piątek, 1 marca 2013

"Trzymam Cię za słowo"

   Po wygranym przez Kanonierów meczu (3:1) poszliśmy (ja, Kate,Wojtek i Theo) do pizzerii. Ambitnie prawda? Jednak nie zmienia to faktu, że teraz tu siedzę z moimi idolami. Pomimo, że w towarzystwie piłkarzy obracam się od jakiegoś czasu, to fakt, że jem teraz pizzę ze Szczęsnym i Walcott'em mega mnie jara.
-Czyli jesteś kibicem Arsenalu, tak?- upewnił się Theo, a Kate przytaknęła -A Ty komu kibicujesz?- tym razem skierował pytanie do mnie.
-Ja całym sercem za Realem- odparłam dumnie.
-O Boże...- Szczęsny się załamał -Czemu nie za nami? Za Kanonierami?-
-Trzeba trzymać z rodziną- wzięłam łyka coli.
-Jak to z rodziną?- zapomniałam, że oni jeszcze nie słyszeli historii mojego życia.
-Kojarzycie Ikera Casillasa?- oboje kiwnęli twierdząco głową -Jula Casillas, miło mi- wyraz ich twarzy -bezcenny. W sumie każdy kto się dowie, że jestem siostrą Ikera, reaguje tak samo.
-Żartujesz czy mówisz serio?- spytał Wojtek. Uśmiechnęłam się.
-Na prawdę- przez resztę czasu ciągle rozmawialiśmy, momentami wybuchaliśmy takim śmiechem, że wszyscy dookoła się na nas patrzyli, jak na nienormalnych. Złapaliśmy na prawdę fajny kontakt. Jak się później okazało, Theo mieszka niedaleko nas, więc nas odwiózł.
*
   Jest godzina 6:30, a ja już na nogach. Kate zabarykadowała się w łazience, więc ja robię śniadanie. Dzisiaj mamy zajęcia od dziewiątej do szesnastej... Perspektywa spędzenia całego dnia w szkole mnie dobija, ale na szczęście wieczorem trochę się rozluźnimy, pozwiedzamy Londyn i ogólnie postaramy się zregenerować. 
   Koniec! Właśnie wyszłyśmy na świeże powietrze! Boże, jak ja się wynudziłam, tzn. pierwsze zajęcia były okej, ale te końcowe... Po pierwsze kobieta prowadząca zajęcia z dziennikarstwa ciągle robiła jakieś błędy w wymowie lub pisowni. Po drugie mam w grupie takich ciołków... Siedziałam koło chłopaka, który rozmawiał ze swoim kolegą tylko o jednym: "A który masz level? A zabiłeś już tego smoka? Gdzie znalazłeś tą mapę?" I tak cały czas... Na szczęście przeżyłam i następnym razem usiądę gdzie indziej. Naszym pierwszym punktem, który każdy turysta musi zaliczyć, jest Tate Modern. Następnie Big Ben i w końcu London Eye. Cholernie boję się tam wjechać, ale mam nadzieję, że widok będzie nieziemski.
   Nie ma czego żałować! Londyn z tej wysokości wygląda magicznie, szczególnie że jest już ciemno, a miasto jest pięknie oświetlone. Do internatu wracałyśmy na piechotę... Był to zły pomysł, bo nie wiedziałyśmy, że to jest aż tak daleko. Kiedy doszłyśmy na miejsce, czekała na mnie niespodzianka. U cudownej Pani Nouts ( pani z 'recepcji'), ktoś zostawił dla mnie prezent.
-Jakiś wysoki chłopak- odpowiedziała mi kobieta, jak spytałam, kto to zostawił. Poszłyśmy z Kate do pokoju i tam otworzyłam pakunek. Kiedy zerwałam papier, zobaczyłam nowy telefon i kopertę.
-No to ktoś zaszalał- powiedziała Kate i nastawiła wodę na herbatę. Otworzyłam kopertę i wyjęłam złożoną na pół kartkę.
"Jako, że w jakiś sposób przyczyniłem się do zniszczenia Twojego telefonu, postanowiłem Ci to wynagrodzić. Mam nadzieję, że prezent się podoba. 
PS. Tu jest mój numer, więc jakbyś kiedyś chciała pogadać : dzwoń
Wojtuś <3" 
-Uroczo- powiedziała radośnie Kate, a ja spojrzałam na nią z uśmiechem. Przełożyłam kartę z zepsutego telefonu, do nowego i napisałam do Wojtka.

"Dziękuję za prezent. Nie trzeba było"
"Oj trzeba, trzeba. Kiedy się widzimy?"
"Na razie nie mam czasu, ale później się zgadamy :)"
"Trzymam Cię za słowo"

   Miło z jego strony, że dał mi taki prezent. Chociaż na prawdę mu się dziwię, bo właściwie mnie nie zna. No ale to był jego wybór, więc nie będę nad tym rozmyślać. Jestem mega padnięta i jedyne o czym marzę to prysznic. Po przebraniu się w piżamę i wskoczeniu do łóżka, opatuliłam się kołdrą i szybko zasnęłam. Spałam na prawdę dobrze, chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu. Ten 'spacer' z Kate całkowicie mnie wykończył.  
*
   Mieszkam już w Londynie prawie dwa miesiące, a wciąż nie mogę przyzwyczaić się do panującej tu pogody. Czasami jest tak, że cały dzień świeci słońce, po czym nagle ulewa nie wiadomo skąd. Po dziesięciu minutach znowu bezchmurne niebo. Aktualnie jestem u lekarza, nie za fajnie... Ostatnio nie czuję się najlepiej, mdłości i spóźnia mi się okres. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Kate niestety nie mogła przyjechać ze mną, bo ma randkę. Nie zgadniecie z kim... Z Theo Walcott'em. Są ze sobą już od około miesiąca i na razie wszystko świetnie się im układa. 
   Dostałam skierowanie do innego lekarza. Na szczęście nie ma do niego dużo ludzi, więc spokojnie się zarejestrowałam i ustawiłam w krótkiej kolejce. Ludzie szybko wchodzili i wychodzili, także po dosłownie dziesięciu minutach byłam już w gabinecie. Lekarz był bardzo miły i uprzejmy. Moim zdaniem o wiele milsza atmosfera niż u polskiego doktora. Mężczyzna zrobił mi USG.
-Mam dla pani miłą niespodziankę- spojrzałam na niego pytającym wzrokiem -Jest pani mamą- 
   Nie mogę uwierzyć... Jakoś nie uśmiecha mi się bycie mamą w wieku niespełna osiemnastu lat. Poza tym ojciec dziecka też nie jest na to gotowy. Domyślacie się kim jest? No właśnie, nie widzę Sergio w roli tatusia.
-Nie martw się - wtuliłam się w Kate i ryczałam - Wszystko się ułoży- 
-Nic się nie ułoży... Iker mnie... Zabije, a Sergio... On też nie będzie... Zachwycony tym faktem- wydusiłam z siebie przez łzy. 
-Powinnaś pojechać do Madrytu. Musisz teraz odpoczywać- 
-Jeszcze nie teraz. Pojadę dopiero jak będzie widać brzuch- Kate zrobiła mi melisę, po której trochę się uspokoiłam i zdrzemnęłam. 
*
   Właśnie szykuję się do wylotu z Londynu. Lecę do Madrytu na chrzciny Gerarda. Do tej pory nikt, oprócz Kate, nie wiedział o ciąży, a teraz będzie wiedzieć jakieś pięćdziesiąt osób. Nawet Iker nie wie. W sumie od czterech miesięcy się nie widzieliśmy, pomijając skype'a.  
-Ta sukienka idealnie podkreśla brzuszek- odparł Kate, przełykając kawałek jabłka. 
-Wolę, żeby to zobaczyli, niż jakbym sama musiała im powiedzieć- taksówka już na mnie czeka, więc wzięłam walizkę i wyszłam z pokoju. 
   Na lotnisko pojechałam razem z Kate i dopiero tam się pożegnałyśmy. Moja współlokatorka uważa, że nie powinnam przebywać sama. Dlatego zawsze kiedy gdzieś jadę, ona jest ze mną. W sumie to dobrze, bo jeszcze nie do końca znam Londyn. 
   Lot, wbrew moim oczekiwaniom, minął szybko. Do domu pojechałam taksówką, ponieważ mam nie wiele czasu do uroczystości. Tak, jestem na tyle mądra, że zamiast przyjechać dzień wcześniej i spokojnie przygotować się do chrzcin, mam tylko dwie godziny na wyszykowanie się i dotarcie do kościoła. Na szczęście w domu nikogo nie ma, więc obejdzie się bez niezręcznych pytań. 
*
   Trochę szybko zmienia się czas w opowiadaniu, ale tak jakoś wyszło :) Przepraszam, że krócej, ale obiecuję, że nadrobię :D

4 komentarze:

  1. Super rozdział . Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Julaa ucieeekaj od tego Szczęsneg, tylko szybkoo!! - tak miałam ochotę krzyczeć po przeczytaniu tej cześci ze Szczęsnym.. Brr jak ja go nie lubię ;pp
    No ale ciąża?! z Ramosem!? OMG, zapowiada sie naprawdę ciekawie :)
    A tymczaasem u mnie na tym nowym opowiadaniu jest kolejny rozdział: http://volvere10.blogspot.com/
    POZDRAWIAM!

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba, że ojcem będzie Cris... ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedy następny rozdział? ciekawość mnie zżera :)

    OdpowiedzUsuń