czwartek, 25 kwietnia 2013

" Sergio, malujący ściany to niecodzienny widok"

Dzisiaj specjalna dedykacja dla Podgi: Nie smutaj, Mesut i tak woli Ciebie, a Mandy to przykrywka :)
*
-Mówiłeś, że sypialnia nie jest gotowa- dochodzi godzina jedenasta, razem z Sergio leniuchujemy w łóżku.
-Bo nie jest- odparł krótko.
-To gdzie niby jesteśmy teraz?- spytałam i spojrzałam na niego.
-Może Ci wyjaśnię. Teraz jesteśmy w jednym z trzech pokoi gościnnych- o mamo -Każdy z nich ma łazienkę. Oprócz tego jest salon, jadalnia, nasza sypialnia, dwie garderoby, siłownia i jeszcze trzy, dodatkowe łazienki-
-Dużo tego...-
-Wszystko znajduje się na 1200 m kwadratowych. Do tego mamy jeszcze basen i kort tenisowy, a garaż mieści sześć samochodów-
-Mówisz tak, jakbyś nauczył się tego na pamięć-
-Staram się- wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. W końcu wszystko jest tak, jak powinno być -Zapomniałbym. Mamy jeszcze piwniczkę winną-
-A to już nie wiem po co-
-Jak to 'po co'? Wino dobra rzecz- wywróciłam oczami i wstałam z łóżka -Gdzie idziesz?-
-Jeśli mam tu mieszkać, to muszę przywieźć swoje rzeczy- Sergio zerwał się z łóżka i wybiegł z pokoju. Nie mam zielonego pojęcia, co on znowu wymyślił.
-Jula, chodź tu!- weszłam do jakiegoś pokoju, żadnych mebli. Domyślam się, że to jest sypialnia -Tu jestem!- weszłam do połączonego pokoju -Voila!- po pierwsze: ogromna garderoba, po drugie: mnóstwo ubrań. On chyba wykupił wszystkie sklepy w Madrycie -Już nie musisz nic przywozić, wszystko jest kupione- dumny z siebie Hiszpan, objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
-Wiesz, że nie musiałeś?-
-Ale chciałem- obrócił mnie tak, że teraz stałam do niego twarzą. Nic nie mówiąc po prostu patrzyliśmy się sobie w oczy. Po chwili złożył pocałunek na moich ustach.
-Wiesz co?- spytałam, a Sergio pokręcił przecząco głową -Zaraz się wyszykujemy i jedziemy po zakupy-
-Przecież wszystko tu masz- wskazał na wieszaki pełne ubrań.
-Ale mebli w sypialni nie mamy. Poza tym zgaduję, że lodówka też jest pusta- Hiszpan sprawił wrażenie zakłopotanego -Nie wspominając o środkach czystości, kosmetykach i wszystkich innych bzdetach- jakby mógł o tym pamiętać? -A, pojedziemy jeszcze na chwilę do mnie- spojrzał na mnie i czekał aż się poprawię -To znaczy do Ikera- znowu uśmiech na jego twarzy- i zabiorę stamtąd kilka potrzebnych rzeczy, a przede wszystkim kota. Nie masz nic przeciwko?- uśmiechnął się szeroko.
-Oczywiście, że nie-
*
   Kupno mebli to jakaś masakra! Po pierwsze, żeby dobrać wszystko 'do pary' trzeba się naprawdę bardzo natrudzić. Poza tym mi się coś podoba, a mojemu ukochanemu - nie. W końcu krążąc po mieście, znaleźliśmy sklep, w którym było to, czego szukaliśmy. Właściwie jest tu wszystko, trochę to podobne do słynnej IKEI. Tyle tylko, że tu jest odrobinkę drożej. 
-Wiesz, że to nie będzie pasować do koloru ścian?-
-No to kupimy nową farbę- odparł z uśmiechem Sergio. Kiedy spisywaliśmy numery mebli (później odbiera się je z magazynu) w oczy rzuciła się mi cena. 
-Nie uważasz, że to trochę za drogo?- zdawałam sobie sprawę, że sklep jest 'na poziomie' i że jest tu drogo, ale nie myślałam, że aż tak.
-Nie- odparł krótko. 
-Sergio...-
-Ja płacę, przestań się zamartwiać- 
-No nie jestem przekonana...- 
-Musimy jeszcze znaleźć pasujące zasłony- olał mnie. Dzięki skarbie. 
   Przy kasie suma zakupów była... duża. Żeby nie powiedzieć ogromna. Po pierwsze meble, po drugie Sergio stwierdził, że trzeba kupić wszystko do kompletu (w sumie ma racje), więc nawybierał masę bzdetów typu wazony, obrazki, pseudo rzeźby. Całe szczęście wszystko dowiozą nam do domu, więc o transport nie musimy się martwić. 
-No to teraz jedziemy do Ikera- zarządził Sergio. 
   Z domu zabrałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, między innymi niektóre ubrania, kosmetyki, laptopa, wszystkie zabawki Marcelo (i ogólnie wszystko co jego). Kiedy już wychodziliśmy, Sergio zaprosił Ikera i Sarę na parapetówkę. Data nie jest jeszcze znana, ale kazał im (dokładnie: kazał) zarezerwować sobie już czas. Później skoczyliśmy jeszcze do kilku sklepów (biedny Marcelo przez ten czas musiał siedzieć w transporterze, ten kot tego nie znosi). Najpierw musieliśmy wybrać nowy kolor farby, do pomalowania ścian w naszej sypialni. Tym razem poszło o dziwo szybciej. Następnie skoczyliśmy do sklepu sportowego. 
-Właściwie to co tu robimy?- spytał Sergio, wlokąc się za mną. 
-Od jutra biegam i potrzebuję paru rzeczy-
-O! Zdrowy tryb życia się pani włączył?- spytał drwiąco, ale entuzjastycznie. Nic nie odpowiedziałam, bo znalazłam to, czego szukałam. Przeszperałam jeszcze cały sklep, a potem poszłam wszystko mierzyć.
   Z sklepu wyszliśmy obładowani torbami. Żeby nie było, ja kupiłam tylko spodnie, bluzę, kilka bluzek i buty, ale Sergio to prawdziwy zakupoholik. Nic nie potrzebował, niczego nie szukał, ale ponad 600 euro zostawił, plus moje zakupy, gdyż Hiszpan chce koniecznie udowodnić jaki to z niego gentlemen. 
   Później pojechaliśmy do supermarketu. W domu nie ma żadnego jedzenia, a trzeba uzupełnić lodówkę. W końcu wróciliśmy do domu. Jest godzina dziewiętnasta. Jestem padnięta, a tu jeszcze trzeba się rozpakować. 
   Wieczorem planowaliśmy obejrzeć jakiś film, ale byliśmy tak zmęczeni, że od razu położyliśmy się spać.
*
   Koło ósmej wstałam i poszłam biegać. Sergio nie ma dzisiaj treningu, więc kiedy wychodziłam jeszcze słodko spał. Wzięłam słuchawki, iPoda i wyszłam z domu. Przy okazji biegania, poznam bliżej okolicę. Na dzisiaj zaplanowałam krótki, 30 minutowy bieg, a właściwie trucht. Nie przesadzajmy na początek. 
   Biegało mi się tak dobrze, że dopiero po godzinie wróciłam do domu. Domyślam się, że Sergio jeszcze śpi. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i owinięta w ręcznik poszłam do sypialni. A tam niespodzianka. 
-Co Ty robisz?- spytałam zaskoczona. Sergio, malujący ściany to niecodzienny widok. 
-Nie widać? Za dwie godziny przywożą meble, więc wszystko musi być gotowe- poszłam do mojej, ogromnej garderoby (tak, będę się nią teraz cieszyć na każdym kroku), ubrałam jakieś stare jeansy, koszulkę i dołączyłam do mojego Hiszpana. Oczywiście farba znalazła się nie tylko na ścianach. Sergio znalazł sobie zabawę, mianowicie ganianie za mną z wałkiem umoczonym w farbie. Brzmi mi to trochę dziwnie, ale jakby za wami biegał półnagi facet i mazał was farbą po całym ciele, uznałybyście to za romantyczne i zabawne.
   Nie myślałam, że malowanie może iść tak szybko. Po godzinie mieliśmy już pomalowany cały pokój, a jak tylko skończyłam robić śniadanie, przywieźli nam meble. Sergio instruował 'fachowców' jak i gdzie mają postawić meble, a ja w tym czasie zjadłam śniadanie. 
   Po jakimś czasie, mężczyźni opuścili dom, a Sergio zawołał mnie do pokoju. Jak przekroczyłam próg, stanęłam jak wryta.
-No i co myślisz?- 
-Jest idealnie- wszystko pasuje świetnie, pod każdym względem. 
-Cieszę się, że ci się podoba- złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i mocno przytulił. 
*
   Rozdziału nie było, ponieważ miałam testy i musiałam się uczyć. Przepraszam :) Mam nadzieję, że poprawiłam humor po wczorajszym meczu...
*Pokój w dodatkach :)

sobota, 13 kwietnia 2013

"Kupiłem dom!"

   Dawno tak dobrze nie spałam. Jest godzina trzynasta, a ja dopiero wstałam. Kiedy weszłam do kuchni, Sergio siedział przy stoliku ze schowaną w dłoniach głową.
-Boli co?- spojrzał na mnie, piorunując mnie wzrokiem. 
-Następnym razem nie pozwól mi pić-
-Zjesz coś?- spytałam, otwierając lodówkę. 
-Nie- odparł krótko. Wyjęłam jakiś jogurt i zrobiłam sobie herbatę.
-Może idź się połóż co?- nie mogę patrzeć jak cierpi. Z jednej strony jest mi go szkoda, ale z drugiej wygląda przezabawnie. Nic nie mówiąc, wyszedł z kuchni. Czuję, że to będzie ciężki dzień, zarówno dla mnie jak i dla niego.
   Pod wieczór Sergio doszedł już do siebie.
-Może obejrzymy jakiś film?- zapytał, zmieniając kanały w poszukiwaniu czegoś sensownego.
-Co proponujesz?- spytałam, sadowiąc się koło niego, na kanapie.
-Co powiesz na 'Sexo de los angeles, El'? Od kilku miesięcy chcę to zobaczyć i nigdy nie ma okazji-
-No dobra, ale jeśli będzie to jakieś tanie, nudne romansidło - od razu wyłączasz- kiwnął twierdząco głową i zaczął szukać filmu. Ja w tym czasie poszłam po jakieś przekąski i coś do picia.
   Po kilkunastu minutach filmu, fabuła była już jasna. Pokazana jest historia biseksualnej pary, która bawi się w trójkąty. Nie mam zielonego pojęcia, skąd Sergio wziął ten film, ale trzeba przyznać że on bawi się wybornie.
   Film się rozkręca i nawet ja się wciągnęłam. Nie jest to jakiś niskobudżetowy film, ani hollywoodzka komedia także zasługuje na uwagę. Oparłam się o Sergio, a on bawił się kosmykiem moich włosów.
-Jula?-
-Hmm?-
-Zamieszkasz ze mną?- no to się nazywa wyczucie.
-Skąd to pytanie?-
-Odpowiedz- spojrzał na mnie tymi swoimi, brązowymi oczkami.
-Chciałabym, ale...-
-To na co czekasz? Jutro jedziemy po Twoje rzeczy!- dzięki, że pozwoliłeś mi skończyć.
-Ale nie mogę tego zrobić- dokończyłam. Znowu wbijał we mnie te swoje, piękne oczęta.
-Dlaczego? Chodzi o Ikera czy o co?-
-Iker to jedna sprawa, ale ja po prostu nie mogłabym mieszkać w miejscu, które dzieliłeś ze swoją byłą dziewczyną. Czuję się tu trochę nieswojo-
-No dobra, rozumiem - udaje, że wszystko jest okej, ale tak naprawdę na jego twarzy pojawiły się oznaki smutku -Pogadamy kiedy indziej-
   Koło południa, zaraz po śniadaniu, pojechałam do domu. Czas najwyższy spędzić trochę czasu z moim chrześniakiem. Po drodze kupiłam mu jakąś zabawkę, w końcu muszę wypełniać swój obowiązek jak najlepiej.
-Gerard, ciocia przyszła- powiedziałam radośnie Sara, kiedy tylko otworzyła drzwi. Trzymała 'malutkiego' Gerarda na rekach, a on wpatrywał się we mnie ogromnymi oczkami -Cześć kochana- odparła Sara i przywitała się ze mną -Napijesz się czegoś?- spytała, jak tylko weszłyśmy do środka.
-Może być woda- wzięłam z rąk dziewczyny Gerarda i usiadłam z nim na kanapie.
-No to opowiadaj, co tam u Ciebie, jak z Sergio?- uśmiechnęłam się lekko.
-No... Chyba jest okej...- sama nie wiem jak jest. Czy my jesteśmy parą, czy nie - nie wiem.
   Później, nie wiadomo skąd, pojawił się Iker i zjedliśmy obiad. Po przepysznym posiłku, musiałam odpocząć. Poszłam do pokoju i walnęłam się na łóżko. Nie wiem po czym, ale jestem całkowicie wyczerpana.

"Jesteś w domu?"
"Tak" co Sergio znowu kombinuje. 
"To na razie się nigdzie nie ruszaj"
   Już się boję, co on znowu wymyślił.
   Po kilkudziesięciu minutach, Sergio wparował mi do pokoju uśmiechnięty od ucha do ucha. Jego ekscytacje wyczuwa się na kilometr.
-Zgadnij co!- krzyknął entuzjastycznie.
-Co?-
-Kupiłem dom!-
-Słucham?- myślałam, że coś źle zrozumiałam, ale nie. Wziął mojego laptopa i włączył jakąś stronę z nieruchomościami.
-Widzisz? Tu zamieszkamy, razem- chyba nie za bardzo dociera do mnie co mówi.
-Żartujesz?- pokiwał przecząco głową -Naprawdę myślisz, że Iker się zgodzi, żebyśmy zamieszkali razem?- uśmiechnął się.
-Już z nim rozmawiałem i po lekkim wahaniu, zgodził się- w to nie uwierzę. Wstałam z łóżka i poszłam do mojego, cudownego braciszka.
-Naprawdę się zgodziłeś?-
-Na co?-
-Żeby zamieszkała z Sergio-
-No tak- spojrzałam na niego, wytrzeszczając oczy -Miał bardzo przekonujące argumenty. Poza tym, jeśli zrobi coś, co cię skrzywdzi to go zamorduje, więc nie masz się o co martwić- powiedział to z taką lekkością, jakby było to oczywiste i normalne -To kiedy się wyprowadzacie?- szybko chce się mnie pozbyć. Spojrzałam na Sergio, bo w sumie ja też nic nie wiem oprócz tego, że kupił ogromny dom na obrzeżach Madrytu.
-Trzeba tylko urządzić i możemy się wprowadzać-
-A kiedy będziecie się urządzać?- znowu spojrzałam na Hiszpana.
-Możemy zacząć od zaraz- odparł wesoło. Iker spojrzał na mnie wymownym wzrokiem, mówiącym :"Widzisz? Powinnaś teraz z nim jechać".
   Od kilku godzin chodzimy po sklepie i wybieram kolor farby, którą pomalujemy sypialnię. Sergio mówił, że wszystko jest gotowe oprócz właśnie naszej sypialni.
-A może ten?- Hiszpan wskazał na puszkę farby.
-'Norweski łosoś'? Błagam...- ze zrezygnowaniem odstawił pojemnik na miejsce, ale po chwili chwycił kolejny.
-A ten?-
-'Gorzka Czekolada'...-
-Apetyczna- powiedział Sergio TYM głosem, sugerującym jedno.
-Nie, za ciemny-
-Jaka ty marudna...-
-Ten jest świetny!- o mało nie zrzuciłam puszki z półki, dzięki Bogu Sergio ma dobry refleks.
-Ale wybrałaś nazwę... 'Aromatyczny Kardamon'. Poetyckie- jego nazwy były lepsze... -No dobra, skoro się podoba, to bierzemy- wrzucił dwie puszki do wózka.
-Wychodzimy?- kiwnął głową i objęci poszliśmy do kasy.
*
-Może pokażesz mi w końcu dom?- zasugerowałam, kiedy wsiedliśmy do samochodu.
-Właśnie miałem taki plan- uśmiechnął się i odpalił silnik. 
   O matko! To jest przepiękne! Już na zdjęciach dom wyglądał ślicznie, ale widziałam go tylko z zewnątrz,  w środku... Łał. Jestem pod mega wrażeniem, nie myślałam że Sergio ma aż taki gust. 
-No i co?- spytał, kiedy zamknął drzwi. 
-Jest cudowny!- 
-Cieszę się, że przypadł Ci do gustu- uśmiechnęłam się, a Hiszpan stanął za mną i objął w talii -Kocham Cię-szepnął mi do ucha. Odwróciłam się do niego twarzą, a nasze oczy się spotkały -Chcę z Tobą spędzić resztę życia- nasze wargi znowu się spotkały. Kocham te usta, to oczy, to ciało... Kocham go. Jak na Sergio przystało zaczął od pocałunku, a zakończył w łóżku...
*
   W 'dodatkach' zdjęcia domu :) SPECJALNA DEDYKACJA DLA KAMYKA <33 W KOŃCU SIĘ DOCZEKAŁAŚ :D

niedziela, 7 kwietnia 2013

"Szukamy kogoś konkretnego?"

   O matko, Sergio ma dzisiaj urodziny, a ja jeszcze nie mam prezentu. Co prawda mam pewien pomysł, ale nie wiem czy zdążę wrócić do Madrytu na 20. Spojrzałam na telefon. 4.35. Sergio słodko śpi, a ja włączam laptopa.
-Powinnam zdążyć- szepnęłam do siebie, odłożyłam laptopa i poszłam do łazienki. Po 30 minutach byłam gotowa. Jeszcze tylko zostawić jakąś wiadomość Sergio, żeby się nie martwił, kiedy się rano obudzi, a mnie nie będzie.

"Dzisiaj po treningu wracasz prosto do domu. 
Nigdzie się nie włóczysz.
Ja powinnam być po południu.
Nie martw się. 
Jula.
PS. Najlepszego kochany!"
*
   Ostatnio coś często bywam na lotniskach. Trasa Londyn-Madryt albo Londyn-Warszawa. Zgadnijcie dokąd lecę teraz. Wątpię, żeby wam to przyszło do głowy, ale za 20 minut mam lot do Sewilli. Mam pewien pomysł na prezent dla Sergio, ale nie wiem czy uda mi się wykonać mój plan. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to wydaję mi się, że mu się spodoba.
   Akurat dzisiaj mają otwarty trening, więc jest idealnie. Weszłam na murawę i zaczęłam szukać trenera lub innej osoby, która może mi pomóc. Na boisku jeszcze nie ma żadnego piłkarza, trzeba poszukać ich gdzie indziej.
-Szukamy kogoś konkretnego?- usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się, przede mną stoi Andres Palop, kapitan Sewilli.
-Właściwie to nawet Ty możesz mi pomóc-
-Naprawdę?- spytał lekko zdziwiony.
-Tak. Potrzebuję autografów całej waszej drużyny- odparłam, wyciągając z torby koszulkę Ramosa. Jeszcze z czasów Sewilli. Ma takie dwie, więc mam nadzieję, że się nie obrazi, kiedy zauważy brak jednej.
-Oo, widzę wierna fanka. Wiesz, że Sergio u nas nie gra od ośmiu lat?- lekko się zaśmiałam.
-Wiem, ale robię mu niespodziankę z okazji urodzin-
-Znasz go?- spytał Andres jeszcze bardziej zdziwiony niż przed chwilą.
-Tak, w chwili obecnej z nim mieszkam- wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem -Jula Casillas, miło mi-
-Czekaj, bo chyba nie za bardzo rozumiem. Jesteś dziewczyną Sergio?- w sumie to sama nie wiem.
-To skomplikowane- zerknęłam na zegarek, mam coraz mniej czasu -Dobra, możecie mi to podpisać? To znaczy Ty i reszta drużyny?-
-Jasne, chodź- ruszyłam za Andresem do szatni.
   Mam je! Siedzę już w samolocie, a do imprezy, którą przygotowują chłopaki, mam jeszcze cztery godziny. Mam nadzieję, że zdążę.
*
-Gdzie Ty byłaś?- spytał Sergio, kiedy tylko przekroczyłam próg domu. Mamy półtorej godziny, a ja dopiero przyszłam do domu.
-Nieważne, masz godzinę na wyszykowanie się, nie zadawaj żadnych pytań- pobiegłam do łazienki. Prysznic, włosy, makijaż, strój - gotowe! Nie wierzę, że udało mi się wyrobić na czas. 
-A możesz mi powiedzieć dokąd idziemy?- spytał Sergio, zapinając spinki na mankietach. 
-Niespodzianka- 
-No dobra- objął mnie -Ale gdzieś jedziemy?-
-Tak- odparłam i poprawiłam mu muchę. No ubrać porządnie to on się nie umie. 
-To musisz podać mi adres- uśmiechnął się.
-Nie muszę, po prostu daj mi kluczyki- 
   No i jesteśmy na miejscu. 
-Po co tu przyjechaliśmy?- 
-On ma coś, co będzie mi dzisiaj potrzebne- odpięłam pasy i wysiadłam z samochodu. 
-Czy to ma związek z tym co myślę?- spytał i objął mnie ręką w talii.
-Nie- odparłam z uśmiechem, a on w zamian obdarzył mnie pocałunkiem. Od dawna nie byłam tak szczęśliwa. Mam wrażenie, że jemu też zależy, przynajmniej chciałabym, żeby mu zależało. 
-O już jesteście?- odparł wesoły Cris -Wejdźcie- weszliśmy do środka -Idźcie do salonu- Sergio szedł pierwszy -Domyśla się?- spytał szeptem Portugalczyk.
-Nie, no co Ty-
-Czyli on tylko wygląda na inteligentnego?- za to oberwał łokciem -No co?- 
-Cris, czemu ty żyjesz w takich ciemnościach?- spytał Sergio, kiedy wszedł do ciemnego salonu.
-NIESPODZIANKA!- krzyknął cały tłum ludzi. Skąd oni ich wzięli? 
-Wiedziałaś o tym?- spytał mega zszokowany Sergio. 
-No a jak myślisz?- po raz pierwszy Sergio mnie pocałował 'przy ludziach'. Jezu, ja go chyba kocham... 
   Wszyscy dali już jubilatowi prezenty, teraz czas na mnie. Wyjęłam pakunek z torby i podeszłam do Hiszpana.
-To właśnie z przez to nie było mnie cały dzień w domu- podałam mu prezent -Mam nadzieję, że po pierwsze spodoba ci się, a po drugie nie zabijesz mnie, bo w Twojej szafie jest jedna koszulka mniej- spojrzał na mnie lekko podejrzliwym wzrokiem, a następnie odwinął paczkę.
-Nie wierzę! Jechałaś specjalnie do Sewilli?- kiwnęłam twierdząco głową -Nawet sztab trenerski się podpisał!- no chyba mu się spodobało -Dziękuję- i znowu znalazłam się w jego, umięśnionych ramionach. 
-Trzeba rozkręcić tą imprezę!- krzyknął Fabio, a Pepe otworzył butelkę wódki. Znowu się schleją, jak zawsze. 
   Współczuję Cristiano, bo po tych urodzinach raczej nie będzie miał gdzie mieszkać. Tak jak myślałam, Pepe i Fabio są już pijani. Ten pierwszy, jak do tej pory, zbił trzy wazony, a ten drugi zrzucił (nie mam pojęcia jakim sposobem) ze ściany ogromną plazmę. Sądzę, że nie długo będą już martwi. 
-Chodź się z nami napijesz!- krzyknął Pepe i machnął ręką tak, że strącił kolejny wazon -Ups...- 
-Pepe!- krzyknął wkurzony Cris -Jeszcze jeden wazon, a więcej Ciebie tu nie wpuszczę!- 
*
    No i jesteśmy w domu. W końcu! Sergio chyba niespodzianka się spodobała, chociaż moim zdaniem było to trochę oklepane, ale liczy się gest, prawda? 
-Juluś!- usłyszałam krzyk Sergio, dobiegający z salonu.
-Co?- zalany Hiszpan siedzi na kanapie i próbuje nalać sobie wody. Wygląda to mega zabawnie, bo póki co jest zalany cały stół, a szklanka jest pusta. 
-Pomóż mi!- 
-Ale nie krzycz- usiadłam koło niego i nalałam mu wody. 
-Jezu, jaka ty jesteś cudowna...- przysunął się do mnie i zaczął całować po szyi. 
-Sergio, wytrzeźwiej- odparłam ze śmiechem. 
-Juluś!- 
-Sergio, nie musisz krzyczeć. Siedzę koło Ciebie- 
-Kocham Cię, wiesz?- nie wiem czy zdaje sobie sprawę z tego co mówi. 
-Idź się połóż- 
-Juluś!- jeszcze raz tak do mnie powie, a nie ręczę za siebie.
-Co?-
-A pomożesz mi dojść do łóżka?- podniosłam go, przerzuciłam jego rękę przez szyję i powoli zaprowadziłam do sypialni. 
-No to dobranoc- powiedziałam, kiedy mój pijaczyna już leżał pod kołderką.
-A ty nie zostajesz?- 
-Nie, ja chcę się wyspać. Dobranoc- przez kilka minut słyszałam jak do siebie mówi, a potem nastała błoga cisza. 
*
   Taki średnio długi rozdział, ale mam nadzieję, że i tak się spodoba :D

wtorek, 2 kwietnia 2013

"Bo ją kocha"

   Dzisiaj, o dziwo, słoneczny dzień w Londynie. Temperatura wynosi już 13 stopni! Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy wyjrzałam przez okno. Nie dość, że słonecznie to i ciepło. Zresztą, nie ma co się tak ekscytować. Ja i tak spędzę kolejny nudny dzień w domu. Od rana bezmyślnie gapię się w telewizor. Dzisiaj 29 marca, jutro 27 urodziny Sergio. Chciałabym z nim teraz tam być...Nie, nie chcę! Jest mi teraz w miarę dobrze i nie chcę pogarszać swego stanu psychicznego przez tego, cholernego Hiszpana. Godzina trzynasta, a ja siedzę w piżamie... Chyba czas się ubrać. Poszłam po swoje rzeczy, a potem do łazienki. Prysznic 'z rana' zawsze dobry.
   Ubrana w dres i z turbanem na głowie, poszłam do pokoju. Włączyłam laptopa i rozłożyłam się na łóżku. Od ekranu oderwał mnie dźwięk sms'a. Cristiano? A czego on może ode mnie chcieć?

"Tata Sergio jest w szpitalu.
 Z Sergio nie jest najlepiej. 
Nie żebym coś sugerował,
 ale to Ty wiesz najlepiej co zrobić"

   Że niby co ja mam zrobić? Lecieć do niego? Zadzwonić? Napisać? Nie jestem jego pocieszycielką, od tego ma Pilar. Czemu Cris napisał do mnie? Nieważne. Poszłam wysuszyć włosy i wyszłam na spacer, żeby o tym nie myśleć. 
   Jest po południe, Wojtek ma dzisiaj mecz na wyjeździe, więc spędzę tę noc sama. Pomimo, że przez cały dzień byłam czymś zajęta, a przynajmniej starałam się coś robić, to wciąż głowę zaprzątała mi jedna myśl, a właściwie osoba. Mianowicie Sergio, co chyba nie trudno było zgadnąć. Cały czas zastanawiam się czy powinnam coś zrobi, a jeśli tak, to co? Koniec z zadręczaniem się. Koniecznie muszę coś wymyślić, bo inaczej nie dam rady funkcjonować. Mogę zrobić tylko jedną rzecz...
*
-Jeden do Madrytu- powiedziałam i wyjęłam portfel. Zgadnijcie gdzie jestem? Tak, znajduję się właśnie na największym, Londyńskim lotnisku i za chwilę mam lot do Madrytu... Czemu ja jestem taka głupia? Czemu znowu rzucam wszystko i lecę do Sergio? Ja dla niego nic nie znaczę, a i tak zawsze mu ulegnę. No nic, będę się nad tym zastanawiać, kiedy znowu będę siedzieć pod kołdrą i ryczeć z jego powodu. 
   Prosto z lotniska pojechałam do szpitala. Wiem, gdzie teraz znajduje się ojciec Sergio, bo kiedy tylko samolot wylądował, zadzwoniłam do Rene, brata Ramosa. Chłopak wyraźnie się ucieszył, kiedy mu powiedziałam, że jestem w Madrycie. Jednak poprosiłam go, żeby nic nikomu nie mówił. 
   Jedna z pielęgniarek zaprowadziła mnie do sali, w której jest tata Sergio. Przed pomieszczeniem siedzieli Rene, Miriam no i oczywiście Pilar. W środku siedział Sergio. A gdzie jego mama? 
-Dobrze, że już jesteś. Siedzi tam- Rene wskazał na brata -Cały dzień, nic nie je, nie pije. Martwimy się o niego. Poza tym nie pozwala nikomu wejść do środka- 
-Mogłabyś z nim porozmawiać?- spytałam Miriam, ocierając łzę. Kiwnęłam głową, odstawiłam walizkę i weszłam do środka. Kiedy zamknęłam drzwi, Sergio nawet nie drgnął. 
*w tym samym czasie*
-Może chociaż jej posłucha- odparła Miriam i oparła głowę na ramieniu brata.
-A przepraszam kim ona jest? Jakim prawem w ogóle tam weszła?- oburzyła się Pilar. Od momentu, kiedy Sergio wyrzucił ją z sali, jest obrażona na cały świat. Zresztą ona widzi ich 'związek' trochę inaczej...
-'Kim ona jest'?- spytał zdziwiony Rene -Ona jest jedyną osobą, która może przemówić Sergio do rozsądku- 
-A to niby dlaczego?- zapytałam naburmuszona Pilar.
-Bo ją kocha- wtrąciła Miriam. 
*wracają do bohaterki :)*
   Chwyciłam krzesło stojące pod ścianą.
-Chcę być sam- burknął. Nawet nie miałam zamiaru stamtąd wyjść. Nie po to leciałam tyle kilometrów, żeby teraz siedzieć samotnie na korytarzu. Postawiłam krzesło koło niego i usiadłam. Nie zwrócił na mnie uwagi, nawet na mnie nie spojrzał -Powiedziałem, że chce być sam- odparł, a jego łza spadła na prześcieradło. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zawsze, a przynajmniej z reguły, był uśmiechnięty. Złapałam go za rękę. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, taki odruch. W tym momencie po raz pierwszy na mnie spojrzał. Delikatnie się uśmiechnęłam. Nie za bardzo wiem, co mam powiedzieć i czy w ogóle mam coś mówić -Co Ty tu robisz?- 
-A jak myślisz?- przytulił mnie tak mocno, jak jeszcze nigdy. Czułam, że się uspokaja, a jednocześnie dał upust wszelkim emocjom... Sergio po prostu się rozpłakał. Może nie beczał jak Gerard, kiedy jest głodny, ale łzy non stop spływały mu po policzkach. Pierwszy raz od dawien dawna to ja jestem pocieszycielką.
   Po kilkunastu minutach, Sergio oderwał się ode mnie.
-Powinieneś coś zjeść- 
-Nie zostawię go samego- wskazał na tatę. Złapałam jego dłoń, a jego palce wplotły się w moje.
-Nie zostanie sam. Nie zapominaj, że na korytarzu jest jego żona i dzieci- kąciki ust delikatnie mu się uniosły. Wstał i wyszliśmy z sali. 
-Przepraszam, a co Ty tu robisz?!- spytała z wielkim wyrzutem mama Sergio.
-I dlaczego trzymasz go za rękę?!- zapytała zszokowana Pilar. Nie zwracając na nich uwagi, szliśmy dalej. Sergio objął mnie w tali i poszliśmy do bufetu. Prawdę mówiąc chciałabym zobaczyć minę Pilar. Z pewnością była bezcenna. 
   Po zjedzeniu 'przepysznych' kanapek, wróciliśmy na chwilę do sali. Sergio wszedł do środka, ale tym razem zostawiłam go samego. Chciał się pożegnać, więc nie będę mu przeszkadzać. 
-Na prawdę dziękuję, że przyjechałaś- powiedziała Miriam i mnie przytuliła.
-Oboje dziękujemy- dodał Rene. 
-Nie ma sprawy- 
-Zostaniesz na dłużej?- spytał. Spojrzałam na Sergio, a potem znów na Rene.
-Zdecydowanie tak- 
*
   Ze szpitala pojechaliśmy do domu Sergio. Nie powinnam, a właściwie nie chcę go teraz zostawiać samego. Sergio zabrał mój bagaż do sypialni, a ja w tym czasie zadzwoniłam do Ikera.
-Jula?- spytał mega zdziwiony. Chyba nie spodziewał się, że zadzwonię do niego tak szybko. 
-Tak, słuchaj jestem w Madrycie i na razie zatrzymałam się u Sergio-
-Dlaczego?- przerwał mi.
-Cris mi powiedział co się stało, więc stwierdziłam, że muszę tu być -mam dziwne przeczucie, że Iker się uśmiechnął. Tak, to dziwne... Rozmawiam z nim przez telefon, a wydaje mi się, że widzę jego mimikę twarzy- Może jutro się spotkamy? Prawdę mówiąc trochę się stęskniłam- 
-Jasne, może przyjedziemy do was?- zaproponował -A nie, czekaj. Jutro są urodziny Sergio, prawda?- 
-Tak, i?- 
-Urządzamy mu imprezę w domu Crisa, także przyjedź z nim na 20, okej?-
-Jasne-
-A, przypomnij mi jutro, żebym odwołał striptizerki- 
-Słucham?- usłyszałam głos Sary w tle. Czego faceci nie wymyślą... 
-Przecież mówię, że odwołam- odparł lekko zestresowany Iker. 
-Dobra, ja muszę kończyć. Także do jutra. Pozdrów wszystkich- odłożyłam telefon na stół. Poszłam do sypialni, w której jest Sergio -Gdzie masz łazienkę?- wskazał mi białe drzwi. Wyjęłam z torby piżamę i poszłam się umyć.
   Kiedy wyszłam z łazienki, Sergio już nie było. Otworzyłam drzwi od pokoju, w całym domu jest ciemno. Nie będę już do niego szła. Wskoczyłam pod kołdrę i próbowałam zasnąć.
   Po godzinie męki, nie wytrzymałam. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Sergio.
-Tak?- odparł lekko zaspanym głosem.
-Mógłbyś do mnie przyjść? Czuję się lekko nieswojo...-
-Jula? Yyy, dobra zaraz będę- rozłączył się, a po chwili był w pokoju. Położył się koło mnie. Objął mnie, a ja się w niego wtuliłam. Ponieważ sypia w samych bokserkach, byłam przytulona bezpośrednio do jego kaloryfera. Jak ja kocham te mięśnie -To, że się czujesz nieswojo...- 
-No?-
-To był tylko pretekst?- spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
-Poniekąd była to prawda- pocałował mnie. Brakowało mi tych ust.
-Dziękuję, że przyjechałaś- powiedział, a po kilku minutach, spałam jak niemowlę.
*
   Szybko nowy rozdział, a to wszystko dzięki Pauli K. której dedykuje ten rozdział :)