poniedziałek, 18 marca 2013

"To Ci nie pasuje, prawda?"

   W Madrycie byliśmy popołudniu. Na lotnisku czekał na nas autokar Realu. Sergio cały czas kręcił się koło mnie, ale od czasu rozmowy z Pilar, jakby posmutniał. Nie pytałam się, czy coś się stało.Wydaje mi się, że nie powinnam mieszać się w ich sprawy.
-Jak się czujesz?- spytał Iker, kiedy wchodziliśmy do autokaru. Z nim, podczas całego wyjazdu, jakoś mało rozmawiałam. Niby nie jest na mnie zły, ale dumy też nie widzę. W sumie nie ma co się dziwić, chyba nie myślał, że zostanie wujkiem tak szybko. Chociaż w jego wieku to może i normalne... Lepiej jeśli powiem, że nie spodziewał się, że ja zostanę mamą tak szybko.
-Nie najgorzej, chociaż trochę słabo- siadłam na miejsce, a obok mnie usiadł Sergio. Mam wrażenie, że się  chciałby się do mnie zbliżyć, ale jakby się czegoś bał. Autokar zawiózł nas pod stadion, a stamtąd każdy wracał sam. Chciałam jeszcze pojechać na jakieś zakupy, więc pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam w stronę pasów, żaby dostać się na przystanek autobusowy. Lekko zamyślona, wyjęłam słuchawki z torby i podłączyłam do telefonu.
-Poczekaj!- odwróciłam się. Sergio podbiegł do mnie z uśmiechem -Może wyskoczymy gdzieś...-podrapał się po głowie- Wiesz... Jakaś kolacja czy coś...- jest zdecydowanie zakłopotany. Pierwszy raz go takiego widzę, nie miałam pojęcia, że jak się stresuje, to się jąka. To całkiem zabawne.
-Jasne, czemu nie- uśmiechnęłam się i odgarnęłam niesforny kosmyk włosów z twarzy.
-A masz teraz czas?- kiwnęłam głową -To zapraszam do samochodu- minęliśmy grupę Królewskich, między innymi Ikera, którzy zaczęli gwizdać i klaskać, a kapitan ( ku mojemu zdziwieniu) uśmiechnął się.
   Pojechaliśmy do jednej z popularniejszych restauracji w Madrycie, która jest chyba najbardziej ekskluzywną i najdroższą w tym mieście. Dziwię się, że udało nam się tu wejść, zwykle stoliki zamawia się z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, ale w sumie czego nie robi się dla jednego z Królewskich... Kelner zaprowadził nas na miejsce, a Sergio, jak na "gentilhombre" przystało, odsunął mi krzesło, po czym dopiero usiadł na swoim. Pracownik podał nam karty i wrócił na swoje stanowisko. Po otworzeniu menu, przeżyłam szok. Ceny dań wahają się między 60, a 450 euro. Jacy normalni ludzie tu jadają? No dobra, ja tu aktualnie jestem, ale gdyby nie fakt, że Sergio mnie zaprosił, to w życiu bym tu nie przyszła.
-Jak sobie, w tym stanie, radzisz w Londynie?- spytał Sergio i odłożył kartę na brzeg stolika.
-Nie najgorzej, współlokatorka jest bardzo pomocna, więc na prawdę sobie dobrze radzę- odpowiedziałam ze stoickim spokojem.
-No to dobrze, że nie jesteś tam sama. A kiedy wracasz?-
-Jeśli dobrze pójdzie, to przedłużą mi stypendium o pół roku, ale jak nie zdam egzaminów, to powinnam wrócić za miesiąc-
-Jeszcze pół roku?- jęknął -To znaczy...No...- znowu się jąka. To jest tak urocze, że uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy -Na ile przyjechałaś?- powiedział jednym tchem, a na jego twarzy pojawiła się wyraźna ulga.
-Myślę, że jeszcze z tydzień tu po będę- po chwili kelner przyjął od nas zamówienie, a po kilkunastu minutach przyniósł jedzenie. Muszę przyznać, że było na prawdę warte swojej ceny. Może nie była to kolacja przy świecach, ale było na prawdę bardzo miło. Po ciężkim początku, Sergio trochę się uspokoił. Po zapłaceniu rachunku, wyszliśmy z restauracji i przeszliśmy się po najpiękniejszych alejkach Madrytu. To miasto zdecydowanie jest najpiękniejszym na ziemi. Uwielbiam je!
-Robi się późno, mógłbyś mnie odwieźć?- spytałam, ziewając.
-Oczywiście- wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę domu. Powoli już zasypiałam, ale wciąż rozmawiałam i śmiałam się z Sergio.
-Było na prawdę miło, dziękuję- powiedziałam, kiedy dojechaliśmy na miejsce.
-Nie ma sprawy, mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy- złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Spojrzał mi w oczy, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Zrobił to chyba po raz pierwszy poza domem. Prawdę mówiąc lekko się zawstydziłam -Trzymaj się i Ty- schylił się do brzucha- masz nie dokuczać mamie- uśmiechnęłam się. Pierwszy raz pomyślałam, że na poważnie chciałabym się związać z Sergio i byłoby świetnie, gdyby razem ze mną zaopiekował się dzieckiem. Nie wymagajmy jednak za dużo.
-Jak tam randka?- spytał Iker, kiedy tylko weszłam do domu.
-Jaka randka?- zapytałam lekko zdziwiona.
-Proszę Cię, na prawdę nietrudno zauważyć, że mu się podobasz- powiedział to jakby... z pretensją.
-To Ci nie pasuje, prawda?-
-Nie chodzi o to, że mi to "nie pasuje", po prostu nie chcę żebyś potem czegoś żałowała-
-Nie będę- poczłapałam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Koło drzwi leży moja walizka, w połowie rozpakowana. Dzięki Sara.
   Po kilku minutach wstałam i poszłam do łazienki. Znowu długa kąpiel w mojej cudownej wannie. Przebrałam się w piżamę, poszłam zrobić sobie herbatę i wskoczyłam do łóżka. Wyjęłam z torby książkę i zatopiłam się w lekturze. Wciągnęłam się tak bardzo, że nie wiedząc kiedy, po prostu zasnęłam. Pozytywy ciąży? Zasypiam szybko i praktycznie żaden dźwięk mnie nie budzi.
*
   Dzisiaj jadę z Sarą i Gerardem do lekarza. Mały ma wysoką gorączke, Iker ma trening, a ja nie chcę siedzieć sama w domu. W Madrycie znowu zero korków. Co się dzieje z tym miastem? Na miejsce dojechaliśmy dosyć szybko, a jako że Sara poszła do lekarza prywatnie, nie siedzieliśmy tam zbyt długo. Okazało się, że Gerard ma anginę, więc musi brać antybiotyk. 
-Może pojedziemy na jakąś kawę?- zaproponowała Sara. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam twierdząco głową.   
   Uwielbiam te dni, kiedy wychodzimy gdzieś razem. Ja zamówiłam obie białą kawę, a Sara cappuccino. Gerard sobie słodko śpi w wózku, więc możemy spokojnie porozmawiać.
-Powiedziałaś mu?- zapytała, zbierając łyżeczką piankę z kawy. 
-Komu? Co?- lekko się zdezorientowałam. 
-No Sergio, o- wskazała głową na brzuch.
-Nie, jeszcze nie-
-A w ogóle planujesz mu powiedzieć?- 
-No mam taki zamiar- 
-Ale myślisz, że on...-
-Sara, zmieńmy temat- przerwałam jej -Proszę- nie chcę na razie o tym rozmawiać. Jak będę gotowa, to mu powiem. Na razie nie jest na to pora. Mam jeszcze pięć miesięcy na poinformowanie go o "dobrej nowinie". Posiedziałyśmy z pół godzinki, rozmawiając o stypendium, Gerardzie, Ikerze i ogólnie o tego typu sprawach. 
-Chyba będziemy się zbierać- wstałyśmy od stolika, Sara płaciła rachunek, a ja poszłam już do samochodu. Kiedy wchodziłam na pasy, zadzwonił mi telefon. Sergio. 
-Halo?- 
-Jula uważaj!- usłyszałam pisk Sary. Dalej nie pamiętam co się stało...
*
   Takie coś mi wyszło, mam nadzieję że i tak się podoba :)

3 komentarze:

  1. Nawet mi tu nie pisze, że ją coś przejechało!! Spróbuj tylko! ;P
    Jak poszły do tego lekarza, to ja oczywiście nieogernięta zbytnio zaczęłam się zastanawiać po co im Pique ... Więc tak myślałam, aż w końcu doszłam do wniosku, że to przecież nie tan Gerard hahaha :D
    Ciekawy rozdział no i Sergio, kolacja... Gdyby tylko nie ta Pilar grrr
    Pozdrawiam! ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://el-temperamento-del-sol-y-del-mar.blogspot.com/
      nowy rozdział, zapraszam! ;pp

      Usuń
  2. Mam nadzieje, że dziecku się nic niestanie.
    Prosze nie rób nic dziecku... Ona musi je urodzić

    A rozdział bardzo ciekawy ;-)

    OdpowiedzUsuń