niedziela, 10 marca 2013

"Jaki Sergio? Znam go?"

-Cześć Marcelo- stęskniłam się za moim cudnym kotkiem. Widzę, że Gerard odkrył nową zabawę: ciągnięcie kota za ogon. Biedny zwierzak, no ale taki urok małych dzieci. Teraz szybko się odświeżyć, przebrać i do kościoła. Mam nadzieję, że się nie spóźnię, w końcu jestem matką chrzestną. Przed wyjściem zjadłam jabłko i wybiegłam z domu. Taksówka na szczęście już czeka, a do uroczystości mam jeszcze pół godziny, więc powinnam zdążyć.
   Praktycznie wbiegłam do kościoła, przez co oczy wszystkich gości skupił się na mnie. Usiadłam w pierwszej ławce, obok Ikera.
-Cześć siostra- wyszeptał z uśmiechem i przytulił mnie. Na razie mam na sobie kurtkę, więc nikt nie widzi brzuszka, ale prędzej czy później i tak się wyda... Nieważne, teraz trzeba się skupić na Gerardzie, a nie na mnie. Ojcem chrzestnym jest Rafael Nadal. Pomimo tego, że jest największym przyjacielem Ikera, nigdy wcześniej go nie poznałam. Czas najwyższy to nadrobić.
   No i po wszystkim. Teraz jedziemy do jakiejś restauracji na 'uroczysty obiad'. Nie chcę wiedzieć ile Sara i Iker zapłacili za całą imprezę, ale na pewno sporo, bo zaprosili około osiemdziesięciu osób. Części nigdy nie spotkałam, a o  połowie nigdy nawet nie słyszałam. Praktycznie znam tylko obecnych tu piłkarzy, mojego ojca i rodziców Sary. Reszta jest mi całkiem obca. Jesteśmy na miejscu, więc przede mną chwila prawdy: Jak zareaguje Iker? Kiedy już wszyscy dojechali na miejsce, zaczęliśmy zajmować miejsca przy długim stole. Oczywiście ja siedzę pomiędzy Ikerem, a Sergio. No bo jakżeby inaczej? Czas pokazać 'niespodziankę'...
-O boże!- krzyknął Iker tak głośno, że wszyscy się na niego spojrzeli -Ty... Ty jesteś w ciąży?- spytał już trochę ciszej. Kiwnęłam głową -Kiedy Ty...- zaczął zszokowany Iker.
-Czwarty miesiąc-
-Z kim?- spytał Sergio, na szczęście w tym momencie rodzice Sary chcieli wznieść toast na cześć Gerarda. Nie chcę na razie mówić nic o ojcu dziecka, chociaż prędzej czy później się wyda. Zresztą Sergio na pewno się domyśla.
   Po raz pierwszy widziałam pijanych rodziców Sary. Zawsze są tacy poukładani, a tu taka niespodzianka. W sumie muszą wypić za wnuka, prawda? Pomimo, że nie jest jeszcze późno, jestem strasznie zmęczona.
-Ja chyba pojadę już do domu- powiedziałam Ikerowi i wstałam z krzesła.
-Czekaj chwilę- wstał od stołu i gdzieś zniknął. Po chwili wrócił, ale nie sam -Sergio Cię odwiezie. Nie będziesz w tym stanie- wskazał na brzuch- wracała sama- dlaczego zawsze on? Za każdym razem to Sergio mnie odwozi, przywozi, zanosi, odprowadza, zaprowadza. Nie chcę teraz dyskutować z Ikerem na ten temat, bo po prostu nie mam siły, więc pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam z restauracji z Hiszpanem.
-Jak się ogólnie czujesz?- spytał, kiedy wyjechaliśmy z parkingu.
-Nie najgorzej- resztę drogi spędziliśmy w ciszy.
-Na jak długo przyjechałaś?- zapytał, kiedy byliśmy już na miejscu.
-Jeszcze nie wiem, ale pewnie z tydzień tu posiedzę-
-Spotkamy się jeszcze?- spytał z nadzieją. Uśmiechnęłam się.
-Możliwe- wyszczerzył ząbki -Dzięki za podrzucenie mnie- dodałam i zamknęłam drzwi od samochodu.
   Nareszcie moja cudowna wanna. Jak ja za Tobą tęskniłam. Po chwili do łazienki wszedł mój cudny kotek.
-Co tam Marcelo?- zwierzak wskoczył na jedną z szafek i wpatrywał się we mnie.
   Po długiej kąpieli i krótkim monologu wyszłam z wanny, ubrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Napisałam szybko sms do Kate i poszłam spać. Brakowało mi mojego wygodnego łóżka, zresztą nie tylko tego. Tęskniłam za Ikerem, Sarą, Marcelo, moim łóżkiem, Madrytem, no i za nim oczywiście...
   Spałam jak zabita. Nic ani nikt nie było w stanie mnie obudzić. Około godziny jedenastej zwlokłam się z łóżka i poszłam do salonu.
-Dzień dobry, zjesz z nami?- spytał wesoło Iker, przewracając coś, przypominające omlet.
-Bardzo chętnie- odpowiedziałam, przeciągając się.
-A jak się spało?- zapytała Sara, karmiąc Gerarda. Jak on słodko wygląda z tą butelką.
-Wszędzie dobrze, ale jednak w domu najlepiej- uśmiechnęłam się. Po dziesięciu minutach, Iker podał nam śniadanie. Muszę przyznać, że nawet mu te omlety wyszły.
-Jakie masz plany na dzisiaj?-
-W sumie to nie wiem. A masz jakiś plan?-
-Na dzisiaj nie, ale na najbliższe trzy dni - tak -spojrzałam na niego z zapytaniem- Jutro gramy w Barcelonie, więc może chciałabyś...-
-No jasne!- przerwałam mu -Takiego meczu nie można przegapić, ale czemu na trzy dni?-
-A bo trener stwierdził, że często jesteśmy w Barcelonie, a tak na prawdę nigdy jej nie zwiedziliśmy. Dlatego zostaniemy tam dłużej, żeby zobaczyć chociaż część atrakcji turystycznych-
-Za to dzisiaj możemy iść na spacer z małym- wtrąciła się Sara -Pogadamy sobie-
-Zdecydowanie tak, muszę sobie przypomnieć okolicę- po śniadaniu przebrałam się, a jak wróciłam Sara czekała z Gerardem w wózku, a Ikera już nie było. Na początek przeszłyśmy się wzdłuż drogi, a kiedy dziecko zasnęło, poszłyśmy do parku i usiadłyśmy na jednej z ławek. Zdecydowanie kocham Madryt. Po pierwsze - ta pogoda, zero deszczu!
-Jak się czujesz?- znowu to samo pytanie.
-Nawet w porządku. Myślałam, że będzie gorzej-
-Przyzwyczaiłaś się już do myśli, że za pięć miesięcy będziesz mamą?-
-No powiedzmy, nie do końca do mnie to jeszcze dotarło, ale jest lepiej niż na początku-
-A...A kto jest ojcem?- spytała niepewnie.
-Obiecaj, że nie powiesz Ikerowi, ani nikomu innemu-
-Nie ma sprawy-
-Sergio- wbiłam wzrok w chodnik.
-Jaki Sergio? Znam go?- nawet nie wiesz jak dobrze...
-Ramos- w tym momencie Sarę zamurowało. Przestała bujać wózek i wpatrywała się we mnie.
-Jak to 'Ramos'?-
-No... Tak jakoś wyszło...-
-Ale on jest z Pilar, tak? Jak on... Z tobą?- ciągle nie może do niej dotrzeć, że Sergio nie należy do tych wierny.
-Żeby to raz- posiedziałyśmy chwilę w ciszy, po czym ruszyłyśmy w dalszą 'podróż'. Rozmawiałyśmy o wszystkim, omijając temat Sergio szerokim łukiem.
*
   Witaj Barcelono! Po wylądowaniu na lotnisku, od razu pojechaliśmy do hotelu, a z niego prosto na Camp Nou. Usiadłam między Alvaro Moratą, a Pepe. Oboje siedzą na ławce. Pierwszy dlatego, bo taki kaprys miał Jose, a drugi za czerwoną kartkę. Po kilku minutach pierwszy gol. Pod koniec meczu zaczęło robić się agresywnie. Sędzia wlepił chyba z pięć żółtych kartek. Na szczęście Real wygrał 2:1, więc w dobrych humorach wróciliśmy do hotelu. Tam zaczęło się wielkie świętowanie. Wódka lała się litrami. Dziwię się, że żaden z gości nie miał pretensji o głośne puszczenie muzyki. Jako, że nie za bardzo mam siły się bawić, dosyć szybko zmyłam się do pokoju. W końcu przede mną długi dzień. Może łóżko hotelowe nie jest tak wygodne jak w domu, ale na pewno jest lepsze niż w internacie. 
-Pobudka!- usłyszałam nad ranem. Po otworzeniu oczu, ujrzałam pochylającego się nade mną Crisa, a na łóżku siedzi Sergio. 
-Jak weszliście do tego pokoju?- spytałam i przetarłam oczy. 
-To akurat było proste. Pożyczyliśmy klucz od Ikera- wytłumaczył Cristiano.  
-Czy on wie, że pożyczyliście klucz?- 
-Dowie się później- odparł lekko zakłopotany Portugalczyk. Wstałam z łóżka i zaczęłam przeszukiwać walizkę, w celu znalezienia czegoś do ubrania. 
-Do twarzy Ci w tym kolorze- powiedział z uśmiechem Sergio. Dla wyjaśnienia mam na sobie białą bokserkę i czarne majtki. 
   Koło południa cała drużyna, razem ze mną, pojechała do centrum Barcelony. Tam zaczęło się wielkie zwiedzanie i cykanie sweet fotek na twittera. Ja znalazłam się na wszystkich zdjęciach Sergio i Crisa. Tak jakoś wyszło, że chodziliśmy razem. Muszę przyznać, że bawiłam się na prawdę dobrze. Koło północy wróciliśmy do hotelu, a nad ranem pojechaliśmy na lotnisko. 
-Sergio! Daj mi telefon!- zaczął wydzierać się Fabio. 
-Po co?- odkrzyknął Hiszpan. 
-Bo chcę pograć w Angry Birds!- zaczęłam się śmiać. Sergio wyjął telefon i podał go Portugalczykowi -Dzięki!- 
-Czemu nie może grać na swoim?- spytałam z uśmiechem.
-Pewnie mu się rozładował, albo znowu popsuł- przez najbliższe pół godziny cały czas się śmialiśmy i wygłupialiśmy. Sergio na chwilę spoważniał.
-Co jest?- spytałam z lekkim zawahaniem. 
-Nie wiem jak o to spytać, ale... Mogę dotknąć brzucha?- odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że coś się stało. Wzięłam jego rękę i położyłam na swoim brzuchu. 
-Jak wrażenia?- 
-Przyjemne- nie ukrywam, że dla mnie to też bardzo miłe uczucie. 
-Telefon Ci dzwoni!- znowu krzyk Fabio. Sergio nie zareagował, wciąż trzymał rękę na moim ciele, a do tego wlepił swoje oczy w moje. 
-Czekaj, jest zajęty Julą!- odkrzyknął Pepe. 
-Ale to jego dupa dzwoni!- znowu Fabio. Nagle telefon Ramosa pojawił się koło mojej twarzy. 
-Halo? Cześć Pilar- Sergio trochę posmutniał i odwrócił się w stronę okna. 
*
   Przepraszam za brak rozdziału, ale nie miałam czasu. Mam nadzieję, że dalej się podoba :)

5 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że Ramos zmądrzeje...
    Swoją drogą mógłby sie domyślić o co chodzi...
    Przecież chyba pamięta co było 4mies. temu.
    Ale w końcu to jest Sergio, mu sie przypomni za następne 4 mies hahahah :D
    Albo jak zobaczą dziecko i bd tak ''Sergio! Przecież ono ma Twoja twarz!?'' wtf hahah :D
    Nie przejmuj się ja mam dziś jakąś głupawkę najwyższego stanu więc wiesz :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz talent dziewczyno ! ;D Pisz, pisz i nie przestawaj. ;) Chyba jeszcze nigdy mnie coś tak nie wciągło jak Twój blog ;p Ach.. z wielką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sergio i ten jego nieogarnięty umysł.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. http://volvere10.blogspot.com/
    nowy, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny? :D Bo rozdziały są zajebiste,następne też na pewno będą :P

    OdpowiedzUsuń