niedziela, 24 lutego 2013

"Jestem Kate, a Ty?"

   Kiedy się obudziłam, Sergio już nie było (jak zresztą reszty Królewskich). Pierwszy raz nie żałuję, że spędziłam z nim noc. Było inaczej niż zawsze. Zresztą teraz to nieważne, bo muszę się szybko wyszykować. Inaczej spóźnię się na samolot. Szybki prysznic, śniadanie i na lotnisko, taki wstępnie był mój plan... Nic z niego nie wyszło. Najpierw długa kąpiel plus umycie włosów, więc zajęło mi to jeszcze więcej czasu. Później okazało się, że nie wiem gdzie jest mój paszport. Po 20 minutach szukania, w końcu się znalazł, ale to nie był koniec. Zapodziałam gdzieś bilety lotnicze. Przeszukałam cały pokój i nigdzie ich nie było. W końcu załamana poszłam do Ikera.
-Zgubiłam bilety- powiedziałam. Boję się jego reakcji.
-Jula, jak mogłaś je zgubić?-odparł wkurzony i zaczął nerwowo podnosić wszystkie gazety, leżące na stoliku. Przyłączyłam się do niego i zaczęliśmy przeszukiwać cały salon, kuchnię, jadalnię.
-Czego szukacie?- spytała Sara, zakładając kolczyka.
-Biletów, bo ta - wskazał na mnie, a ja puściłam buraka - Oferma zgubiła bilety- Sara zaczęła się śmiać i zaczęła przeszukiwać torebkę. Popatrzyliśmy na siebie z Ikerem, nie rozumiejąc o co chodzi. Po chwili z torby wyłoniły się bilety.
-Wzięłam je, bo wiedziałam, że na pewno albo Ty, albo Jula je zgubicie- odetchnęłam z ulgą.
-Wiesz, że Cię kocham- powiedział Iker i pocałował narzeczoną -Dobra, Jula szykuj się bo mamy coraz mniej czasu- zerknęłam na zegarek. Mam nieco ponad cztery godziny do odlotu. Szybko pobiegłam do swojego pokoju, potykając się o dywan co wywołało śmiech na twarzy zakochanych. Sprawdziłam, czy aby na pewno coś potrzebnego nie zostało w łazience lub garderobie. W końcu jestem gotowa. Pożegnałam się z Marcelo, wzięłam walizkę i wyszłam z pokoju.
-Jedziemy?- spytał Iker. Kiwnęłam głową, a Sara zaczęła ubierać Gerarda.
   Moje szczęście jest niesamowite. Trafiliśmy na największe korki, jakie kiedykolwiek widziałam w Madrycie. Jak nic spóźnię się na samolot, po prostu się nie wyrobimy. Zaczyna boleć mnie głowa, a do tego Gerard zaczął płakać. Zaraz nie wytrzymam.
   Nareszcie siedzę w samolocie. Ledwo zdążyła, pomimo tego że odprawa odbyła się bardzo szybko. Wszystko przez Ikera, któremu zebrało się na czułości. Po trwającym 10 minut rytuale żegnania, mogłam iść do samolotu. Przede mną prawie trzy godziny lotu. Od razu po starcie nałożyłam słuchawki i starałam się o niczym nie myśleć.
*
   Odebrałam bagaże i poszłam w kierunku najbliższej stacji metra. Wiem jaką linią mam jechać, więc póki co nie ma problemu. Po dosłownie 20 minutach byłam już na miejscu. Postanowiłam wspólnie z Ikerem, że zamieszkam w internacie. Po pierwsze poznam nowych ludzi, bo na razie nie znam nikogo z Londynu. Po drugie nie chcę mieszkać sama, jestem zbyt strachliwa. Czasami po obejrzeniu horroru nie śpię przez tydzień. 
-Dzień dobry, chciałam się zameldować- powiedziałam do kobiety w... Recepcji? Nie wiem jak to nazwać. 
-Imię i nazwisko- ton tej kobiety mnie dobił. Taka typowa lekko starszawa 'urzędniczka', która chce wszystkim uprzykrzać życie. 
-Jula Casillas- kobieta pogrzebała w notesie, po czym podała mi klucze.
-134, trzecie piętro na lewo- 
-Dziękuję- odparłam i ruszyłam w kierunku schodów. Po wniesieniu walizki na pierwsze piętro, nie dawałam już rady. Wzięłam zdecydowanie za dużo rzeczy. Po morderczym wspinaniu, trafiłam w końcu do pokoju. Widzę, że moja współlokatorka już jest.
-Hej- powiedziałam, zamykając za sobą drzwi.
-O, cześć. Jestem Kate, a Ty?- powitała mnie radośnie dziewczyna. Ma średniej długości, blond włosy i jest mnie więcej mojego wzrostu.
-Jula, miło mi Cię poznać- uśmiechnęłam się. Kate wygląda na bardzo gadatliwą i taka też się okazała.
-Byłaś kiedyś w Londynie? Znasz to miasto? Ja mieszkałam w mały miasteczku niedaleko, a teraz mieszkam tu. Bliżej do szkoły. Co lubisz? To znaczy jakie masz hobby? Może pomóc Ci przy rozpakowaniu? Jak już skończysz to pokażę Ci miasto, co Ty na to?- powoli analizowałam każde pytanie.
-Spróbuję odpowiedzieć na wszystkie Twoje pytania, ale powoli- Kate tryska energią. Coś mi mówi, że będzie z nią wesoło.
-Ok, ale powiedz mi jeszcze jedną rzecz. Z której części Anglii jesteś? Bo masz akcent typowy dla mieszkańców Manchesteru- 
-Ja nie jestem z Anglii- Kate zamurowało. 
-Jak to nie? Mówisz świetnie po angielsku. Jak rasowy obywatel- zaśmiałam się.
-Dzięki, to miłe. Więc ogólnie większość mojego życia mieszkałam w Polsce, a od jakiegoś czasu mieszkam w Madrycie- 
-A czemu tam?- Kate zrobiła duże oczy i z zaciekawieniem wyrysowanym na twarzy, czekała na odpowiedź. Dziewczyna jest bardzo dociekliwa.
-Po kilkunastu latach dowiedziałam się, że mam przyrodniego brata w Hiszpanii- 
-Hmm, nie rozumiem- 
-No dobra, to od początku- wzięłam oddech i zaczęłam opowiadać historię mojego życia. Zaczynając od wypadku mamy, aż do ostatniego dnia w Madrycie.
-Czyli interesujesz się piłką nożną?- spytała. Kiwnęłam głową. Kate energicznie wstała, a na twarzy znów pojawił się uśmiech -W takim razie szykuj się, to jeszcze zdążymy wejść na stadion- dziewczyna podeszła do szafy i zaczęła przeszukiwać ją w celu znalezienia bluzki, pasującej do spodni, które rzuciła na łóżko. 
-Na jaki stadion i po co?- nie nadążam za nią, ale już ją polubiłam.
-Jak to na jaki. Oczywiście na 'Emirates Stadium', bo dzisiaj jest mecz- wytłumaczyła mi wciąż nie przerwanie szperając w szafie. 
-No a bilety?- 
-Kupimy na miejscu- odwróciła się i uśmiechnęła. Otworzyłam walizkę i wyrzuciłam prawie całą jej zawartość na łóżko.
-Ta będzie pasować- podałam jej moją koszulkę. 
-Jest świetna! Dzięki- odparła uradowana i przytuliła mnie, po czym pobiegła do łazienki się przebrać. Ja chyba też muszę coś znaleźć. Zapomniałam! Miałam zadzwonić do Ikera, kiedy będę na miejscu. Wybrałam jego numer i czekałam aż odbierze.
-Już się zacząłem martwić!- wykrzyczał. Myślałam, że stracę słuch.
-Wszystko jest ok- 
-Jak współlokatorka? Jak Londyn? Jak plany na wieczór?- zaczyna mówić jak Kate. 
-Bardzo miła, nie miałam czasu zwiedzić Londynu, idziemy na mecz- odpowiedziałam prawie na jednym oddechu.
-Jaki mecz?- spytał zaciekawiony Iker.
-Arsenal z kimś tam i w sumie muszę się szykować, więc trzeba kończyć-
-No dobra, ale uważaj na siebie i zadzwoń jutro- pożegnałam się i wróciłam do przygotowań. Kate opuściła łazienkę, więc mogłam wziąć prysznic. Po trzy godzinnej podróży samolotem czuję się lekko nieświeżo. Po około godzinie, wyszłyśmy z internatu i pojechałyśmy na stadion.
   Uwielbiam atmosferę panującą przed meczem. Połowa już pijana, a druga połowa za chwilę dołączy do tej pierwszej.
-Chodź, tam kupimy bilety- Kate chwyciła mnie za rękę i pobiegłyśmy w stronę grupy ludzi, sprzedającej bilety. Mamy miejsca dosłownie nad ławką rezerwowych! Jeszcze nigdy nie byłam na meczu Arsenalu i nigdy nie poznałam żadnego z piłkarzy tej drużyny. Za to z Chelsea, dzisiejszego rywala Kanonierów, znam kilku. Poznałam ich na zgrupowaniu reprezentacji Hiszpanii. Dzisiaj na bramce Arsenalu stoi Fabiański, więc mogę lepiej przyjrzeć się Wojtkowi. Jaram się nim od kiedy gra w tym klubie. W tym momencie z ławki wstał Alex i zaczął się rozgrzewać, a po chwili dołączył do niego Wojtek. Chciałam im zrobić zdjęcie, gdy nagle spadł mi telefon.
-Ja to kuźwa mam szczęście- krzyknęłam wkurzona do Kate, która o mało nie popłakała się ze śmiechu -Dzięki, mogłabyś mi pomóc- odparłam wkurzona, ale uśmiechnięta.
-Mam pomysł- powiedziała Kate i przerzuciła mnie na drugą stronę barierki. Ona miała mnie trzymać za nogi, a ja chwycić telefon. Oczywiście pech mnie nie opuszcza... Kate puściła moje kostki, a ja gruchnęłam na ziemię. Nie obeszło się bez zwrócenia na siebie uwagi rozgrzewających się piłkarzy.
-Nic Ci nie jest?- spytał Wojtek. O matko, te jego oczka.
-Nie, jest spoko- Alex przyniósł mi mój telefon -Dzięki- uśmiechnęłam się, ale szybko zmieniłam wyraz twarzy. Mam pęknięty ekran co jest równoznaczne z tym, że mój telefon nie jest w pełni sprawny -Kurwa...- odparłam po polsku.
-Jesteś polką?- spytał zaskoczony Szczęsny.
-No tak- odparłam lekko skrępowana.
-Alex!- trener zawołał piłkarza, bo ten ma wejść na boisko.
-Wiesz, ja chyba będę wracać na trybuny- odparłam.
-Może się później spotkamy?- zaproponował z uśmiechem.
-Może-
-Wiesz, kiedy wszyscy będą opuszczać stadion, poczekaj na mnie na trybunach, ok?- kiwnęłam głową. Chciałam wrócić na moje miejsce, ale jestem za niska, żeby przeskoczyć barierkę. W tym momencie ktoś mnie podniósł. Ten "ktoś" to nie kto inny, tylko Wojtek. Dzięki niemu z łatwością przeszłam na drugą stronę.
-Dzięki- uśmiechnęłam się, a Wojtek wrócił na ławkę.
*
   Mam nadzieję, że nowi bohaterowie przypadną do gustu :)

2 komentarze:

  1. Super rozdział . Czekam na kolejny , a nowi bohaterowie baardzo pasują <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy wcześniej na takie coś nie wpadłem.Jestem fanem sportu,w szczególności piłki nożnej.No ja jako chłopak mogę się tylko z tego śmiać :D bo jest to w jakiś sposób zabawne.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:) http://czytaj-ksiazki-to-nie-boli.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń