sobota, 2 lutego 2013

"Nic Ci nie jest?"

   Dawno nie nosiłam moich bryczesów. Chyba mi się troszkę przytyło... No nic, trzeba iść. Otworzyłam drzwi  i poszłam w głąb stajni. Przy jednym boksie zebrali się wszyscy Królewscy.
-No wyglądasz zajebiście!- krzyknął z radością Fabio.
-Jaką mam śliczną siostrę- powiedział dumnie Iker. Przecisnęłam się przez drużynę i weszłam do boksu. Przede mną stał cudny, siwy koń. Jest pięknie zbudowany. Na pierwszy rzut oka widać, że jest silny i uparty.
-Poznaj Torreadora- powiedział Sergio i poklepał konia po szyi.
-Hej, przystojniaku- powiedziałam i pogłaskałam go po chrapach (czyt. pyszczku :D)
-Ale ja stoję tutaj- powiedział oburzony Cris. Uśmiechnęłam się do niego, a on puścił mi oczko.
-To co? Wprowadź go na halę- odparł Ramos. Chwyciłam wodze i wyszłam z koniem. Oczywiście szłam za Królewskimi, no bo jak oni by mogliby pomyśleć o puszczeniu mnie pierwszej. Po wejściu na hale oniemiałam. Jest mega duża, na pewno niedawno zbudowana. Wokół ujeżdżalni są trybuny.
-Wygląda jak mini Santiago Bernabeu- powiedziałam, a chłopaki zgodnie przytaknęli. Wprowadziłam Torreadora na środek i zaczęłam dopasowywać strzemiona.
-Pomóc Ci?- krzyknął Sergio.
-Nie dzięki, dam sobie radę- co prawda dawno nie wsiadałam na konia. Ostatni raz siedziałam w siodle jakiś rok temu, ale z jazdą konną jest jak z jazda na rowerze- nie zapomina się. Oczywiście trochę mi zajmie zanim się przyzwyczaję. Królewscy siedli na trybunach, w najniższym rzędzie. No to teraz albo nigdy. Chwyciłam wodzę i odbiłam się od ziemi. Wsiadłam za pierwszym razem. Podciągnęłam popręg i ruszyłam. Na początku stęp. Już czuję, że Torreador to żywy koń. Postępowałam nim 10 minut i zaczął się kłus.
-Jak ty się zgrabnie poruszasz w tym siodle- powiedział zawadiacko Cris, kiedy koło nich przejeżdżałam. Za to oberwał od Ikera, a ja pokazałam mu ( po raz drugi dzisiaj) środkowy palec. Zaczęłam robić wolty, serpentyny. Torreador jest bardzo łatwym koniem, ale trzeba mieć do niego podejście. Czas na moją ulubioną część - galop. Lekko dotknęłam Torreadora łydką i popuściłam wodze, a on pięknie ruszył. Nawet od dobrej nogi! Zebrałam go i zaczął się najcudowniejszy fragment jazdy. Spadła mi gumka z włosów, więc zaczęły powiewać.
-Wyglądasz zjawiskowo!- zaczął drzeć się Cris. Czy go totalnie porąbało? Po 10 minutach galopu w jedną i drugą stronę, wróciłam do kłusa. Torreador lekko się spocił, ale czuję że nie jest jeszcze bardzo zmęczony.
-Może spróbujesz coś skoczyć?- zasugerował Sergio.
-Dlaczego nie- Ramos zszedł z trybun, zabierając ze sobą Marcelo i ustawił przeszkodę.
-Dasz radę 1.50 m?- spytał. Kiwnęłam głową. Ustawili w sumie cztery przeszkody. Sergio pokazał mi, w jakiej kolejności mam jechać, po czym wrócili na miejsce.
-No to co mały? Jedziemy- szepnęłam Torreadorowi i delikatnie dotknęłam go łydką. Koń od razu zareagował. Niesamowite jest to, jak mało siły trzeba użyć, żeby go ruszyć. Wyjechałam z zakrętu i jechałam prosto na przeszkodę. Przed samym skokiem dodałam łydki i pofrunęłam. Przy lądowaniu lekko mnie wyrzuciło, ale Torreador wylądował pięknie. Królewscy zaczęli bić brawo. No to teraz kolejna stacjonata. Tym razem poszło mi lepiej. Jeszcze jeden skok... Cudownie! Teraz ostatnia, najwyższa przeszkoda. Ta ma bodajże 1.60 m. Nagle, kątem oka zauważyłam Pilar. Podeszła do Sergio, który ją namiętnie pocałował i wtedy...
-Jula!- usłyszałam krzyk Ikera.
-Nic Ci nie jest?- spytał Jose.
-Nie, jest okej- powiedziałam. Po prostu nie zauważyłam przeszkody i spadłam.
-Tak to jest, kiedy niedoświadczeni wsiadają na konia- usłyszałam głos Pilar. Znowu... Znowu zaufałam Sergio. Dlaczego mu uwierzyłam, że nic go nie łączy z Rubio?
-Myślę, że na dzisiaj starczy- powiedział Iker i pomógł mi wstać.
-Nie ma takiej opcji!- odparłam i otrzepałam bryczesy -Spróbuję jeszcze raz-
-Nie!- w głosie Ikera wyczuwam nutkę złości zmieszaną z... lękiem? Nie zwróciłam na to uwagi. Chwyciłam Torreadora, który po moim upadku od razu się zatrzymał i ciągle stał w jednym miejscu. Złapałam go za wodze i wsiadłam -Jula zejdź z niego!- rozkazał mi Iker, ale wciąż go ignorowałam. Wycofałam konia i ruszyłam galopem. Ciągle słyszałam głos Pilar w głowie. Wyjeżdżałam już na wprost przeszkody.
-No dajesz mały- wyszeptałam. Dodałam łydki, koń się wybił i pięknie wylądował. Nawet się nie zachwiałam. Torreador po prostu przefrunął przeszkodę. Pierwsze co zrobiłam, to spojrzałam na Pilar. Jej mina była warta upadku. Skoczyłam jeszcze dwa razy i zaczęłam stępować. Po 15 minutach zsiadłam, zaprowadziłam konia do boksu i rozsiodłałam go.
-Będę w samochodzie- powiedział Iker i wyszedł ze stajni. Jest na mnie wkurzony. Wzięłam ogłowie oraz siodło i zaniosłam je do siodlarni. Zaczęłam ściągać buty, kiedy do pomieszczenia wparował Sergio. Nie chciałam nawet na niego patrzeć, więc odwróciłam się w jego stronę plecami.
-Nieźle skaczesz!- pochwalił mnie i objął w pasie.
-Zostaw mnie- warknęłam i wyrwałam się z uścisku.
-O co Ci chodzi?- spytał zdezorientowany.
-O co mi chodzi?- odwróciłam się do niego -Jesteś podłym egoistą! Nic Cię nie łączy z Pilar? Właśnie widziałam. Widzę, że lubisz wykorzystywać naiwność ludzi. Co, nowe hobby?-
-Chodzi Ci o ten pocałunek z Pilar? Nie przesadzaj. To nic dla mnie nie znaczy- jego zachowanie mnie dobija.
-To po jaką cholerę z nią jesteś? Po co robisz jej nadzieję skoro dla Ciebie to nic nie znaczy? Po co robisz mi nadzieję?- spytałam z wyrzutem i smutkiem. Czuję, że napływają mi łzy do oczu. Nie chciałam, żeby zobaczył że mi na nim zależy, więc znowu odwróciłam się plecami -Mógłbyś teraz wyjść, bo chcę się przebrać- powiedziałam łamiącym się głosem. Hiszpan posłusznie wyszedł, a ja znów poczułam, że się na nim zawiodłam...
-Dzięki, że mnie tu przywiozłeś- powiedziałam do Iker. Nawet nie zareagował -Torreador jest na prawdę świetny- znowu cisza. Zrozumiałam o co mu chodzi -Iker, przepraszam. Musiałam na niego wsiąść-
-Nie musiałaś- burknął.
-Jest taka 'zasada', że jeśli spadniesz, to musisz od razu wsiąść bo inaczej następnym razem będziesz się bał-
-Mogłaś sobie coś zrobić. Nie pozwolę, żebyś ryzykowała zdrowie dla koni-
-Ale Iker...-
-Żadne 'ale'. Zabraniam Ci jeździć konno- resztę drogi siedzieliśmy w ciszy. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, poszłam od razu do pokoju. Wzięłam prysznic, wyszykowałam się, a o 17 przyjechał po mnie Max.

2 komentarze:

  1. Masz pisać dalej i dodawać szybko rozdziały a nie mi się tu lenisz :P
    a rozdział jak zawsze - świetny!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. suuper. z niecierpliwością czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń