- olał mnie. Dzięki skarbie. 
   Przy kasie suma zakupów była... duża. Żeby nie powiedzieć ogromna. Po pierwsze meble, po drugie Sergio stwierdził, że trzeba kupić wszystko do kompletu (w sumie ma racje), więc nawybierał masę bzdetów typu wazony, obrazki, pseudo rzeźby. Całe szczęście wszystko dowiozą nam do domu, więc o transport nie musimy się martwić. 
-No to teraz jedziemy do Ikera- zarządził Sergio. 
   Z domu zabrałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, między innymi niektóre ubrania, kosmetyki, laptopa, wszystkie zabawki Marcelo (i ogólnie wszystko co jego). Kiedy już wychodziliśmy, Sergio zaprosił Ikera i Sarę na parapetówkę. Data nie jest jeszcze znana, ale kazał im (dokładnie: kazał) zarezerwować sobie już czas. Później skoczyliśmy jeszcze do kilku sklepów (biedny Marcelo przez ten czas musiał siedzieć w transporterze, ten kot tego nie znosi). Najpierw musieliśmy wybrać nowy kolor farby, do pomalowania ścian w naszej sypialni. Tym razem poszło o dziwo szybciej. Następnie skoczyliśmy do sklepu sportowego. 
-Właściwie to co tu robimy?- spytał Sergio, wlokąc się za mną. 
-Od jutra biegam i potrzebuję paru rzeczy-
-O! Zdrowy tryb życia się pani włączył?- spytał drwiąco, ale entuzjastycznie. Nic nie odpowiedziałam, bo znalazłam to, czego szukałam. Przeszperałam jeszcze cały sklep, a potem poszłam wszystko mierzyć.
   Z sklepu wyszliśmy obładowani torbami. Żeby nie było, ja kupiłam tylko spodnie, bluzę, kilka bluzek i buty, ale Sergio to prawdziwy zakupoholik. Nic nie potrzebował, niczego nie szukał, ale ponad 600 euro zostawił, plus moje zakupy, gdyż Hiszpan chce koniecznie udowodnić jaki to z niego gentlemen. 
   Później pojechaliśmy do supermarketu. W domu nie ma żadnego jedzenia, a trzeba uzupełnić lodówkę. W końcu wróciliśmy do domu. Jest godzina dziewiętnasta. Jestem padnięta, a tu jeszcze trzeba się rozpakować. 
   Wieczorem planowaliśmy obejrzeć jakiś film, ale byliśmy tak zmęczeni, że od razu położyliśmy się spać.
*
   Koło ósmej wstałam i poszłam biegać. Sergio nie ma dzisiaj treningu, więc kiedy wychodziłam jeszcze słodko spał. Wzięłam słuchawki, iPoda i wyszłam z domu. Przy okazji biegania, poznam bliżej okolicę. Na dzisiaj zaplanowałam krótki, 30 minutowy bieg, a właściwie trucht. Nie przesadzajmy na początek. 
   Biegało mi się tak dobrze, że dopiero po godzinie wróciłam do domu. Domyślam się, że Sergio jeszcze śpi. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i owinięta w ręcznik poszłam do sypialni. A tam niespodzianka. 
-Co Ty robisz?- spytałam zaskoczona. Sergio, malujący ściany to niecodzienny widok. 
-Nie widać? Za dwie godziny przywożą meble, więc wszystko musi być gotowe- poszłam do mojej, ogromnej garderoby (tak, będę się nią teraz cieszyć na każdym kroku), ubrałam jakieś stare jeansy, koszulkę i dołączyłam do mojego Hiszpana. Oczywiście farba znalazła się nie tylko na ścianach. Sergio znalazł sobie zabawę, mianowicie ganianie za mną z wałkiem umoczonym w farbie. Brzmi mi to trochę dziwnie, ale jakby za wami biegał półnagi facet i mazał was farbą po całym ciele, uznałybyście to za romantyczne i zabawne.
   Nie myślałam, że malowanie może iść tak szybko. Po godzinie mieliśmy już pomalowany cały pokój, a jak tylko skończyłam robić śniadanie, przywieźli nam meble. Sergio instruował 'fachowców' jak i gdzie mają postawić meble, a ja w tym czasie zjadłam śniadanie. 
   Po jakimś czasie, mężczyźni opuścili dom, a Sergio zawołał mnie do pokoju. Jak przekroczyłam próg, stanęłam jak wryta.
-No i co myślisz?- 
-Jest idealnie- wszystko pasuje świetnie, pod każdym względem. 
-Cieszę się, że ci się podoba- złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i mocno przytulił. 
*
   Rozdziału nie było, ponieważ miałam testy i musiałam się uczyć. Przepraszam :) Mam nadzieję, że poprawiłam humor po wczorajszym meczu...
*Pokój w dodatkach :)

sobota, 13 kwietnia 2013

"Kupiłem dom!"

   Dawno tak dobrze nie spałam. Jest godzina trzynasta, a ja dopiero wstałam. Kiedy weszłam do kuchni, Sergio siedział przy stoliku ze schowaną w dłoniach głową.
-Boli co?- spojrzał na mnie, piorunując mnie wzrokiem. 
-Następnym razem nie pozwól mi pić-
-Zjesz coś?- spytałam, otwierając lodówkę. 
-Nie- odparł krótko. Wyjęłam jakiś jogurt i zrobiłam sobie herbatę.
-Może idź się połóż co?- nie mogę patrzeć jak cierpi. Z jednej strony jest mi go szkoda, ale z drugiej wygląda przezabawnie. Nic nie mówiąc, wyszedł z kuchni. Czuję, że to będzie ciężki dzień, zarówno dla mnie jak i dla niego.
   Pod wieczór Sergio doszedł już do siebie.
-Może obejrzymy jakiś film?- zapytał, zmieniając kanały w poszukiwaniu czegoś sensownego.
-Co proponujesz?- spytałam, sadowiąc się koło niego, na kanapie.
-Co powiesz na 'Sexo de los angeles, El'? Od kilku miesięcy chcę to zobaczyć i nigdy nie ma okazji-
-No dobra, ale jeśli będzie to jakieś tanie, nudne romansidło - od razu wyłączasz- kiwnął twierdząco głową i zaczął szukać filmu. Ja w tym czasie poszłam po jakieś przekąski i coś do picia.
   Po kilkunastu minutach filmu, fabuła była już jasna. Pokazana jest historia biseksualnej pary, która bawi się w trójkąty. Nie mam zielonego pojęcia, skąd Sergio wziął ten film, ale trzeba przyznać że on bawi się wybornie.
   Film się rozkręca i nawet ja się wciągnęłam. Nie jest to jakiś niskobudżetowy film, ani hollywoodzka komedia także zasługuje na uwagę. Oparłam się o Sergio, a on bawił się kosmykiem moich włosów.
-Jula?-
-Hmm?-
-Zamieszkasz ze mną?- no to się nazywa wyczucie.
-Skąd to pytanie?-
-Odpowiedz- spojrzał na mnie tymi swoimi, brązowymi oczkami.
-Chciałabym, ale...-
-To na co czekasz? Jutro jedziemy po Twoje rzeczy!- dzięki, że pozwoliłeś mi skończyć.
-Ale nie mogę tego zrobić- dokończyłam. Znowu wbijał we mnie te swoje, piękne oczęta.
-Dlaczego? Chodzi o Ikera czy o co?-
-Iker to jedna sprawa, ale ja po prostu nie mogłabym mieszkać w miejscu, które dzieliłeś ze swoją byłą dziewczyną. Czuję się tu trochę nieswojo-
-No dobra, rozumiem - udaje, że wszystko jest okej, ale tak naprawdę na jego twarzy pojawiły się oznaki smutku -Pogadamy kiedy indziej-
   Koło południa, zaraz po śniadaniu, pojechałam do domu. Czas najwyższy spędzić trochę czasu z moim chrześniakiem. Po drodze kupiłam mu jakąś zabawkę, w końcu muszę wypełniać swój obowiązek jak najlepiej.
-Gerard, ciocia przyszła- powiedziałam radośnie Sara, kiedy tylko otworzyła drzwi. Trzymała 'malutkiego' Gerarda na rekach, a on wpatrywał się we mnie ogromnymi oczkami -Cześć kochana- odparła Sara i przywitała się ze mną -Napijesz się czegoś?- spytała, jak tylko weszłyśmy do środka.
-Może być woda- wzięłam z rąk dziewczyny Gerarda i usiadłam z nim na kanapie.
-No to opowiadaj, co tam u Ciebie, jak z Sergio?- uśmiechnęłam się lekko.
-No... Chyba jest okej...- sama nie wiem jak jest. Czy my jesteśmy parą, czy nie - nie wiem.
   Później, nie wiadomo skąd, pojawił się Iker i zjedliśmy obiad. Po przepysznym posiłku, musiałam odpocząć. Poszłam do pokoju i walnęłam się na łóżko. Nie wiem po czym, ale jestem całkowicie wyczerpana.

"Jesteś w domu?"
"Tak" co Sergio znowu kombinuje. 
"To na razie się nigdzie nie ruszaj"
   Już się boję, co on znowu wymyślił.
   Po kilkudziesięciu minutach, Sergio wparował mi do pokoju uśmiechnięty od ucha do ucha. Jego ekscytacje wyczuwa się na kilometr.
-Zgadnij co!- krzyknął entuzjastycznie.
-Co?-
-Kupiłem dom!-
-Słucham?- myślałam, że coś źle zrozumiałam, ale nie. Wziął mojego laptopa i włączył jakąś stronę z nieruchomościami.
-Widzisz? Tu zamieszkamy, razem- chyba nie za bardzo dociera do mnie co mówi.
-Żartujesz?- pokiwał przecząco głową -Naprawdę myślisz, że Iker się zgodzi, żebyśmy zamieszkali razem?- uśmiechnął się.
-Już z nim rozmawiałem i po lekkim wahaniu, zgodził się- w to nie uwierzę. Wstałam z łóżka i poszłam do mojego, cudownego braciszka.
-Naprawdę się zgodziłeś?-
-Na co?-
-Żeby zamieszkała z Sergio-
-No tak- spojrzałam na niego, wytrzeszczając oczy -Miał bardzo przekonujące argumenty. Poza tym, jeśli zrobi coś, co cię skrzywdzi to go zamorduje, więc nie masz się o co martwić- powiedział to z taką lekkością, jakby było to oczywiste i normalne -To kiedy się wyprowadzacie?- szybko chce się mnie pozbyć. Spojrzałam na Sergio, bo w sumie ja też nic nie wiem oprócz tego, że kupił ogromny dom na obrzeżach Madrytu.
-Trzeba tylko urządzić i możemy się wprowadzać-
-A kiedy będziecie się urządzać?- znowu spojrzałam na Hiszpana.
-Możemy zacząć od zaraz- odparł wesoło. Iker spojrzał na mnie wymownym wzrokiem, mówiącym :"Widzisz? Powinnaś teraz z nim jechać".
   Od kilku godzin chodzimy po sklepie i wybieram kolor farby, którą pomalujemy sypialnię. Sergio mówił, że wszystko jest gotowe oprócz właśnie naszej sypialni.
-A może ten?- Hiszpan wskazał na puszkę farby.
-'Norweski łosoś'? Błagam...- ze zrezygnowaniem odstawił pojemnik na miejsce, ale po chwili chwycił kolejny.
-A ten?-
-'Gorzka Czekolada'...-
-Apetyczna- powiedział Sergio TYM głosem, sugerującym jedno.
-Nie, za ciemny-
-Jaka ty marudna...-
-Ten jest świetny!- o mało nie zrzuciłam puszki z półki, dzięki Bogu Sergio ma dobry refleks.
-Ale wybrałaś nazwę... 'Aromatyczny Kardamon'. Poetyckie- jego nazwy były lepsze... -No dobra, skoro się podoba, to bierzemy- wrzucił dwie puszki do wózka.
-Wychodzimy?- kiwnął głową i objęci poszliśmy do kasy.
*
-Może pokażesz mi w końcu dom?- zasugerowałam, kiedy wsiedliśmy do samochodu.
-Właśnie miałem taki plan- uśmiechnął się i odpalił silnik. 
   O matko! To jest przepiękne! Już na zdjęciach dom wyglądał ślicznie, ale widziałam go tylko z zewnątrz,  w środku... Łał. Jestem pod mega wrażeniem, nie myślałam że Sergio ma aż taki gust. 
-No i co?- spytał, kiedy zamknął drzwi. 
-Jest cudowny!- 
-Cieszę się, że przypadł Ci do gustu- uśmiechnęłam się, a Hiszpan stanął za mną i objął w talii -Kocham Cię-szepnął mi do ucha. Odwróciłam się do niego twarzą, a nasze oczy się spotkały -Chcę z Tobą spędzić resztę życia- nasze wargi znowu się spotkały. Kocham te usta, to oczy, to ciało... Kocham go. Jak na Sergio przystało zaczął od pocałunku, a zakończył w łóżku...
*
   W 'dodatkach' zdjęcia domu :) SPECJALNA DEDYKACJA DLA KAMYKA <33 W KOŃCU SIĘ DOCZEKAŁAŚ :D

niedziela, 7 kwietnia 2013

"Szukamy kogoś konkretnego?"

   O matko, Sergio ma dzisiaj urodziny, a ja jeszcze nie mam prezentu. Co prawda mam pewien pomysł, ale nie wiem czy zdążę wrócić do Madrytu na 20. Spojrzałam na telefon. 4.35. Sergio słodko śpi, a ja włączam laptopa.
-Powinnam zdążyć- szepnęłam do siebie, odłożyłam laptopa i poszłam do łazienki. Po 30 minutach byłam gotowa. Jeszcze tylko zostawić jakąś wiadomość Sergio, żeby się nie martwił, kiedy się rano obudzi, a mnie nie będzie.

"Dzisiaj po treningu wracasz prosto do domu. 
Nigdzie się nie włóczysz.
Ja powinnam być po południu.
Nie martw się. 
Jula.
PS. Najlepszego kochany!"
*
   Ostatnio coś często bywam na lotniskach. Trasa Londyn-Madryt albo Londyn-Warszawa. Zgadnijcie dokąd lecę teraz. Wątpię, żeby wam to przyszło do głowy, ale za 20 minut mam lot do Sewilli. Mam pewien pomysł na prezent dla Sergio, ale nie wiem czy uda mi się wykonać mój plan. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wydaję mi się, że mu się spodoba.
   Akurat dzisiaj mają otwarty trening, więc jest idealnie. Weszłam na murawę i zaczęłam szukać trenera lub innej osoby, która może mi pomóc. Na boisku jeszcze nie ma żadnego piłkarza, trzeba poszukać ich gdzie indziej.
-Szukamy kogoś konkretnego?- usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się, przede mną stoi Andres Palop, kapitan Sewilli.
-Właściwie to nawet Ty możesz mi pomóc-
-Naprawdę?- spytał lekko zdziwiony.
-Tak. Potrzebuję autografów całej waszej drużyny- odparłam, wyciągając z torby koszulkę Ramosa. Jeszcze z czasów Sewilli. Ma takie dwie, więc mam nadzieję, że się nie obrazi, kiedy zauważy brak jednej.
-Oo, widzę wierna fanka. Wiesz, że Sergio u nas nie gra od ośmiu lat?- lekko się zaśmiałam.
-Wiem, ale robię mu niespodziankę z okazji urodzin-
-Znasz go?- spytał Andres jeszcze bardziej zdziwiony niż przed chwilą.
-Tak, w chwili obecnej z nim mieszkam- wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem -Jula Casillas, miło mi-
-Czekaj, bo chyba nie za bardzo rozumiem. Jesteś dziewczyną Sergio?- w sumie to sama nie wiem.
-To skomplikowane- zerknęłam na zegarek, mam coraz mniej czasu -Dobra, możecie mi to podpisać? To znaczy Ty i reszta drużyny?-
-Jasne, chodź- ruszyłam za Andresem do szatni.
   Mam je! Siedzę już w samolocie, a do imprezy, którą przygotowują chłopaki, mam jeszcze cztery godziny. Mam nadzieję, że zdążę.
*
-Gdzie Ty byłaś?- spytał Sergio, kiedy tylko przekroczyłam próg domu. Mamy półtorej godziny, a ja dopiero przyszłam do domu.
-Nieważne, masz godzinę na wyszykowanie się, nie zadawaj żadnych pytań- pobiegłam do łazienki. Prysznic, włosy, makijaż, strój - gotowe! Nie wierzę, że udało mi się wyrobić na czas. 
-A możesz mi powiedzieć dokąd idziemy?- spytał Sergio, zapinając spinki na mankietach. 
-Niespodzianka- 
-No dobra- objął mnie -Ale gdzieś jedziemy?-
-Tak- odparłam i poprawiłam mu muchę. No ubrać porządnie to on się nie umie. 
-To musisz podać mi adres- uśmiechnął się.
-Nie muszę, po prostu daj mi kluczyki- 
   No i jesteśmy na miejscu. 
-Po co tu przyjechaliśmy?- 
-On ma coś, co będzie mi dzisiaj potrzebne- odpięłam pasy i wysiadłam z samochodu. 
-Czy to ma związek z tym co myślę?- spytał i objął mnie ręką w talii.
-Nie- odparłam z uśmiechem, a on w zamian obdarzył mnie pocałunkiem. Od dawna nie byłam tak szczęśliwa. Mam wrażenie, że jemu też zależy, przynajmniej chciałabym, żeby mu zależało. 
-O już jesteście?- odparł wesoły Cris -Wejdźcie- weszliśmy do środka -Idźcie do salonu- Sergio szedł pierwszy -Domyśla się?- spytał szeptem Portugalczyk.
-Nie, no co Ty-
-Czyli on tylko wygląda na inteligentnego?- za to oberwał łokciem -No co?- 
-Cris, czemu ty żyjesz w takich ciemnościach?- spytał Sergio, kiedy wszedł do ciemnego salonu.
-NIESPODZIANKA!- krzyknął cały tłum ludzi. Skąd oni ich wzięli? 
-Wiedziałaś o tym?- spytał mega zszokowany Sergio. 
-No a jak myślisz?- po raz pierwszy Sergio mnie pocałował 'przy ludziach'. Jezu, ja go chyba kocham... 
   Wszyscy dali już jubilatowi prezenty, teraz czas na mnie. Wyjęłam pakunek z torby i podeszłam do Hiszpana.
-To właśnie z przez to nie było mnie cały dzień w domu- podałam mu prezent -Mam nadzieję, że po pierwsze spodoba ci się, a po drugie nie zabijesz mnie, bo w Twojej szafie jest jedna koszulka mniej- spojrzał na mnie lekko podejrzliwym wzrokiem, a następnie odwinął paczkę.
-Nie wierzę! Jechałaś specjalnie do Sewilli?- kiwnęłam twierdząco głową -Nawet sztab trenerski się podpisał!- no chyba mu się spodobało -Dziękuję- i znowu znalazłam się w jego, umięśnionych ramionach. 
-Trzeba rozkręcić tą imprezę!- krzyknął Fabio, a Pepe otworzył butelkę wódki. Znowu się schleją, jak zawsze. 
   Współczuję Cristiano, bo po tych urodzinach raczej nie będzie miał gdzie mieszkać. Tak jak myślałam, Pepe i Fabio są już pijani. Ten pierwszy, jak do tej pory, zbił trzy wazony, a ten drugi zrzucił (nie mam pojęcia jakim sposobem) ze ściany ogromną plazmę. Sądzę, że nie długo będą już martwi. 
-Chodź się z nami napijesz!- krzyknął Pepe i machnął ręką tak, że strącił kolejny wazon -Ups...- 
-Pepe!- krzyknął wkurzony Cris -Jeszcze jeden wazon, a więcej Ciebie tu nie wpuszczę!- 
*
    No i jesteśmy w domu. W końcu! Sergio chyba niespodzianka się spodobała, chociaż moim zdaniem było to trochę oklepane, ale liczy się gest, prawda? 
-Juluś!- usłyszałam krzyk Sergio, dobiegający z salonu.
-Co?- zalany Hiszpan siedzi na kanapie i próbuje nalać sobie wody. Wygląda to mega zabawnie, bo póki co jest zalany cały stół, a szklanka jest pusta. 
-Pomóż mi!- 
-Ale nie krzycz- usiadłam koło niego i nalałam mu wody. 
-Jezu, jaka ty jesteś cudowna...- przysunął się do mnie i zaczął całować po szyi. 
-Sergio, wytrzeźwiej- odparłam ze śmiechem. 
-Juluś!- 
-Sergio, nie musisz krzyczeć. Siedzę koło Ciebie- 
-Kocham Cię, wiesz?- nie wiem czy zdaje sobie sprawę z tego co mówi. 
-Idź się połóż- 
-Juluś!- jeszcze raz tak do mnie powie, a nie ręczę za siebie.
-Co?-
-A pomożesz mi dojść do łóżka?- podniosłam go, przerzuciłam jego rękę przez szyję i powoli zaprowadziłam do sypialni. 
-No to dobranoc- powiedziałam, kiedy mój pijaczyna już leżał pod kołderką.
-A ty nie zostajesz?- 
-Nie, ja chcę się wyspać. Dobranoc- przez kilka minut słyszałam jak do siebie mówi, a potem nastała błoga cisza. 
*
   Taki średnio długi rozdział, ale mam nadzieję, że i tak się spodoba :D

wtorek, 2 kwietnia 2013

"Bo ją kocha"

   Dzisiaj, o dziwo, słoneczny dzień w Londynie. Temperatura wynosi już 13 stopni! Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy wyjrzałam przez okno. Nie dość, że słonecznie to i ciepło. Zresztą, nie ma co się tak ekscytować. Ja i tak spędzę kolejny nudny dzień w domu. Od rana bezmyślnie gapię się w telewizor. Dzisiaj 29 marca, jutro 27 urodziny Sergio. Chciałabym z nim teraz tam być...Nie, nie chcę! Jest mi teraz w miarę dobrze i nie chcę pogarszać swego stanu psychicznego przez tego, cholernego Hiszpana. Godzina trzynasta, a ja siedzę w piżamie... Chyba czas się ubrać. Poszłam po swoje rzeczy, a potem do łazienki. Prysznic 'z rana' zawsze dobry.
   Ubrana w dres i z turbanem na głowie, poszłam do pokoju. Włączyłam laptopa i rozłożyłam się na łóżku. Od ekranu oderwał mnie dźwięk sms'a. Cristiano? A czego on może ode mnie chcieć?

"Tata Sergio jest w szpitalu.
 Z Sergio nie jest najlepiej. 
Nie żebym coś sugerował,
 ale to Ty wiesz najlepiej co zrobić"

   Że niby co ja mam zrobić? Lecieć do niego? Zadzwonić? Napisać? Nie jestem jego pocieszycielką, od tego ma Pilar. Czemu Cris napisał do mnie? Nieważne. Poszłam wysuszyć włosy i wyszłam na spacer, żeby o tym nie myśleć. 
   Jest po południe, Wojtek ma dzisiaj mecz na wyjeździe, więc spędzę tę noc sama. Pomimo, że przez cały dzień byłam czymś zajęta, a przynajmniej starałam się coś robić, to wciąż głowę zaprzątała mi jedna myśl, a właściwie osoba. Mianowicie Sergio, co chyba nie trudno było zgadnąć. Cały czas zastanawiam się czy powinnam coś zrobi, a jeśli tak, to co? Koniec z zadręczaniem się. Koniecznie muszę coś wymyślić, bo inaczej nie dam rady funkcjonować. Mogę zrobić tylko jedną rzecz...
*
-Jeden do Madrytu- powiedziałam i wyjęłam portfel. Zgadnijcie gdzie jestem? Tak, znajduję się właśnie na największym, Londyńskim lotnisku i za chwilę mam lot do Madrytu... Czemu ja jestem taka głupia? Czemu znowu rzucam wszystko i lecę do Sergio? Ja dla niego nic nie znaczę, a i tak zawsze mu ulegnę. No nic, będę się nad tym zastanawiać, kiedy znowu będę siedzieć pod kołdrą i ryczeć z jego powodu. 
   Prosto z lotniska pojechałam do szpitala. Wiem, gdzie teraz znajduje się ojciec Sergio, bo kiedy tylko samolot wylądował, zadzwoniłam do Rene, brata Ramosa. Chłopak wyraźnie się ucieszył, kiedy mu powiedziałam, że jestem w Madrycie. Jednak poprosiłam go, żeby nic nikomu nie mówił. 
   Jedna z pielęgniarek zaprowadziła mnie do sali, w której jest tata Sergio. Przed pomieszczeniem siedzieli Rene, Miriam no i oczywiście Pilar. W środku siedział Sergio. A gdzie jego mama? 
-Dobrze, że już jesteś. Siedzi tam- Rene wskazał na brata -Cały dzień, nic nie je, nie pije. Martwimy się o niego. Poza tym nie pozwala nikomu wejść do środka- 
-Mogłabyś z nim porozmawiać?- spytałam Miriam, ocierając łzę. Kiwnęłam głową, odstawiłam walizkę i weszłam do środka. Kiedy zamknęłam drzwi, Sergio nawet nie drgnął. 
*w tym samym czasie*
-Może chociaż jej posłucha- odparła Miriam i oparła głowę na ramieniu brata.
-A przepraszam kim ona jest? Jakim prawem w ogóle tam weszła?- oburzyła się Pilar. Od momentu, kiedy Sergio wyrzucił ją z sali, jest obrażona na cały świat. Zresztą ona widzi ich 'związek' trochę inaczej...
-'Kim ona jest'?- spytał zdziwiony Rene -Ona jest jedyną osobą, która może przemówić Sergio do rozsądku- 
-A to niby dlaczego?- zapytałam naburmuszona Pilar.
-Bo ją kocha- wtrąciła Miriam. 
*wracają do bohaterki :)*
   Chwyciłam krzesło stojące pod ścianą.
-Chcę być sam- burknął. Nawet nie miałam zamiaru stamtąd wyjść. Nie po to leciałam tyle kilometrów, żeby teraz siedzieć samotnie na korytarzu. Postawiłam krzesło koło niego i usiadłam. Nie zwrócił na mnie uwagi, nawet na mnie nie spojrzał -Powiedziałem, że chce być sam- odparł, a jego łza spadła na prześcieradło. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zawsze, a przynajmniej z reguły, był uśmiechnięty. Złapałam go za rękę. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, taki odruch. W tym momencie po raz pierwszy na mnie spojrzał. Delikatnie się uśmiechnęłam. Nie za bardzo wiem, co mam powiedzieć i czy w ogóle mam coś mówić -Co Ty tu robisz?- 
-A jak myślisz?- przytulił mnie tak mocno, jak jeszcze nigdy. Czułam, że się uspokaja, a jednocześnie dał upust wszelkim emocjom... Sergio po prostu się rozpłakał. Może nie beczał jak Gerard, kiedy jest głodny, ale łzy non stop spływały mu po policzkach. Pierwszy raz od dawien dawna to ja jestem pocieszycielką.
   Po kilkunastu minutach, Sergio oderwał się ode mnie.
-Powinieneś coś zjeść- 
-Nie zostawię go samego- wskazał na tatę. Złapałam jego dłoń, a jego palce wplotły się w moje.
-Nie zostanie sam. Nie zapominaj, że na korytarzu jest jego żona i dzieci- kąciki ust delikatnie mu się uniosły. Wstał i wyszliśmy z sali. 
-Przepraszam, a co Ty tu robisz?!- spytała z wielkim wyrzutem mama Sergio.
-I dlaczego trzymasz go za rękę?!- zapytała zszokowana Pilar. Nie zwracając na nich uwagi, szliśmy dalej. Sergio objął mnie w tali i poszliśmy do bufetu. Prawdę mówiąc chciałabym zobaczyć minę Pilar. Z pewnością była bezcenna. 
   Po zjedzeniu 'przepysznych' kanapek, wróciliśmy na chwilę do sali. Sergio wszedł do środka, ale tym razem zostawiłam go samego. Chciał się pożegnać, więc nie będę mu przeszkadzać. 
-Na prawdę dziękuję, że przyjechałaś- powiedziała Miriam i mnie przytuliła.
-Oboje dziękujemy- dodał Rene. 
-Nie ma sprawy- 
-Zostaniesz na dłużej?- spytał. Spojrzałam na Sergio, a potem znów na Rene.
-Zdecydowanie tak- 
*
   Ze szpitala pojechaliśmy do domu Sergio. Nie powinnam, a właściwie nie chcę go teraz zostawiać samego. Sergio zabrał mój bagaż do sypialni, a ja w tym czasie zadzwoniłam do Ikera.
-Jula?- spytał mega zdziwiony. Chyba nie spodziewał się, że zadzwonię do niego tak szybko. 
-Tak, słuchaj jestem w Madrycie i na razie zatrzymałam się u Sergio-
-Dlaczego?- przerwał mi.
-Cris mi powiedział co się stało, więc stwierdziłam, że muszę tu być -mam dziwne przeczucie, że Iker się uśmiechnął. Tak, to dziwne... Rozmawiam z nim przez telefon, a wydaje mi się, że widzę jego mimikę twarzy- Może jutro się spotkamy? Prawdę mówiąc trochę się stęskniłam- 
-Jasne, może przyjedziemy do was?- zaproponował -A nie, czekaj. Jutro są urodziny Sergio, prawda?- 
-Tak, i?- 
-Urządzamy mu imprezę w domu Crisa, także przyjedź z nim na 20, okej?-
-Jasne-
-A, przypomnij mi jutro, żebym odwołał striptizerki- 
-Słucham?- usłyszałam głos Sary w tle. Czego faceci nie wymyślą... 
-Przecież mówię, że odwołam- odparł lekko zestresowany Iker. 
-Dobra, ja muszę kończyć. Także do jutra. Pozdrów wszystkich- odłożyłam telefon na stół. Poszłam do sypialni, w której jest Sergio -Gdzie masz łazienkę?- wskazał mi białe drzwi. Wyjęłam z torby piżamę i poszłam się umyć.
   Kiedy wyszłam z łazienki, Sergio już nie było. Otworzyłam drzwi od pokoju, w całym domu jest ciemno. Nie będę już do niego szła. Wskoczyłam pod kołdrę i próbowałam zasnąć.
   Po godzinie męki, nie wytrzymałam. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Sergio.
-Tak?- odparł lekko zaspanym głosem.
-Mógłbyś do mnie przyjść? Czuję się lekko nieswojo...-
-Jula? Yyy, dobra zaraz będę- rozłączył się, a po chwili był w pokoju. Położył się koło mnie. Objął mnie, a ja się w niego wtuliłam. Ponieważ sypia w samych bokserkach, byłam przytulona bezpośrednio do jego kaloryfera. Jak ja kocham te mięśnie -To, że się czujesz nieswojo...- 
-No?-
-To był tylko pretekst?- spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
-Poniekąd była to prawda- pocałował mnie. Brakowało mi tych ust.
-Dziękuję, że przyjechałaś- powiedział, a po kilku minutach, spałam jak niemowlę.
*
   Szybko nowy rozdział, a to wszystko dzięki Pauli K. której dedykuje ten rozdział :)    

niedziela, 31 marca 2013

" Zaczął się pościg niczym z GTA"

-Zabierz tę rękę- Wojtek nawet nie drgnął, a jego dłoń wciąż znajdowała się na moim biodrze -Wojtek!- nic. Odsunęłam się od niego, ale on dzielnie walczy... Przysunął się, ale tym razem jego ręka 'oplotła' się wokół mojej talii -No rzesz kurwa, zabierz tą łapę!-
-Daj spać mistrzowi- burknął i mocno mnie przytulił. Wydostanie się z jego uścisku, to jak walka z wiatrakami... Nie da rady z nim wygrać.
-Mistrzowi to może bym dała spać, ale Tobie? Nawet w jedenastce nie jesteś...- powiedziałam teatralnie. W tym momencie trafiłam w jego czuły punkt.
-Ja nie jestem mistrzem?!- od razu się obudził, a taki śpiący był...
-Ale nie krzycz, bo mistrzowie śpią-
-Zaraz poznasz mistrza!- wykrzyczał i zaczął mnie gilgotać. Tym razem to on trafił w mój czuły punkt.
-Nie, błagam!- wydusiłam przez śmiech. Przestał, ale wciąż mnie trzymał.
-Kto jest mistrzem?-
-Boruc!-
-Sama tego chciałaś- i znowu zaczął mnie gilgotać.
-Dobra! Ty jesteś mistrzem!-
-Jeszcze raz, bo nie słyszałem-
-Jesteś mistrzem, okej?-
-No i to mi się podoba- odparł dumnie i pocałował mnie w policzek. Odwróciłam się do niego plecami
-Jaki Ty jesteś denerwujący- lekko się zaśmiał. Spojrzałam na niego -Ale i tak Boruc jest mistrzem-
-O Ty!- już chciał mnie złapać, ale teraz to ja byłam szybsza.
-Nie tym razem bejbe- odparłam, stojąc koło łóżka.
-I tak mi nie uciekniesz- w tym momencie wstał, a ja wybiegłam na korytarz. Zaczął się pościg niczym z GTA. Biegaliśmy po wszystkich piętrach hotelu, minęliśmy kilku gości. Wbiegając do baru, natknęliśmy się na Wasyla i Kubę. Po kilku minutach stwierdziłam, że ściganie się z piłkarzem nie jest dla mnie. Powoli zaczęłam tracić siły, a on to tylko wykorzystał -Znów udowodniłem, że to JA jestem mistrzem!- wziął mnie na ręce, po czym przerzucił przez ramie.
-Wojtek to nie jest śmieszne! Puść mnie- oczywiście z jego strony zero reakcji. Nie za bardzo wiem, dokąd mnie niesie, bo jestem odwrócona tyłem.
   Pomimo moich ogromnych wysiłków, bicia go pięściami, kopania nogami, Wojtek ciągle mnie niósł. Kiedy w końcu wniósł mnie do pokoju, myślałam, że mnie puści, ale nie...
-Ała!- krzyknęłam, kiedy Wojtek z niewiadomych przyczyn rzucił mnie na łóżko, po czym sam się na mnie położył.
-Teraz mi nie zwiejesz-
-Zabawne, dobra zejdź ze mnie, bo do najlżejszych nie należysz- Wojtek posłusznie osunął się na bok. Ja go nie rozumiem, najpierw za wszelką cenę chce mnie złapać, a potem, jak gdyby nigdy nic, odpuszcza -A teraz dobranoc- odwróciłam się do niego plecami -I zabierz tą rękę-
-Nie- odparł krótko. Ponieważ ta bieganina trochę mnie zmęczyła, nie chciało mi się z nim dłużej kłócić.
*
   Przegrali 3:1... Chociaż Piszczu obronił honor drużyny. Właśnie jesteśmy w drodze do hotelu, humory nie są zbyt dobre ( nie ma co się dziwić), więc jedziemy w ciszy. Ponieważ nie mam co ze sobą teraz zrobić, postanowiłam włączyć mój telefon, który milczy od tygodnia. Mam nadzieję, że Iker nie zawiadomił policji o moim zniknięciu. Nie zdziwiłabym się... Wiem, powinnam mu powiedzieć, żeby się nie martwił, no ale cóż... Nie jest tak źle. Jedyne 67 połączeń i 22 wiadomości od Ikera, a od Sergio 'tylko' 36 nieodebranych i 45 SMS. Na pierwszy ogień: Iker. Zapewne treść wszystkich wiadomości brzmi mniej więcej tak: 'Gdzie Ty do cholery jesteś?' postanowiłam, że od razu do niego zadzwonię.
-Cześć braciszku- już wziął oddech, żeby coś powiedzieć, ale byłam szybsza -Proszę, nie denerwuj się. Nic mi nie jest. Aktualnie jestem w Polsce, w Warszawie i zostanę tu do środy, a może i dłużej- powiedziałam to na jednym oddechu.
-Pozwól, że zadam Ci jedno pytanie- odparł całkiem spokojnym głosem. Może nie będzie aż tak źle? -GDZIE TY KURWA JESTEŚ I CO TAM ROBISZ?- czy on mnie w ogóle słuchał?
-Przecież Ci wyjaśniłam: jestem w Warszawie, a przyjechałam na mecze reprezentacji-
-Twoja reprezentacja właśnie grała w Hiszpanii, więc co ty TAM robisz?-
-Nie zapominaj, że jestem też Polką, więc kibicuję dwóm reprezentacjom. Zresztą wiadomo było, że wygracie, więc mecz Polska: Ukraina był ciekawszy-
-Tak się składa, że zremisowaliśmy- a to niespodzianka -Zresztą nieważne. Powiedz mi, dlaczego wystawiłaś Sergio?- spytał z wyrzutem.
-Ja go wystawiłam?- chyba jego przyjaciel nie powiedział mu pełnej wersji wydarzeń.
-To Ty miałaś do niego pojechać, a nie na odwrót. Zresztą chłopak się stara, a Ty go olewasz-
-Nie rozśmieszaj mnie. Dobrze wiem, że znów jest z Pilar, dlatego cały ten wyj...-
-Skąd masz niby takie informacje?- wtrącił się Sergio. Mam dziwne wrażenie, że mój braciszek włączył głośnik i naszą całą rozmowę słyszą Hiszpanie, znajdujący się w jego pokoju.
-Od Twojej cudownej mamusi-
-Ona by tego nie powiedziała, bo zawsze chce dla mnie jak najlepiej. Zresztą to nie prawda, więc teraz nie zmyślaj- podniósł głos, co mi się nie podoba.
-Widać nie znasz jej za dobrze. Zresztą nie oszukuj mnie, ani swoich znajomych. Dobrze wiemy, że byłam Twoją zabawką, którą mogłeś się pobawić kiedy tylko chciałeś,a ja głupia Ci na to pozwalałam. Jak widać, robienie mi nadziei, dawało Ci wiele satysfakcji. Dlatego skończmy tą dziecinadę, bądź sobie szczęśliwy z Pilar, a o mnie po prostu zapomnij. Zresztą to pewnie nie będzie takie trudne- głos powoli zaczynał mi się łamać, więc postanowiłam zakończyć tę rozmowę, zanim całkiem się rozkleje -Iker, nie martw się o mnie, świetnie sobie daję radę w Polsce. Zapewne przyjadę do Hiszpanii po swoje rzeczy, ale nie spodziewaj się, że tam wrócę na dłuższy czas- nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyłam się.
-Wysiadamy!- krzyknął Fornalik, a po chwili wszyscy byli już w pokojach.
*
-Jula siedzisz tam od godziny!- zaczął jęczeć Wojtek. Wytarłam się, ubrałam piżamę (czyt. koszulkę Wojtka, gdyż moja piżama z nie wiadomych przyczyn zaginęła) i wyszłam z łazienki -Gustownie Ci w moich ubraniach- spojrzał na mnie TYM wzrokiem, który mówił tylko jedno.
-Jak przypadkiem znajdziesz moją piżamę, to daj mi znać- zaśmiał się i zniknął w łazience. Włożyłam swoje rzeczy do walizki i wskoczyłam do łóżka. Jeszcze tylko sprawdzić Facebook'a i można iść spać. Co za niespodzianka, wiadomość od braciszka. Ciekawy o co tym razem ma pretensje. 

"Znając życie to nie odpiszesz mi na SMS, ale chcę żebyś wiedziała, że jesteś moją jedyną siostrą, że   kocham Cię najmocniej na świecie i pomimo tego, że w tym momencie mnie ranisz, to i tak zawsze stanę po Twojej stronie i nigdy się od Ciebie nie odwrócę. Jeśli będziesz czegoś potrzebować to pisz, dzwoń lub przyjeżdżaj. Zawsze przyjmę Cię z otwartymi ramionami. Zresztą nie tylko ja, ale również Sara i Gerard, który ciągle męczy Twojego kota :). Pamiętaj o tym."

*
   Taka niespodzianka z okazji Wielkanocy :) Życzę wszystkim Wesołych Świąt, żebyście spędzili je w gronie swoich najbliższych no i ogólnie wszystkiego najlepszego :)
Zapraszam do polubienia strony: facebook.com/NieMogePranieMam  :)

czwartek, 28 marca 2013

"Wojtuś!"

-Mówiłem. Sergio to dupek- podsumował, mój monolog, Wojtek. Opowiedziałam mu wszystko, od początku do końca. Uspokoiłam się, dzięki temu, że mogłam się komuś wygadać.
-Szkoda, że nie zauważyłam tego wcześniej- odparłam smutno.
-Niech to on żałuje, bo nie wie co stracił- powiedział chłopak i poszedł do kuchni. Wzięłam ze stolika program telewizyjny -Zjesz coś?- krzyknął z kuchni Wojtek.
-A co polecasz?- głowa bramkarza wyłoniła się zza ściany.
-Przygotuję moją specjalność- uśmiechnął się i znowu zniknął.
-To znaczy?-
-Niespodzianka- po pół godzinie czekania, Wojtek w końcu wyszedł z kuchni. Nic nie mówiąc, postawił na stole dwa talerze i kieliszki, po czym znów zniknął mi z oczu. Ciekawe, co on takiego wymyślił... To czekanie trochę mnie nudziło, więc podeszłam do szuflad pod telewizorem i zaczęłam je przeszukiwać, w celu znalezienia jakiegoś filmu.
-Ile Ty tego masz!- w szufladzie jest z dwieście filmów, jak nie więcej. Są posegregowane alfabetycznie, więc musiał się namęczyć, żeby to uporządkować. W końcu znalazłam coś, co mnie zaciekawiło. Włożyłam płytę do odtwarzacza i włączyłam telewizor.
-Właśnie miałem Ci powiedzieć, żebyś czegoś poszukała- powiedział Wojtek, wnosząc do pokoju miskę z sałatką.
-No w końcu!- odparłam, widząc jedzenie.
-Jeszcze chwila- znów pobiegł do kuchni. Tym razem wniósł... Sushi -Moja specjalność. Mam nadzieję, że Ci posmakuje- nie mogłam powstrzymać śmiechu -Co?- odparł lekko zdezorientowany. Jego 'specjalność' wygląda...Śmiesznie. Ale ważne jest, że się starał.
-A z czym to?- odparłam, starając się być poważną.
-Z krewetkami- odparł dumnie i otworzył butelkę wina wytrawnego.
-Wiesz, z chęcią bym tego spróbowała, ale nie mogę...-
-Czemu?- spytał wyraźnie zasmucony Wojtek.
-Mam uczulenie-
-Czyli sałatki też nie zjesz...- spojrzałam na niego z zapytaniem -Też zawiera krewetki i to całkiem sporą ilość- załamany, spuścił głowę. Szkoda mi go, bo strasznie się starał.
-Oj Wojtuś...- zaszłam go od tyłu i oplotłam mu ręce na szyi -Doceniam to, że się starałeś- dałam mu buziaka w policzek i poszłam do kuchni -Masz maślankę?- spytałam, przeszukując lodówkę.
-Powinna być w szufladzie- krzyknął, po czym przywlókł się załamany do kuchni -A co masz zamiar zrobić?-
-Zobaczysz, teraz to ja przygotuję dla Ciebie niespodziankę- wypchnęłam go z kuchni i zamknęłam drzwi.
    Po walec z kuchenką Wojtka (zdecydowanie jest popsuta), w końcu usmażyłam moje ulubione pancake -Masz syrop klonowy?-
-Szafka koło lodówki- odkrzyknął.
-Voila!- postawiłam na środku stołu talerz, z wieżą pancake'ów.
-Pycha!- wybełkotał Wojtek i już sięgał po kolejnego placka.
-Cieszę się, że Ci smakuje- uśmiechnęłam się.
-Jutro zrobisz mi listę rzeczy, których nie lubisz lub na które jesteś uczulona-
-Nie ma sprawy- po zjedzeniu stosu pancake'ów, obejrzeliśmy trzy filmy, ale w ogóle nie pamiętam zakończenia ostatniego, bo po prostu zasnęłam.
   Rano obudziłam się w ogromnym łóżku. Wnioskuję, że jest to sypialnia Wojtka. Nie wiem, po pierwsze jak się tu dostałam, a po drugie dlaczego jestem w bieliźnie. Koło łóżka leży moja walizka, wzięłam z niej bluzę i poszłam do salonu. 
-Witam, jak się spało?- spytał wesoło Wojtek. 
-Całkiem dobrze, ale możesz mi wyjaśnić- usiadłam na kanapie -Dlaczego byłam w samej bieliźnie?- 
-Stwierdziłem, że będzie Ci wygodniej spać bez spodni- wytłumaczył, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Co się cieszysz?- 
-Bo kiedy wniosłem Cię do sypialni i chciałem położyć do łóżka, ty kurczowo trzymałaś się mojej szyi i za nic nie chciałaś mnie puścić- zaczął się śmiać, za co oberwał poduszką. 
-A Ty przypadkiem nie masz dzisiaj jakiegoś treningu?- 
-Nie, ale mam dla Ciebie niespodziankę- 
-Twoja ostatnia niespodzianka była lekkim niewypałem, więc...-
-Ta na pewno będzie trafiona, ale najpierw śniadanie. Mam nadzieję, że nie jesteś uczulona na jajecznicę?- jak można być uczulonym na jajecznicę? Można być na jajka czy mleko, ale na danie? Wojtek mnie dobija. 
-Nie, nie jestem- 
*
   Zgadnijcie, jaką niespodziankę przygotował dla mnie Wojtek. Wskazówką jest fakt, że aktualnie jestem w Warszawie. Nic wam to nie mówi? No dobra, więc Wojtek stwierdził, że trzeba mi poprawić humor i postanowił zabrać mnie na mecz Polska kontra Ukraina. Jego zdaniem piłka nożna jest dobra na wszystko.  Nie powiem, niespodzianka się mu udała. Wprawdzie do meczu jeszcze dwa dni, ale wiadomo, że piłkarze muszą być wcześniej. Wojtek i tak przyjechał jako ostatni, reszta jest tu już od kilku dni. Na początku pojechaliśmy do hotelu, w którym jest cała reprezentacja. Tam poznałam między innymi Kubę, Roberta, Sebastiana i Łukasza. Zostawiliśmy bagaże w pokoju Roberta, a nastepnie, razem z Wojtkiem, pojechałam na jakieś mini zakupy. To znaczy, dla mnie one były mini, ale on targa teraz kilka (jak nie kilkanaście) siatek z koszulkami, butami, spodniami. Ten człowiek nie zna umiaru. 
-To gdzie teraz?- spytałam, kiedy wyszliśmy ze sklepu.
-Musimy odwiedzić moją mamę- lekko się wystraszyłam. Nie planowałam poznawać jego rodziców, a na pewno nie teraz -Ale spokojnie, ona jest naprawdę bardzo miłą- nie uspokoiło mnie to, ale nie mam wyboru. Muszę tam jechać. 
   Po chyba godzinnej podróży taksówką, w końcu dojechaliśmy na miejsce. Wydawało mi się, że przez Warszawę, jedzie się krócej niż przez Madryt.
-Ej, spokojnie. Naprawdę nie będzie tak źle- odparł Wojtek i złapał mnie za rękę. Drzwi otworzyła mi uśmiechnięta, całkiem wysoka kobieta.
-Wojtuś!- krzyknęła z zachwytem kobieta i zaczęła go obcałowywać. Wyglądało to dość zabawnie.
-Mamo, poznaj Julię- powiedział Wojtek, kiedy udało mu się wyrwać z uścisku mamy.
-Dzień dobry- odparłam z lekkim uśmiechem.
-Dzień dobry, miło mi Cię poznać- również się uśmiechnęła -Wejdźcie-
   Usiedliśmy na kanapie, a po chwili mama Wojtka przyniosła ciasto i podała nam herbatę.
-Mamo, będziesz na meczu?-
-Oczywiście! Nie mogłabym tego przegapić-
-Naprawdę pyszne ciasto- odparłam. To chyba najlepsze ciasto jakie kiedykolwiek jadłam.
-Cieszę się, że Ci smakuje, a Wy to tak...- lekko się zawahała -Na poważnie, czy jak?-
-Mamo...- zaczął Wojtek.
-Jesteśmy przyjaciółmi. Wojtek po prostu pozwolił mi się u siebie na jakiś czas zatrzymać- wytłumaczyłam, co chyba lekko zasmuciło jego mamę.    
   Po dwóch godzinach, wróciliśmy do hotelu. Myślałam, że będę w pokoju sama, ale nie... Przecież 'ja się o Ciebie martwię'... Oj Wojtuś, Wojtuś...
-To chyba tu- odparł i otworzył drzwi -Panie przodem- weszłam do środka i nagle szok.
-Tu jest jedno łóżko- spojrzałam na niego.
-No popatrz...- odparł niewinnie.
-Wojtek! Zrobiłeś to specjalnie- uśmiechnął się. Otworzyłam walizkę, wyjęłam z niej kosmetyczkę i piżamę -Moja jest prawa strona- odparłam i poszłam do łazienki.
-Ja chce spać po prawej!-
-Trudno!- odkrzyknęłam i weszłam pod prysznic.
*
   Na razie mam bardzo mało czasu, więc rozdział taki trochę krótszy :) Przepraszam, że dużo Wojtka :D

środa, 20 marca 2013

Boże, przepraszam!

-Gdzie ona jest? Co z nią?- zaczął nerwowo wypytywać Sergio, który właśnie wbiegł do szpitala.
-Kogo Pan szuka?- spytała zdezorientowana pielęgniarka. 
-Julii. Julii Casillas- kobieta zaczęła grzebać w komputerze i przerzucać stosy papierów.
-Kiedy do nas przyjechała?- spokój pielęgniarki zaczął denerwować Sergio.
-Dzisiaj! Nie wiem o której, przed chwilą jakoś!- wykrzykiwał. 
-Aktualnie jest operowana, ale z tego co mi wiadomo, jej rodzina czeka na pierwszym piętrze- Sergio, długo się nie zastanawiając, pobiegł na wskazane piętro. Serce bije mu jak szalone. Wciąż w głowie słyszał jej głos, to jedno słowo, a potem cisza. 
-Co z nią?- spytał zmachany Sergio. 
-Jeszcze nic nie wiemy, ale jeśli coś jej się stanie...Nigdy sobie tego nie wybaczę- odparł załamany Iker.
-Wszystko będzie dobrze- zaczęła pocieszać go Sara -Gdybym ja jej wtedy nie puściła...- 
-Nie obwiniaj się, to nie Twoja wina- tym razem to Iker był pocieszycielem. Sergio usiadł koło przyjaciela i zaczął nerwowo przeczesywać rękoma swoje włosy. Nie wie co ma myśleć. 
   Po kilkudziesięciu minutach nerwowego czekania, w sali operacyjnej wyszedł lekarz. Cała trójka automatycznie wstała z miejsca.
-Co z nią?- spytał Iker.
-Ma złamanie z przemieszczeniem, dlatego musieliśmy od razu ją operować. Oprócz tego dwa złamane żebra- odpowiedział lekarz -Ale jej stan jest stabilny, także proszę się nie martwić-
-Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć?- 
-Nie długo powinna się obudzić- Sara mocno wtuliła się w Ikera. Oboje odetchnęli z ulgą. Lekarz uśmiechnął się i poszedł w stronę windy.
-Doktorze- podbiegł do niego Sergio -A co z dzieckiem?- spytał z nadzieją? Może ze strachem? 
-Przykro mi, ale nie udało się nam go uratować. Uderzenie było zbyt mocne- mężczyzna odszedł, a Hiszpan oparł się o ścianę i zsunął po niej. Po raz pierwszy czuje coś takiego, nawet nie można określić tego uczucia. Domyślał się, że to jego dziecko, ale nie chciał o tym mówić głośno. Wolał, żeby Jula sama mu to powiedziała. 
   Sergio siedział, ze schowaną w kolanach głową, na ziemi jakiś czas i dopiero kiedy Iker powiedział, że Jula się obudziła, wstał i pobiegł do sali, w której leży dziewczyna.
*
   Moje... Wszystko! Boże, co się stało i gdzie ja jestem?
-Jula!- krzyknął na wejściu mój cudowny braciszek -Jak się czujesz?-
-Bywało lepiej- powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Cała trójka siadła koło mnie, na łóżku. Cieszę się, że przyszedł Serio. Prawdę mówiąc nie liczyłam na to -Wiadomo, kiedy wyjdę?- 
-Prawdopodobnie już jutro- odparł z uśmiechem Iker.
-Niestety, muszą Państwo już iść. Pacjentka musi odpocząć- powiedział lekarz, który nie wiadomo kiedy wszedł do sali. 
*
   W końcu wyszłam ze szpitala. Lekarz w ogóle ze mną nie rozmawiał, więc nawet nie wiem co mi jest. Trochę to dziwne, no ale mam nadzieję, że chociaż Iker mi powie. Prawdę mówiąc mam jakieś złe przeczucie. Pod szpitalem czekał na mnie brat, a stamtąd pojechaliśmy prosto do domu. Podczas podróży w ogóle nie rozmawialiśmy. Jestem zbyt zmęczona, żeby wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. 
   W domu czekała na mnie miła niespodzianka. Jak już przykuśtykałam z tym gipsem (tak, mam nogę w gipsie) do pokoju zauważyłam, że na łóżku jest cały stos żelek! Jak ja je kocham. Padłam na łóżko i zaczęłam objadać się żelami. 
-Wybaczysz mamie, co?- powiedziałam do brzuszka i połknęłam kolejną żelkę. 
   Po obiedzie do domu przyszli Królewscy. Każdy przyniósł mi żelki. Widzę, że Iker zrobił jakąś akcję "Podaruj Julii żelkę". 
-Jak się czujemy?- spytał Cris i mnie przytulił. 
-Ała!-krzyknęłam. Ten kretyn nadepną mi na nogę. 
-Boże, przepraszam!- zaczął panikować Portugalczyk. 
-Żartowałam- usiadłam na kanapie i położyłam nogę na stoliku. 
-Zjecie coś?- krzyknęła Sara z kuchni. 
-Chciało Ci się gotować dla całej drużyny?- spytał zdziwiony Xabi. 
-Chyba żartujesz- odparła i wniosła do pokoju kilka pudełek pizzy. Nagle tłum szalonych, głodnych i dzikich facetów ruszył na Sarę. Gdyby nie fakt, że ma jedzenie, zaczęła być się o nią niepokoić. 
-Jula- zaczął Iker i usiadł koło mnie -Chciałbym wykorzystać moment, że możemy chwilkę porozmawiać- zaczęło się robić dziwnie. Zwykle nie używa takiego tonu do rozmowy ze mną -Chodzi o Twoje dziecko- 
-Co z nim?- uśmiechnęłam się. Z czasem, jak Iker opowiadał, łzy zaczęły mi spływać po policzkach -Czyli... Go nie ma?- Iker spuścił głowę, co oznaczało tylko jedno. Poroniłam. Pokuśtykałam do pokoju tak szybko, jak to było tylko możliwe, po czym wskoczyłam po kołdrę i opatuliłam się nią po sam czubek głowy. Nie wiem jak długo tak leżałam. Nagle usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Nic nie mówił po prostu położył się koło mnie i objął mnie tak, że jego ręka znalazła się na moim brzuchu. Zobaczyłam wtedy ten charakterystyczny tatuaż na nadgarstku. Sergio. Po dłuższej chwili w końcu się odezwał.
-To było moje dziecko?- nic nie odpowiedziałam, przekręciłam się na drugą stronę i wtuliłam się w niego. Leżeliśmy tak dłuższy czas.W jego objęciach zaczęłam się uspokajać. Po prostu poczułam się bezpiecznie.
    *
   Ostatnie tygodnie były dla mnie trochę ciężkie. Na szczęście dzięki na prawdę wielkiemu wsparciu Sergio, pozbierałam się. Dzisiaj jadę z nim do Barcelony. Taka spontaniczna decyzja, którą podjęliśmy wczoraj. Jestem już spakowana, więc teraz jadę do Sergio, a stamtąd na lotnisko. Jestem mega podekscytowana, bo od dłuższego czasu chciałam gdzieś z nim wyjechać, tylko we dwoje.
   Kiedy byłam już pod domem Sergio, z budynku wyszła  jego mama. Mam wrażenie, że nie za bardzo mnie lubi. 
-Sergio gotowy?- spytałam z uśmiechem. 
-On nigdzie nie jedzie- odparła sucho kobieta.
-Jak to nie jedzie? Jeszcze wczoraj z nim rozmawiałam i wszystko było ustalone- 
-Posłuchaj dziewczyno- zamknęła za sobą drzwi -Daj spokój mojemu synowi. Tylko mieszasz mu w głowie. On ma się ustatkować z odpowiedzialną i dojrzałą kobietą, czyli taką jaką jest Pilar- 
-Oni się rozstali jakiś czas temu, więc...-
-Nie- przerwała mi -To znaczy tak, rozstali się, ale właśnie się godzą, więc po prostu wróć do domu i zapomnij o moim synu- byłam w takim szoku, że nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Kobieta weszła do środka i zamknęła mi przed nosem drzwi. Mam tego dosyć, ciągle mam z nim jakiś problem. Rozstaje się z Pilar, potem znowu są razem, o co tu chodzi? Skoro ją wybrał, to mógł nie robić mi żadnych nadziei. Widocznie nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Długo się nie zastanawiając, pojechałam na lotnisko. 
-Bilety do Londynu na najbliższy lot poproszę- sprzedawczyni podała mi kopertę z biletami, a ja pobiegłam do odpowiedniej bramki. Na szczęście lot jest zaraz, więc długo nie będę czekać. 

-Co tu robisz?- spytał zszokowany Wojtek.
-Mogę się zatrzymać na kilka dni?- chłopak kiwną głową i wpuścił mnie do środka. 
*
   Nowy rozdział pojawił się tak szybko, ponieważ mogę nie mieć później czasu, a jakoś natchnęła mnie wena twórcza :)

poniedziałek, 18 marca 2013

"To Ci nie pasuje, prawda?"

   W Madrycie byliśmy popołudniu. Na lotnisku czekał na nas autokar Realu. Sergio cały czas kręcił się koło mnie, ale od czasu rozmowy z Pilar, jakby posmutniał. Nie pytałam się, czy coś się stało.Wydaje mi się, że nie powinnam mieszać się w ich sprawy.
-Jak się czujesz?- spytał Iker, kiedy wchodziliśmy do autokaru. Z nim, podczas całego wyjazdu, jakoś mało rozmawiałam. Niby nie jest na mnie zły, ale dumy też nie widzę. W sumie nie ma co się dziwić, chyba nie myślał, że zostanie wujkiem tak szybko. Chociaż w jego wieku to może i normalne... Lepiej jeśli powiem, że nie spodziewał się, że ja zostanę mamą tak szybko.
-Nie najgorzej, chociaż trochę słabo- siadłam na miejsce, a obok mnie usiadł Sergio. Mam wrażenie, że się  chciałby się do mnie zbliżyć, ale jakby się czegoś bał. Autokar zawiózł nas pod stadion, a stamtąd każdy wracał sam. Chciałam jeszcze pojechać na jakieś zakupy, więc pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam w stronę pasów, żaby dostać się na przystanek autobusowy. Lekko zamyślona, wyjęłam słuchawki z torby i podłączyłam do telefonu.
-Poczekaj!- odwróciłam się. Sergio podbiegł do mnie z uśmiechem -Może wyskoczymy gdzieś...-podrapał się po głowie- Wiesz... Jakaś kolacja czy coś...- jest zdecydowanie zakłopotany. Pierwszy raz go takiego widzę, nie miałam pojęcia, że jak się stresuje, to się jąka. To całkiem zabawne.
-Jasne, czemu nie- uśmiechnęłam się i odgarnęłam niesforny kosmyk włosów z twarzy.
-A masz teraz czas?- kiwnęłam głową -To zapraszam do samochodu- minęliśmy grupę Królewskich, między innymi Ikera, którzy zaczęli gwizdać i klaskać, a kapitan ( ku mojemu zdziwieniu) uśmiechnął się.
   Pojechaliśmy do jednej z popularniejszych restauracji w Madrycie, która jest chyba najbardziej ekskluzywną i najdroższą w tym mieście. Dziwię się, że udało nam się tu wejść, zwykle stoliki zamawia się z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, ale w sumie czego nie robi się dla jednego z Królewskich... Kelner zaprowadził nas na miejsce, a Sergio, jak na "gentilhombre" przystało, odsunął mi krzesło, po czym dopiero usiadł na swoim. Pracownik podał nam karty i wrócił na swoje stanowisko. Po otworzeniu menu, przeżyłam szok. Ceny dań wahają się między 60, a 450 euro. Jacy normalni ludzie tu jadają? No dobra, ja tu aktualnie jestem, ale gdyby nie fakt, że Sergio mnie zaprosił, to w życiu bym tu nie przyszła.
-Jak sobie, w tym stanie, radzisz w Londynie?- spytał Sergio i odłożył kartę na brzeg stolika.
-Nie najgorzej, współlokatorka jest bardzo pomocna, więc na prawdę sobie dobrze radzę- odpowiedziałam ze stoickim spokojem.
-No to dobrze, że nie jesteś tam sama. A kiedy wracasz?-
-Jeśli dobrze pójdzie, to przedłużą mi stypendium o pół roku, ale jak nie zdam egzaminów, to powinnam wrócić za miesiąc-
-Jeszcze pół roku?- jęknął -To znaczy...No...- znowu się jąka. To jest tak urocze, że uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy -Na ile przyjechałaś?- powiedział jednym tchem, a na jego twarzy pojawiła się wyraźna ulga.
-Myślę, że jeszcze z tydzień tu po będę- po chwili kelner przyjął od nas zamówienie, a po kilkunastu minutach przyniósł jedzenie. Muszę przyznać, że było na prawdę warte swojej ceny. Może nie była to kolacja przy świecach, ale było na prawdę bardzo miło. Po ciężkim początku, Sergio trochę się uspokoił. Po zapłaceniu rachunku, wyszliśmy z restauracji i przeszliśmy się po najpiękniejszych alejkach Madrytu. To miasto zdecydowanie jest najpiękniejszym na ziemi. Uwielbiam je!
-Robi się późno, mógłbyś mnie odwieźć?- spytałam, ziewając.
-Oczywiście- wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę domu. Powoli już zasypiałam, ale wciąż rozmawiałam i śmiałam się z Sergio.
-Było na prawdę miło, dziękuję- powiedziałam, kiedy dojechaliśmy na miejsce.
-Nie ma sprawy, mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy- złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Spojrzał mi w oczy, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Zrobił to chyba po raz pierwszy poza domem. Prawdę mówiąc lekko się zawstydziłam -Trzymaj się i Ty- schylił się do brzucha- masz nie dokuczać mamie- uśmiechnęłam się. Pierwszy raz pomyślałam, że na poważnie chciałabym się związać z Sergio i byłoby świetnie, gdyby razem ze mną zaopiekował się dzieckiem. Nie wymagajmy jednak za dużo.
-Jak tam randka?- spytał Iker, kiedy tylko weszłam do domu.
-Jaka randka?- zapytałam lekko zdziwiona.
-Proszę Cię, na prawdę nietrudno zauważyć, że mu się podobasz- powiedział to jakby... z pretensją.
-To Ci nie pasuje, prawda?-
-Nie chodzi o to, że mi to "nie pasuje", po prostu nie chcę żebyś potem czegoś żałowała-
-Nie będę- poczłapałam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Koło drzwi leży moja walizka, w połowie rozpakowana. Dzięki Sara.
   Po kilku minutach wstałam i poszłam do łazienki. Znowu długa kąpiel w mojej cudownej wannie. Przebrałam się w piżamę, poszłam zrobić sobie herbatę i wskoczyłam do łóżka. Wyjęłam z torby książkę i zatopiłam się w lekturze. Wciągnęłam się tak bardzo, że nie wiedząc kiedy, po prostu zasnęłam. Pozytywy ciąży? Zasypiam szybko i praktycznie żaden dźwięk mnie nie budzi.
*
   Dzisiaj jadę z Sarą i Gerardem do lekarza. Mały ma wysoką gorączke, Iker ma trening, a ja nie chcę siedzieć sama w domu. W Madrycie znowu zero korków. Co się dzieje z tym miastem? Na miejsce dojechaliśmy dosyć szybko, a jako że Sara poszła do lekarza prywatnie, nie siedzieliśmy tam zbyt długo. Okazało się, że Gerard ma anginę, więc musi brać antybiotyk. 
-Może pojedziemy na jakąś kawę?- zaproponowała Sara. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam twierdząco głową.   
   Uwielbiam te dni, kiedy wychodzimy gdzieś razem. Ja zamówiłam obie białą kawę, a Sara cappuccino. Gerard sobie słodko śpi w wózku, więc możemy spokojnie porozmawiać.
-Powiedziałaś mu?- zapytała, zbierając łyżeczką piankę z kawy. 
-Komu? Co?- lekko się zdezorientowałam. 
-No Sergio, o- wskazała głową na brzuch.
-Nie, jeszcze nie-
-A w ogóle planujesz mu powiedzieć?- 
-No mam taki zamiar- 
-Ale myślisz, że on...-
-Sara, zmieńmy temat- przerwałam jej -Proszę- nie chcę na razie o tym rozmawiać. Jak będę gotowa, to mu powiem. Na razie nie jest na to pora. Mam jeszcze pięć miesięcy na poinformowanie go o "dobrej nowinie". Posiedziałyśmy z pół godzinki, rozmawiając o stypendium, Gerardzie, Ikerze i ogólnie o tego typu sprawach. 
-Chyba będziemy się zbierać- wstałyśmy od stolika, Sara płaciła rachunek, a ja poszłam już do samochodu. Kiedy wchodziłam na pasy, zadzwonił mi telefon. Sergio. 
-Halo?- 
-Jula uważaj!- usłyszałam pisk Sary. Dalej nie pamiętam co się stało...
*
   Takie coś mi wyszło, mam nadzieję że i tak się podoba :)